Sprawa Grażyny Szapołowskiej, która zerwała przedstawienie w Teatrze Narodowym dla występu w rozrywkowym programie, to przełom w toczącej się od dawna dyskusji na temat udziału aktorów z teatrów publicznych w komercyjnych zajęciach poza macierzystą sceną - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
Znani aktorzy nie od dziś dyktują warunki dyrektorom scen, praca całych zespołów teatralnych bywa podporządkowana kalendarzowi zdjęć w serialach, filmach i talk-show. Zdarza się, że teatry muszą rezygnować z premier, bo etatowi aktorzy nie mają czasu na próby. Jan Englert jest pierwszym dyrektorem, który odważył się przeciwstawić tej patologii. Jego decyzja o dyscyplinarnym zwolnieniu aktorki to obrona istoty teatru repertuarowego. Jeżeli aktorzy nie mają czasu nie tylko na próby, ale nawet na spektakle, traci sens utrzymywanie stałych zespołów aktorskich. Teatr Narodowy dostanie w tym roku 23 mln zł publicznej dotacji, gaże należą tu do najwyższych w kraju. Nie ma żadnego powodu, aby aktorzy Narodowego chałturzyli w telewizji. Środowisko aktorskie ostro krytykuje nowe przepisy, które mają dać dyrektorom jeszcze większą kontrolę nad występami aktorów poza macierzystą sceną. Przypadek Szapołowskiej pokazuje, że zmiany są konieczne. G