Rozmowa z JERZYM FEDOROWICZEM - aktorem, reżyserem teatralnym.
Kogo, jak nie ciebie, prosić o wspomnienie o Jerzym Treli. Będę słuchał, nie będę przeszkadzał...
- ...wiedziałem, że Jurek odchodzi, odwiedzałem go w szpitalu, pomagałem, w sobotę 14 maja pożegnaliśmy się. Dałem mu jeszcze pić, a po kilku godzinach zgasł przy rodzinie. Popłakałem się, odszedł największy przyjaciel. Było nas tak zwanych czterech kumpli - Trela, Janusz Szydłowski, Wiesiu Wójcik i Fedor - czyli ja. Takiej przyjaźni już nie ma.
- Opisałem nasze przeżycia w książce „Absolwenci 69". Wspominam w niej wszystkich kolegów ze studiów w krakowskiej szkole teatralnej. Powtarzałem pierwszy rok, bo przekroczyłem pewne granice przy obchodach pierwszomajowych. Byłem wtedy zarozumiały, pyszałkowaty, spotkałem nowych, takich jak: Marian Dziędziel, Henryk Talar, Leszek Teleszyński, Mikołaj Grabowski. Któryś z wykładowców kazał coś wyrecytować i jak Trela zaczął przedstawiać tekst Juliana Kawalca z „Tańczącego jastrzębia", to wszyscy zaniemówili. Pomyślałem - ale „talenciakiem" jest ten chłopak! Sprowadził mnie na ziemię: „Boże, co ja tutaj robię, czy nauczą mnie tego, co Trela miał już wrodzone?".