EN

24.03.2023, 10:21 Wersja do druku

Do zobaczenia, Łukaszu

Teatr się nie klika, ale szczerze mówiąc, mam dzisiaj gdzieś zarówno teatr, jak i klikanie. Przychodzi mi bowiem dopełnić smutnego obowiązku i pożegnać kolegę. Zapamiętam dwa nasze spotkania. Pierwsze na krakowskiej premierze Wesela Jana Klaty w NST w 2016 roku, drugie – szczególne, w trakcie pierwszych za Jego kadencji w Bydgoszczy Prapremierach, do współkuratorowania których zaprosił nas wtedy z prof. Joanną Ostrowską.

fot. Tytus Żmijewski/PAP

W Krakowie pojawił się wtedy tuż po wygranym konkursie na stanowisko dyrektora bydgoskiego teatru, który przyniósł mu całe mnóstwo hejtu i histerycznych ataków zwolenników poprzedniej dyrekcji. Mimo że się nie znaliśmy, byłem wtedy jedną z nielicznych broniących Go w internecie osób. Oburzało mnie wtedy i oburza do dzisiaj, że jedynym grzechem tego młodego, dobrze zapowiadającego się aktora, reżysera i dyrektora teatru (był tuż po dyrektorskiej kadencji w Gnieźnie) było to, że ośmielił się mieć ambicję i wystartować w prawomocnie ogłoszonym konkursie, naruszając niestety tym samym interesy panujących w polskim teatrze do dzisiaj towarzystw wzajemnej adoracji. Podszedł do mnie na ulicy Jagiellońskiej i się przedstawił. Gajdzis z Bydgoszczy, chciałem panu podziękować, nawet nie wie pan, jakie to dla mnie ważne. Te kilka głosów wsparcia. Jestem na skraju wyczerpania nerwowego, nie śpię po nocach, bo nie mogę o niczym innym myśleć. Do dziś próbuję zrozumieć, co ja takiego złego zrobiłem? Dopiero gdy wyrzucił z siebie ten krótki zapis emocji, zauważyłem, jak jest przygarbiony i zmęczony, jak wiele kosztował Go ten stormshit. Pierdol to, Łukaszu – powiedziałem mu wtedy – rób swoje, za miesiąc rzucą się do gardła komuś innemu. Uśmiechnął się, choć nie było mu wtedy do śmiechu, zwłaszcza że część środowiska obecnego na premierze Klaty w Starym jawnie okazywała mu wrogość.

Kilka miesięcy później spotkaliśmy się w Bydgoszczy na flagowym festiwalu Teatru Polskiego – Prapremierach. Był już w dużo lepszej formie, powiedział mi, że sytuacja się uspokoiła, dostał mnóstwo wsparcia od różnych osób, w tym chyba to najważniejsze – od dyrektora Teatru Powszechnego w Warszawie, jego bydgoskiego poprzednika, Pawła Łysaka, które tak po ludzku bardzo mu pomogło i bardzo go zbudowało. Po dwóch pierwszych dniach festiwalu okazało się, że nie pojawia się we foyer przed rozpoczęciem przedstawień. Wraz z Joanną Ostrowską zrugaliśmy Go delikatnie, że w takim mieście jak Bydgoszcz, w pierwszym roku dyrekcji nie może Go nie być, że powinien witać widzów, bo ważne dla niego i dla teatru jest to, żeby bydgoszczanie Go poznali, żeby się dowiedzieli, kto jest gospodarzem tak ważnej wtedy (bo jedynej) instytucji teatralnej w ich mieście. Akurat następnego dnia Krystyna Janda miała grać „Zapiski z wygnania”, wiadomo więc, że „na gwiazdę” przyjdzie cała bydgoska elita. Przychodzimy na spektakl, a tu we foyer niespodzianka: czarujący, uśmiechnięty Łukasz w eleganckim „canneńskim” smokingu wita gości. Całuje po rękach panie w wieczorowych sukniach, panom podaje mocny uścisk ręki, wszyscy są oczarowani. Bydgoska „Małgorzata” świetnie odrobiła lekcję udziału w festiwalowym „balu u szatana”. Podchodzimy do niego z Joanną z otwartymi ze zdziwienia ustami, a on, widząc w naszych oczach zaskoczenie, uśmiecha się szelmowsko i rzuca nonszalancko: No, co?! Mówisz i masz?!

Łukaszu, coś ty najlepszego narobił! Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma! Wróć proszę, a będzie się szło w Twoją stronę, jakby się wcale nie chciało, pomalutku na lekko obrażonych łapach. Do zobaczenia, Łukaszu w świecie lepszym niż ten teatralny, czyli w każdym!

Tytuł oryginalny

TSNK/27

Źródło:

www.aict.art.pl
Link do źródła