Logo
Recenzje

Tramwaj zwany przemocą

11.06.2025, 17:05 Wersja do druku

„Tramwaj zwany pożądaniem” Tennessee Williamsa w reż. Kuby Kowalskiego w Teatrze Osterwy w Lublinie. Pisze Malwina Kiepiel w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

Wbrew szczegółowości didaskaliów sztuki Tennessee Williamsa, reżyser Kuba Kowalski świadomie rezygnuje z ich bezpośredniej realizacji. Nie zobaczymy wnętrz domu amerykańskiego Południa – zamiast tego pojawiają się jedynie zwiewne firany. Ten surowy, wydestylowany z rekwizytów świat staje się zaskakująco bogaty dzięki muzyce na żywo, granej na gitarze basowej przez Borysa Kunkiewicza. Muzykalność, o której pisał Jacek Poniedziałek we wstępie do swojego przekładu dramatu, zostaje tu rozciągnięta na cały spektakl: nie tylko słowo, ale także ruch i rytm są traktowane jako elementy teatralnej partytury.

Już w pierwszych minutach spektaklu rozbrzmiewa szlagier Alicji Majewskiej „Jeszcze się tam żagiel bieli”, który wprowadza nas w ton opowieści. Ta piosenka – będąca nie tylko nostalgicznym odniesieniem, ale i szyfrem do odczytania świata przedstawionego – wybrzmiewa jak credo reżysera. „Bo męska rzecz być daleko, a kobieca – wiernie czekać” – cały spektakl Kowalskiego jest bowiem o tym: o tradycyjnych rolach płci, o czekaniu i odchodzeniu, o sile, która niszczy, i o nietzscheańskiej frazie: „co nas nie zabije, to nas wzmocni”.

Taka estetyka wpisuje się w rozpoznawalny styl reżyserski Kowalskiego – muzyka na żywo i silny podział scen na rytmiczne sekwencje pojawiały się już w Uwolnieniu (WTW) czy Krwawych godach (Teatr Żeromskiego w Kielcach). W lubelskim Tramwaju… reżyser wyraźnie strukturyzuje przedstawienie: sceny „męskie” przypominają choreograficzne popisy – są dynamiczne, rytmiczne, niemal jak stepowanie. Sceny „kobiece” to z kolei przestrzeń rozmów, napięć, zawieszonego pragnienia i tłumionej frustracji.

Ten formalny podział wynika z koncepcji inscenizacyjnej – Kowalski dzieli świat przedstawiony na dwie sfery: męską i kobiecą. Aktorki ubrane są w kostiumy stylizowane na lata 60. – czerwone sukienki z podkreśloną talią; mężczyźni przypominają bigbitowców – białe, obcisłe T-shirty i ciemne spodnie. To zabieg nie tylko estetyczny, ale i symboliczny: kobiety są przedstawione jako obiekty pożądania i miłości, mężczyźni – jako uosobienia fizyczności, dominacji, ekspresji ciała. W jednej ze scen Stanley rzuca do kobiety: „morda w kubeł!” – to nie tylko obelga, ale i znak świata, w którym przemoc, także słowna, jest społecznie akceptowana.

Świat kobiet to natomiast przestrzeń wspólnoty, emocjonalnych napięć i prób wzajemnej ochrony. „Wyszłaś za wariata” – mówi jedna z postaci, nie w tonie osądu, lecz współczującego zrozumienia.

Przemoc w tym spektaklu nie ogranicza się do fizyczności czy ekonomicznego podporządkowania – realizuje się także w języku: protekcjonalnym, przesiąkniętym mizoginią. W wypowiedziach mężczyzn wielokrotnie pojawiają się zwroty typu „jagniątko ty moje”, które z pozoru brzmią czule, a w rzeczywistości zdradzają ton dominacji. Kobiety nie są partnerkami w dialogu, lecz adresatkami emocjonalnych manipulacji.

Świadoma redukcja scenografii – rezygnacja z dosłowności – kieruje całą uwagę na aktorów i ich fizyczną obecność. W spektaklu Kowalskiego ta obecność jest wyjątkowo intensywna również dlatego, że grany jest bez mikroportów – co dziś w teatrze jest rzadkością.

W centrum spektaklu znajduje się Stanley Kowalski, grany przez trzech aktorów: Daniela Dobosza (gościnnie), Krzysztofa Olchawę i Macieja Grubicha. Każdy z nich wnosi na scenę inny rys postaci: siłę, brutalność, neurotyczność. Dominuje Dobosz – jego Stanley to nie tylko „piękny cham”, ale pełnokrwista figura toksycznej męskości. Nie kopiuje filmowego Marlona Brando, ale tworzy postać drapieżną i zarazem niepewną – tyrana-uwodziciela.

Blanche DuBois także została ukazana jako postać rozszczepiona – grają ją trzy aktorki: Jolanta Rychłowska, Marta Ledwoń i Justyna Janowska. Każda z nich wnosi inną jakość i reprezentuje odmienny etap egzystencjalny bohaterki. Choć ten zabieg nie zawsze jest czytelny dla widzów nieznających tekstu oryginału, można przypuszczać, że chodziło o pokazanie Blanche i Stanleya jako archetypów – kulturowych ról przypisywanych kobietom i mężczyznom.

Nie zmienia to faktu, że portret Blanche – zwłaszcza w interpretacji Justyny Janowskiej – jest przejmujący. Jej bohaterka balansuje między dumą a lękiem, erotyzmem a upokorzeniem. To kobieta, która po prostu nie mieści się już w świecie stworzonym przez mężczyzn.

W finale, gdy świat przedstawiony się rozpada, a iluzja Blanche zostaje ostatecznie zdarta, bohaterka wypowiada swoje najsłynniejsze zdanie: „Zawsze polegałam na uprzejmości obcych.”

To wyznanie rezonuje nie tylko z jej losem, ale i z całym spektaklem – z opowieścią o rolach, które przyjmujemy: kobiecych, męskich, społecznych. I może właśnie dlatego Tramwaj zwany pożądaniem Kuby Kowalskiego – mimo inscenizacyjnych nieoczywistości – pozostaje trafnym studium o tym, jak bardzo chcemy kochać i jak często musimy po prostu przetrwać.


Tytuł oryginalny

Tramwaj zwany przemocą

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Malwina Kiepiel

Data publikacji oryginału:

11.06.2025

Sprawdź także