Dwa razy do roku Tarnów pojawia się na mapie kulturalnej Polski. Te dwa punkciki zawdzięczamy wydarzeniom, Których wspólnym mianownikiem jest aktorstwo. Po pierwsze - Tarnowskiej Nagrodzie Filmowej, która zaliczyła właśnie swoją 36. edycję. Czyli przeliczając na wiek ludzki, to impreza w sile wieku. No i jedna z tych nielicznych okazji, by o Tarnowie pisało się poza naszymi opłotkami nie tylko z powodu gaf czy wpadek. A jeszcze zaglądają z tej okazji do nas aktorzy, reżyserzy, scenarzyści. A nuż spodobają się im nasze plenery? Zachęcam rzucić okiem poniżej, by poznać werdykty jurorów tegorocznej edycji.
Drugim naszym powodem do kulturalnej dumy jest festiwal teatralnej komedii Talia. Raz do roku mamy na deskach Solskiego ucztę spektakli ze scen z całego kraju i kupę śmiechu. No, ale w tym miejscu euforia się kończy. Bo gdzieś z okolic teatralnego foyer słychać, że o ile budżet festiwalu komedii z dużym wysiłkiem, ale jakoś uda się dopiąć, to codzienność funkcjonowania świątyni Melpomeny już wcale uśmiechu nie wywołuje. Cięcia widać gołym okiem, choćby gdy wertuje się repertuar, w którym premier najlepiej wypatrywać z lupą w dłoni. Bo tak krawiec kraje, jak mu materii staje.
Porównaliśmy budżety teatru z ostatnich lat i wyszło nam, że w ciągu trzech lat miejska dotacja skurczyła się o 15 procent! Mimo inflacji i rosnących kosztów utrzymania. Premier, nie licząc paru wyjątków, nie ma więc za co produkować, a zespół aktorski topnieje. To się nazywa wegetacja. Radni obiecują co prawda, że zrobią wszystko, żeby pacjentowi Solskiemu podać tlen, ale jak tu być optymistą słysząc z magistratu, że fundusze przeznaczane na teatr „są adekwatne do możliwości finansowych miasta". Czyli co, zamknąć? I sprzedać? Albo przerobić na tancbudę?
Pokusa oszczędzania na kulturze jest tak stara, jak samorządy. A niejaki Goebbels miał podobno powiedzieć: „Kiedy słyszę kultura, odbezpieczam rewolwer". Panie i panowie - nie idźcie w Tarnowie tą drogą!