„TRZASK PRASK” na podstawie „Dwóch powieści ruchu” Mateusza Górniaka w reż. Krzysztofa Zyguckiego w TR Warszawa. Pisze Rafał Turowski na stronie www.rafalturow.ski.
Spektakl powstał na podstawie prozy Mateusza Górniaka Dwie powieści ruchu. Tę pierwszą można było sobie darować.
Podczas przerwy wyszedłbym i nigdy już nie wrócił. Ale antraktu nie było (sprytne). Bo powiedzieć, że pierwszego aktu nie zrozumiałem, to jakby nic nie powiedzieć. Może zabrakło mi kluczy kulturowych do odczytania intencji twórców, może powinienem był zapalić przed, a może – po prostu nie było wiadomo, o czym to było. Gdyby był to film – napisałbym coś o „kinie drogi”. Czeskim.
Druga jednak część to jakby spektakl z innego teatru. Oglądamy bowiem prawie nieprogresywną opowieść o spotkaniu dwojga ludzi, którzy dają sobie szansę. Zamiast kwiatów i wyznań miłosnych jest zapiekanka i story o akcji ratowniczej (nasz bohater jest strażakiem); zamiast głębokiego patrzenia w ócz głębię jest wspólne wyjście na basen. Jest wzmacniacz – nie wiadomo po co, ale jest. Jest nawet potrzeba wyjścia do toalety – w pierwszej kolejności wśród zadań do wykonania, i jak sądzę cała widownia współempatyzowała w tej potrzebie z naszą bohaterką. Mamy co prawda o co najmniej trzy zakończenia za dużo (zdaje się jest taki trend w młodym polskim teatrze), a ostatnie projekcje nic nie wnoszą, a może właśnie są zbyt dosłowne, tak jakby twórcy nie zaufali wrażliwości widzów.
Ale mimo to tę część Trzasku Prasku ogląda się dobrze, jest błyskotliwa, dowcipna, momentami nawet wzruszająca. Song świetnego zresztą Filipa Zaręby, w basenowej scenie – w roli matrony wyraźnie lecącej na strażaka – jest fantastyczny. Delikatni i krusi (krusi!) w rolach kochanków są Inga Chmurzyńska i Damian Sosnowski, wszyscy na widowni trzymaliśmy za nich kciuki, a z „corowego” składu TR, jak zawsze z tarczą poruszają się w trudnym materiale – Monika Frajczyk i Jan Dravnel.
Rzecz chyba najbardziej o tym, że nigdy nie wiadomo. Ale – że warto dać sobie szansę. Bo – jak mówi jeden z bohaterów – jak się nie zrobi, to się nie będzie wiedziało. Morał ten uważam za bezwzględnie trafny.