Bez rozpoczęcia powszechnej i otwartej dyskusji na temat obowiązującego prawa w polskim życiu teatralnym oraz propozycji zmian, w ciągu kilku lat dojdziemy tylko nad przepaść - pisze Przemysław Skrzydelski w Internetowym Tygodniku Idei Nowa Konfederacja.
Teatr to, dzisiaj zwłaszcza, ważne narzędzie oddziaływania na rzeczywistość. Nic dziwnego zatem, że stanowiska dyrektorów teatrów za każdym razem, gdy odbywa się na nie konkurs, budzą żywe zainteresowanie. Zachodzi tutaj paradoks, na który rzadko kto zwracał uwagę. Środowisko teatralne (szeroko pojęte: aktorzy, reżyserzy, komentatorzy, krytycy, teatrolodzy czy inni badacze, w końcu także - last but not least - teatromani) doskonale wie, że tak jak i w innych dziedzinach, tak i w teatrach często o najważniejszych rozstrzygnięciach decyduje polityka. A przepisy, w pewnego rodzaju ukryciu - oferowanym przez specyfikę i elitarność tej sztuki - łatwo można pozostawić na drugim lub dalszym miejscu. Kluczem pozostaje tu właśnie to "ukrycie". Nawet widz, który bacznie obserwuje kolejne premiery, niekoniecznie już interesuje się tym, w jaki sposób podejmowane są w państwowych instytucjach (tylko o nich tu mowa) decyzje administracyjne, w przyszłości maj