Marco Goecke stracił stanowisko dyrektora baletu w głównej operze Hanoweru. Jak sam ocenia, reakcja była "nieco przesadzona".

W niedzielny wieczór [12 lutego] w największym teatrze operowym Hanoweru Marco Goecke, uznany niemiecki choreograf, rozsmarował odchody swego leciwego jamnika Gustava na twarzy krytyczki tanecznej.="#s.embed_link-k.c-b.1-l.1.zw">

Pięćdziesięcioletni Goecke utracił posadę dyrektora teatru. Na konferencji prasowej w czwartek dyrektorka artystyczna hanowerskiej opery Laura Berman oznajmiła, że Marco Goecke „za porozumieniem stron" odchodzi z dotychczasowego stanowiska.="#s.embed_link-k.c-b.1-l.2.zw">

Można się było spodziewać, że decyzja ta zakończy kuriozalną sprawę, która odbiła się echem w międzynarodowych mediach i wywołała wstrząs w świecie tańca. Lecz kariera Marco Goeckego bynajmniej nie dobiegła kresu.

Nie można skreślać ludzi

W wywiadzie udzielonym przez telefon Laura Berman zapewniła, że Balet Państwowy w Hanowerze w dalszym ciągu będzie wystawiał jego sztuki; 24 lutego w ramach potrójnego spektaklu zaprezentowane zostanie jego dzieło „Hello Earth" [tekst "The New York Times" ukazał się 16 lutego]. Prace Goeckego, jak to określiła Berman, „nie mają sobie równych", a jego działalność artystyczną powinno się oddzielać od niemożliwego do usprawiedliwienia incydentu.