Logo
Recenzje

Teatr, który nie potrzebuje murów

8.10.2025, 15:31 Wersja do druku

1. Festiwal Teatrów Ulicznych OFF ART w Radzyminie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. mat. organizatora

OFF ART w Radzyminie nie był tylko festiwalem. Był wspólnotowym doświadczeniem, które pokazało, że teatr uliczny nadal potrafi mówić prawdę – o świecie, o ludziach, o nas. Te cztery dni udowodniły, że teatr nie potrzebuje murów, by poruszać do głębi.

Festiwal Teatrów Ulicznych OFF ART w Radzyminie zakończył się, zostawiając w widzach coś więcej niż wspomnienia. To nie były tylko cztery dni spektakli – to była opowieść, która rozgrywała się nie na scenie, lecz w przestrzeni wspólnej. Tam, gdzie publiczność i aktorzy oddychają tym samym powietrzem. Tam, gdzie teatr nie jest dekoracją do eventu, lecz narzędziem rozmowy – trudnej, intensywnej, czasem bolesnej. Ale zawsze potrzebnej.

Poetyka ulotności i dziecięcej ufności
Ostatni dzień rozpoczął się pozornie lekko. Spektakl „Wieczna bańka” Teatru Pantomimy DAR w reżyserii Jarosława Siecha przyniósł chwilę oddechu – nie w sensie ucieczki od świata, ale jego kontemplacji. Czwórka clownów – w konwencji commedii dell’arte – odbywała podróż za „bańką mydlaną, która nie chce przeminąć”. Było to widowisko rodzinne, w którym pantomima, taniec i kontakt z widownią tworzyły wspólny rytm. Pod śmiechem i bajkową estetyką kryła się subtelna refleksja o czasie, o potrzebie chwytania chwil, o kruchości – nie tylko dzieciństwa, ale i świata. W tym sensie „bańka” była nie tyle zabawką, co metaforą – może i ulotną, ale przez to jeszcze cenniejszą.

„Raport 02” – świadectwo wojny, którego nie da się zapomnieć
Wieczorem OFF ART osiągnął punkt największej intensywności emocjonalnej. Pokaz warsztatowy „Raport 02” Teatru Opera Modern w reżyserii Jerzego Lacha – z udziałem szczudlarzy, tancerzy i aktorów z różnych stron Polski i Ukrainy – był przykładem teatru ulicznego w jego najbardziej współczesnym i zaangażowanym wydaniu. Powstały na bazie warsztatów w skansenie w Kuligowie, spektakl wyrósł z pracy z ciałem, pamięcią i emocją – i to właśnie ciało stało się tu głównym nośnikiem przekazu.

„Raport 02” nie opowiadał – on przypominał. O wojnie w Ukrainie. O cierpieniu cywilów w Strefie Gazy. O dzieciach, które znikają w ruinach, zanim zdążą poznać świat. Teatr uliczny – pozbawiony ochronnych murów i dystansu – pozwalał widzom wejść w ten świat bez filtra. Nie było tu sceny, nie było suflera. Było tylko to, co naprawdę się wydarza – ból, bunt, krzyk. I cisza po nim.

Ruch szczudlarzy, prowadzony przez Jarosława Siecha, był tu jak mechanizm pamięci – powtarzalny, rytualny, ale nigdy obojętny. Symbolika była prosta, ale przejmująca – jak gesty matek, które nie wiedzą, gdzie są ich dzieci. Publiczność milczała. Nie dlatego, że nie miała pytań, lecz dlatego, że każde z nich było krzykiem.

Wśród widzów zasiadł – zupełnie incognito – Martin Jacques z zespołu The Tiger Lillies, którego muzyka została wykorzystana w spektaklu. Siedział na trawie przed domem ogrodnika, wtopiony w tłum. Poruszony. Jak sam przyznał po spektaklu – nie był w stanie powiedzieć nic więcej poza: „thank you”.

To spotkanie było symptomatyczne. Bo właśnie o to chodzi w OFF ART – o prawdziwą obecność. Nie tę medialną, nie instytucjonalną. Ale taką, która rodzi się z potrzeby bycia świadkiem.

OFF ART – manifest obecności
Patrząc na kilka dni OFF ART w Radzyminie, trudno nie odnieść wrażenia, że uczestniczyliśmy w czymś więcej niż tylko festiwalu. To był manifest. Nie nostalgiczny powrót do złotych czasów teatru ulicznego, ale próba nadania mu nowego sensu – w świecie, który coraz mniej ufa gestowi, a coraz bardziej obrazkowi.

Tu gest wrócił. W spektaklach takich jak „Szczyt” Teatru Ósmego Dnia, „Makbet idzie na wojnę” Jerzego Lacha, „Wesele” Teatru Makata czy w finałowym „Raporcie 02” – teatr uliczny nie był tłem. Był treścią. Głosem. Czasem krzykiem, czasem szeptem, ale zawsze – wyrazem troski o człowieka.

OFF ART pokazał, że teatr uliczny nie musi wybierać między formą a treścią, między widowiskiem a zaangażowaniem. Że może być zarówno spektakularny, jak i intymny. Że nie musi konkurować z TikTokiem, ale może budować coś, czego media społecznościowe nie dadzą nigdy: wspólnotę obecności.

Czy to dopiero początek?
Debata otwierająca festiwal przyniosła pytania, które nie mają prostych odpowiedzi. Czy teatr uliczny ma jeszcze siłę buntu? Czy nie został już całkowicie przejęty przez estetykę „eventu”? Czy młode pokolenie będzie miało odwagę kontynuować ten język?

OFF ART nie dał jednoznacznych odpowiedzi. Ale dał coś ważniejszego – świadectwa. Wydarzenia, które pokazują, że teatr uliczny może być aktualny, potrzebny i poruszający. Że może mówić o wojnie, samotności, miłości, śmierci i przemijaniu – językiem obrazu, ruchu, dźwięku i obecności.

I jeśli Radzymin stanie się domem dla tej formy sztuki, która nie potrzebuje murów, to nie dlatego, że ktoś postawił scenę. Ale dlatego, że ktoś – jak Jerzy Lach, Jarosław Siech, Artur Lis i wielu innych – miał odwagę powiedzieć: zatrzymajmy się. Posłuchajmy. Bądźmy razem.

A to – w czasach rozproszenia i krzyku – znaczy więcej niż kiedykolwiek.

OFF ART w Radzyminie był nie tylko festiwalem. Był – i miejmy nadzieję, że pozostanie – próbą opowiedzenia świata na nowo. Na ulicy. Wśród ludzi. W prawdzie.

https://www.facebook.com/teatroperamodern

Tytuł oryginalny

Teatr, który nie potrzebuje murów

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

08.09.2025

Sprawdź także