EN

20.02.2023, 22:03 Wersja do druku

Taniec przeciw zagrożeniom świata

Współczesne spojrzenie na ludzkie ciało, równouprawnienie płci i różnorodność – to niektóre z ważnych tematów, którymi musi zająć się dzisiejszy świat tańca, jeśli naprawdę zależy nam na transformacji w tańcu. – mówi Sasha Waltz w rozmowie z Moniką Pilch.

Dziś i jutro w Operze Krakowskiej w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatru Formy Materia Prima w Krakowie zobaczymy jej przedstawienie „Kreatur”. Jesienią artystka była gościem XXVI Łódzkich Spotkań Baletowych, gdzie dwukrotnie pokazano jej spektakl "SYM-PHONIE MMXX na taniec, światło i orkiestrę".

fot. Felipe Trueba/EPA/PAP

Spektakl "SYM-PHONIE MMXX na taniec, światło i orkiestrę" w wykonaniu Sashy Waltz & Guests- otworzył Łódzkie Spotkania Baletowe. Nad tym przedstawieniem pracowała Pani z kompozytorem Georgiem Friedrichem Haasem, który specjalnie napisał muzykę do tego przedstawienia. Był to także pierwszy balet, który skomponował. Jak przebiegała praca nad tym spektaklem?

Kiedy poznałem Georga Friedricha Haasa, wiedziałem, że chcę stworzyć balet z oryginalną muzyką. Na początku rozmawialiśmy o tematach, które moglibyśmy podjąć, także o problemach współczesnego świata. Nasza dyskusja obejmowała takie tematy jak emancypacja, „Black Lives Matter”, ruchy wolnościowe, kryzys klimatyczny, ale także klęski żywiołowe, takie jak pożary i susze. Wszystkie te tematy stały się podstawą napisania kompozycji. Muzyka została nagrana w 2019 roku przez Staatskapelle Berlin. Kiedy otrzymałam muzykę, zaczęłam pracować nad choreografią do początku pierwszego lockdownu – 13 marca 2020 roku.

Pandemia opóźniła datę premiery. Czy to wpłynęło na ostateczny kształt tego przedstawienia?

Nie całkiem. Kiedy wybuchła pandemia, utwór był w zasadzie gotowy. Kiedy po lockdownie ponownie przystąpiliśmy do prób, zmieniłam niektóre części spektaklu, ale rdzeń tej produkcji pozostał nietknięty.

fot. Festiwal Materia Prima 17-28.02.2023_Sasha Waltz & Guests „Kreatur” © Sebastian Bolesch

W swojej pracy dotyka Pani wielu różnych dziedzin, takich jak opera, balet klasyczny, taniec współczesny czy projekty site-specific. Czy ma Pani swoją ulubioną ścieżkę, którą podąża?

W centrum mojej pracy zawsze jest choreografia i praca z ciałem, niezależnie od tego, czy reżyseruję opery, czy układam  choreografię do spektakli tanecznych. Zmieniam jedynie perspektywę. W operze pracuję nie tylko z tancerzami, ale też ze śpiewakami i chórem, a kiedy przygotowuję przedstawienie staram się zwracać uwagę na fizyczność śpiewaków. Zależy mi na tym, aby ich obecność była widoczna, aby tancerze i śpiewacy tworzyli jedno twórcze ciało na scenie. Kiedy pracuję nad projektami site-specific, najważniejsza jest dla mnie architektura. W ten sposób ruch ciała jest zawsze w dialogu z otaczającą widzów przestrzenią. Ważne jest dla mnie zadawanie pytań, zastanawianie się nad środkami wyrazu, których używam, jestem ciekawa świata i ludzi. Dlatego w mojej pracy zawsze staram się poszerzać swoje horyzonty, inspirować się nowymi obszarami i zagadnieniami, które poznaję i wprowadzać je na scenę.

Bardzo istotna w Pani spektaklach jest także scenografia.

Tak. Scenografia i przestrzeń są niezwykle ważne w moim myśleniu o przedstawieniu. Lubię pracować nad projektami site-specific, ponieważ fascynuje mnie, kiedy przestrzeń determinuje moje działania i muszę spróbować odpowiedzieć na pytania, które ta przestrzeń stawia.  Fascynuje mnie, gdy stawia mi ograniczenia, które muszę przekroczyć.

Jeśli chodzi o tradycję teatru tańca – czy odwołuje się Pani do konkretnej szkoły lub nurtu, które tworzą Pani język?

 Z pewnością mam swój własny język lub charakter pisma, także ze względu na moje zainteresowanie operą i innymi formami sztuki. Za każdym razem chcę, aby widz doświadczył czegoś nowego. Kiedy z perspektywy czasu myślę o swojej drodze twórczej, widzę, że w moich spektaklach wyróżnić można pewne cykle i powtarzające się obszary zainteresowań.

Artyści zazwyczaj nie lubią nadawać etykiet swoim osiągnięciom. Czy potrafi Pani zdefiniować etapy swojej twórczości?

Myślę, że tak. Początki mojej kariery określiłabym jako socrealizm. Zajmowałam się głównie refleksją nad ruchem codzienności i jego transformacją. W kolejnym okresie mojej artystycznej drogi tematyka stała się bardziej filozoficzna, a ruch bardziej abstrakcyjny. Odrębny charakter mają z kolei moje dzieła operowe, często z muzyką barokową, które mają warstwę narracyjną wplecioną w abstrakcyjny taniec.

Mój najnowszy projekt „In C” otwiera nowy rozdział. Jest to praca zarówno konceptualna jak i abstrakcyjna.  Duże znaczenie ma w tym projekcie muzyka Terry'ego Riley ‘a, na której oparta jest choreografia. Zawsze tworzę ściśle w oparciu o muzykę. „In C” to kamień milowy w muzyce minimalizmu.  Kompozycja składa się z 53 figur muzycznych oraz zbioru zasad ich wykonywania. Chciałam dla „In C” chciałam znaleźć odpowiedni język, który działa podobnie do kompozycji. Stworzyłam więc 53 figury choreograficzne oraz zbiór zasad, określających ich sposób wykonania w przestrzeni. Oznacza to, że każdy tancerz ma dużą swobodę, ale jednocześnie zawsze musi być świadomy obecności reszty grupy podczas występu. Jest to połączenie improwizacji i choreografii. W procesie tworzenia rozmawialiśmy przede wszystkim o przestrzeni i kompozycji, a nie znaczeniu tancerza czy emocjach. „In C” jest dla mnie spektaklem o tym, jak pracujemy razem jako społeczeństwo i być może po raz kolejny doprowadzi mnie do zmiany języka, którym się posługuję.

Chciałabym wrócić do początków Pani drogi twórczej . Wychowała się Pani na zachodzie Niemiec, potem studiowała  w Amsterdamie, mieszkała w Nowym Jorku który a w końcu Pani opuściła Nowy Jork, by osiąść w Berlinie. Co zdeterminowało powrót do Berlina? Czym podyktowany był Pani wybór twórczej ścieżki?

Marzyłam, by zostać tancerką współczesną i choreografką. Wtedy jednak studiowanie tańca współczesnego w Europie nie było sprawą prostą. Rozpoczęłam studia w  Amsterdamie, ale później przeniosłam się  do Nowego Jorku. Dużo też podróżowałem, uczyłam się, zdobywałam doświadczenie i występowałam. Nie sądziłam, że kiedykolwiek wrócę do Niemiec. Potem runął mur berliński i przeniosłam się do Berlina, bo wydawało mi się, że to miasto w tamtym czasie miało niezwykłą energię i potencjał. Przyjechałam do Berlina na początku lat dziewięćdziesiątych scena taneczna była raczej mała, bez istniejącej infrastruktury. Musieliśmy więc stworzyć struktury, w których moglibyśmy pracować. W 1996 roku wraz z Jochenem Sandigiem założyliśmy Sophiensaele, które miało być przestrzenią dla tańca współczesnego i performansu. Przez lata scena taneczna w Berlinie rozrosła się i stała się bardzo różnorodna i żywa. Mam wrażenie, że dzisiejszy Berlin przypomina Nowy Jork lat osiemdziesiątych. Berlin wciąż mnie fascynuje właśnie dlatego, że ciągle się zmienia. Myślę, że Berlin jest nadal bardzo kreatywnym miejscem. To miasto nie tylko tańca i sztuk performatywnych, ale też miejsce pracy bardzo wielu artystów, którzy przyjeżdżają na dłużej lub krócej. Wymiana twórców jest zatem bardzo żywa.

Po studiach nie wróciła Pani na stałe do Amsterdamu, nie żałuje Pani swojej decyzji?

Nie, zupełnie nie.  Bardzo lubiłam Amsterdam i mam wspaniałe wspomnienia ze studiów, ale chciałam rozwijać swoją karierę zawodową. Mimo, że jest to malownicze miasto, wówczas brakowało mi w nim twórczego potencjału. Już w latach dziewięćdziesiątych Berlin oferował znacznie więcej możliwości. Liczba kreatywnych inicjatyw była niezliczona. Artyści przyjeżdżali do Berlina, bo po upadku muru berlińskiego było wiele niezamieszkałych budynków, pustych przestrzeni, gdzie powstawały studia tańca, galerie i pracownie. Koszty utrzymania były stosunkowo niskie, co również czyniło Berlin atrakcyjnym dla artystów.

Po wielu latach pracy twórczej w Berlinie, została Pani dyrektorem Staatsballett Berlin, największego niemieckiego zespołu klasycznego baletu. Czy to doświadczenie zmieniło Pani perspektywę twórczą? Wpłynęło na kształt Pani choreografii?

Dyrekcja w Staatsballett Berlin zmieniła moje spojrzenie na klasyczne instytucje i na nowo zdefiniowała moje idealne warunki do tworzenia sztuki.  Dziś odnajduję je  w niezależnych strukturach.

Posiadając własny zespół, jak wybiera Pani jego członków? Co jest podstawą selekcji czy wyboru tych, którzy tańczą w zespole?

Mam stałą grupę  artystów, z którymi regularnie współpracuję, ale oczywiście rekrutuję też do nowych projektów. Koncentruję się wtedy na znalezieniu osób, które odróżniają się od reszty zespołu. Umiejętności techniczne to oczywiście podstawa, ale interesuje mnie też osobowość tancerza, kreatywność i indywidualny sposób poruszania się. Kiedyś robiłam przesłuchania, teraz wybieram tancerzy na warsztatach. W ten sposób mam z nimi większy kontakt i mogę podejmować bardziej obiektywne decyzje. Bardzo ważne jest dla mnie również to, jak tancerz pracuje w grupie.

Wiem, że ma Pani w zespole tancerza Butoh. Jak ważne są te odmienne tradycje, z których wywodzą się tancerze?

Tradycje są istotne, choć często ma na nie wpływ szkoła, w której się uczyli. Widzę w młodych tancerzach ogromną determinację i chęć do pracy. Są zainteresowani nowym językiem tańca i współpracą ze współczesnymi choreografami. Ale czasami młodzi ludzie mają tendencję do skupiania się na swojej technice i wciąż brakuje im wyrazistej ekspresji i wolności w sposobie myślenia o tańcu. Wiele klasycznych szkół tańca wciąż tkwi w pułapce toksycznego myślenia o ciele: czy tancerze są wystarczająco szczupli, jak wyglądają ciała. Współczesne spojrzenie na ludzkie ciało, równouprawnienie płci i różnorodność – to niektóre z ważnych tematów, którymi musi zająć się dzisiejszy świat tańca, jeśli naprawdę zależy nam na transformacji w tańcu.

Czy kreatywność w tańcu jest czymś, czego możemy się nauczyć?

Oczywiście. W szkołach tańca współczesnego prowadzone są zajęcia z kompozycji. Można tam nauczyć się improwizować, komponować, organizować przestrzeń i utrzymywać kontakt z innymi tancerzami. Ale poza wszystkimi technikami, których można się nauczyć, kluczem do kreatywności jest otwartość i świadomość. Improwizacja to coś więcej niż znalezienie właściwych kroków, to także dotarcie do siebie. Wtedy możesz znaleźć swoje własne ruchy, własną tożsamość jako artysty.

Skoro edukacja ma tak duży wpływ na myślenie choreografów o tańcu, to które szkoły tańca – Twoim zdaniem – są progresywne w myśleniu o tańcu?

SEAD w Salzburgu, stamtąd pochodzi wielu wybitnych tancerzy, P. A. R. T.S.   w Brukseli, szkoły tańca w Essen, Frankfurcie i Stanach Zjednoczonych. Kształciło się tam wielu utalentowanych tancerzy i choreografów.

Czy macie jakichś mistrzów tańca? Osoby, które obserwujesz w tej dziedzinie?

Trudno mi wskazać jedną konkretną osobę, są różni artyści zarówno plastycy jak i muzyczni, których twórczość śledzę. W młodości szczególnie inspirowali mnie eksperymentalni artyści z Nowego Jorku, tacy jak Trisha Brown, Simone Forti i Yvonne Rainer. Mieli oni ogromny wpływ na mój sposób myślenia o tańcu. Dziś źródłem inspiracji jest dla mnie często muzyka.

Pracowała  także w Teatrze Wielkim w Warszawie nad choreografią do opery „Matsukaze” japońskiego kompozytora Toshio Hosokawy.

Ważna jest dla mnie praca z artystami z różnych kultur. Kreatywny język tańca jest narzędziem bogatej wymiany międzykulturowej.

Czy ma pani swoje artystyczne marzenia?

Jako artyści powinniśmy aktywnie uczestniczyć w przemianach społecznych. Mój występ "In C" do muzyki Terry'ego Rileya jest na przykład prezentacją demokracji na scenie. Pokazuje, jak moglibyśmy żyć razem i funkcjonować jako społeczeństwo, które daje wolność jednostce, nie zapominając jednocześnie o zbiorowości. Moim marzeniem jest dzielić się tymi demokratycznymi wartościami. Pracować w grupie w atmosferze pokoju.

Swoje przedstawienia traktuje Pani jako rodzaj publicznych wypowiedzi, apelu na scenie?

Dla mnie sztuka pozwala ludziom jednoczyć się w pokoju, spotykać się w przestrzeni bez względu na to, skąd pochodzimy, jakiej jesteśmy płci i jakie mamy przekonania. W teatrze podczas spektaklu wspólnie oddychamy i patrzymy na ten sam utwór a  to daje nam poczucie wspólnoty. Sztuka pozwala nam także zrozumieć inne kultury, stworzyć nowe punkty odniesienia, daje inne spojrzenie na naszą rzeczywistość. Jest to szczególnie ważne w obliczu kryzysu wartości, jaki przeżywamy dzisiaj. Przyszłość wydaje się być pełna zagrożeń dla żywych stworzeń. Nie mam na myśli jedynie małych społeczności, ale myślę globalnie. To nie tylko wojny i okrucieństwa jakie ludzie sobie nawzajem wyrządzają, ale także przez trwające ogromne zmiany klimatyczne. Jako artyści powinniśmy dawać przykład nie tylko tworząc prace odzwierciedlające i omawiające nową rzeczywistość, ale także zmieniając własne życie. To nie czas na to, by się obudzić - to czas na działanie.

Sasha Waltz - niemiecka choreografka, jedna z najbardziej cenionych i głośnych artystek współczesnego Teatru Tańca. Mieszka w Berlinie i prowadzi tam niezależny zespół Sasha Waltz & Guests (który założyła w 1993 roku).Prowadziła też scenę Sophiensaele, współkierowała teatrem Schaubühne. Regularnie odwiedza także Polskę.

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Monika Pilch

Wątki tematyczne