„Kongo” w reż. Hanny Pasiecznej w Teatrze Capitol w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze Dla Wszystkich.
Warto zwrócić uwagę na ten spektakl z kilku powodów, przynajmniej z dwóch na pewno. Po pierwsze: przedstawienie wg scenariusza Pawła Kadłuba Stankiewicza i Hanny Piasecznej (reżyseria, scenografia, choreografia) wypełnia lukę, jaka istnieje w polskim teatrze jeśli chodzi o realizacje przygotowywane z myślą o starszej młodzieży. Po drugie: na scenie w młodych bohaterów wcielają się ich równolatkowie i to dzięki ich autentyzmowi i zaangażowaniu oglądamy pełną energii historię o tym, jak otaczający świat i technologiczny rozwój wpływają na życie i międzyludzkie relacje rywalizujących ze sobą dziewcząt. Jest wśród nich tylko jeden chłopak, ale odegra ważną rolę jako neutralizator rodzących się podczas przygotowywania do castingu konfliktów.
A jako że mowa jest o castingu, wśród jurorek, zaproszonych do oceny, zobaczymy obok Aurelii Luśni, odpowiedzialnej za stronę wokalną i samej reżyserki, również Elżbietę Zapendowską, która swoim zwyczajem, krótkim, charakterystycznym tylko dla siebie komentarzem, podsumowuje poszczególne prezentacje śpiewających dziewcząt.
Jak przystało na musical, „Kongo” jest pełne muzyki i tańca. Szczególne wrażenie robi przygotowanie wokalne młodych adeptów, którzy są już bardzo dobrze dysponowani pod względem emisyjnym i intonacyjnym, co słychać najlepiej w utworach śpiewanych na kilka głosów. Podczas spektaklu słyszymy zarówno piosenki wykonywane solo, w duetach i tercetach, jak i utwory zespołowe. Trudno w nich usłyszeć jakikolwiek fałszywy ton. Pomimo, że młodych aktorów rozpiera energia, a temperament i żywiołowość ani na moment ich nie opuszczają, perfekcja wokalna jest w tej inscenizacji naprawdę godna podziwu. Robi też wrażenie przygotowanie aktorskie, albowiem wszyscy wykonawcy w swoich solowych prezentacjach doskonale wiedzą o czym śpiewają i co chcą przekazać publiczności. Kilku prawdziwie zawodowych interpretacji nie powstydziłby się już dzisiaj nawet Festiwal Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.
Dobrze z nastrojem przedstawienia współgra muzyka Pawła Kadłuba Stankiewicza. Wtedy kiedy dochodzi do konfliktów jest dynamiczna i pełna nawet ostrych rockowych brzmień, w innych momentach, szczególnie osobistych wyznań dziewcząt, niekiedy bardzo nawet wstydliwych, intryguje ciekawie potraktowanym liryzmem i pozwala na osobiste wyartykułowanie wszystkich najbardziej refleksyjnych tonów.
Scenariusz przedstawienia może nie jest jakoś szczególnie wyszukany, bo operuje sporą dawką stereotypów, które krążą wokół tego, jak postępuje dzisiejsza młodzież i jakim hołduje wartościom, co jest dla niej najbardziej istotne i co przede wszystkim ma wpływ na relacje z rówieśnikami i nauczycielami. Dialogi głównie dotyczą czasu dojrzewania młodych ludzi, którzy próbują w różny sposób odnaleźć się w otaczającej rzeczywistości. A ta jak wiadomo, nie zawsze im sprzyja, bo jest pełna hejtu, obojętności, medialnego blichtru, fałszu i kultu perfekcji oraz fizycznego piękna za wszelką cenę.
Najważniejszy jednak w tym wszystkim jest fakt, że oto spróbowano podjąć w teatrze i pokazać w atrakcyjny sposób na scenie najważniejsze problemy i zagadnienia, z którymi zmaga się dzisiejsza młodzież, nie zawsze rozumiana i znajdująca wsparcie wśród starszych. Również w szkole, bo ta nie zawsze bywa rajem. Zwłaszcza, kiedy próbuje być na głucha na to, co najbardziej uczniów boli i co im doskwiera . Pozytywny finał każe wierzyć, że młodzi ludzie jednak się w naszej coraz trudniejszej i skomplikowanej rzeczywistości odnajdą, będą dla siebie lepsi i z empatią, bez uprzedzeń i pełni tolerancji dla wszelkiej inności, wkroczą w dorosłe życie.