„Łubu-dubu, łubu-dubu, niech nam żyje dyrekcja naszego teatralnego klubu. Niech żyje nam" - śpiewamy pochwalnie i pokutnie o Kieleckim Teatrze Tańca.
„Ciągle pracują, wszystkiego przypilnują. Jeszcze inni, niektórzy, wtykają im szpilki. To nie ludzie, to wilki" - parafrazujemy dalej, wzór biorąc z trenera drugiej klasy Wiesława Jarząbka, który nagrywał swoje peany do urządzenia rejestrującego w gabinetowej szafie prezesa klubu sportowego Tęcza - Ryszarda Ochódzkiego.
Wokół KTT są ponoć wilki, ale jest też kilku Jarząbków. Ale po kolei.
Zaczęło się od tego, że czytelniczka, której dziecko uczęszcza na zajęcia Szkoły Kieleckiego Teatru Tańca, poskarżyła się nam na wysokie jej zdaniem opłaty przy okazji wieńczącego sezon spektaklu. Oprócz 130 zł za miesiąc musiała wykupić za pośrednictwem teatru body i buty dla dziecka za 110 zł i jeszcze zapłacić 20 zł za bilet.
Dużo? Dla kogoś może nie, dla niej akurat tak. Tym bardziej że - zwróciła uwagę - KTT jest wspierany z budżetu miasta, czyli „z naszych podatków".