Przeniesienie życia teatralnego do internetu wiązało się z inwestycjami w nowe technologie oraz koniecznością przyjęcia nowych rozwiązań prawnych - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Ogłoszenie lockdownu w życiu teatralnym wywołało natychmiastową reakcję zespołów i artystów, którą można z dzisiejszej perspektywy nazwać pospolitym ruszeniem. Aktorzy starali się komunikować przez media społecznościowe, teatry zaś korzystały głównie z Facebooka. Właśnie tam odbywały się transmisje spektakli.
Media społecznościowe
Dla widzów było to spore zaskoczenie: oto sceny dramatyczne, które do tej pory, poza Teatrem Telewizji, kojarzyły się z graniem w żywym planie, ujawniły jedną ze swoich tajemnic, związaną z wyłącznie branżowym obiegiem zamkniętym dla publiczności. Każdy teatr w Polsce, w mniejszym czy większym stopniu, dokonuje bowiem rejestracji przedstawień.
Z różnych powodów: dla celów archiwistycznych, ale także z myślą o prezentacji przedstawień dyrektorom i kuratorom festiwali teatralnych, którzy dzięki temu mogą zorientować się w tematyce, formie i poziomie spektaklu, co pomaga w zarysowaniu programu przeglądu bądź konkursu. Było to jednak do tej pory tajemnicą środowiskową.
Generalnie, jedne teatry tworzyły rejestracje amatorskie, inne zaś o lepszej jakości, dbając o dźwięk i filmową wręcz narrację, rejestrując obraz z udziałem kilku kamer. Ważny był dla nich również profesjonalny montaż. I te teatry tuż po ogłoszeniu pandemii, kiedy sceny pozamykano i nie można było na nich pracować - miały przygotowaną internetową ofertę dla widzów.
Wśród najlepiej przygotowane były przede wszystkim te instytucje, które mocno zaistniały w międzynarodowym obiegu festiwalowym, tam bowiem prezentacja spektaklu w profesjonalnym zapisie to rzecz podstawowa. Właśnie dzięki temu w najgorszym, wczesnym okresie pandemii wieczorami jedne teatry mogły zapraszać przed ekrany komputerów swoich widzów, inne zaś pauzowały
Poluzowanie reżimu sanitarnego sprawiło, że aktorzy mogli już przebywać w teatrze, jednak nie było jeszcze szansy na granie dla widzów. Pomysłowością wykazał się wtedy Piotr Kruszczyński, dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu. Skorzystał z przepisu, który w dużym reżimie sanitarnym dopuszczał do pracy aktorów na planach filmowych. Środowisko filmowe wykazało się bowiem większym przebiciem niż teatralne, używając też dla realizacji swoich interesów profesjonalnego lobbingu.
Dyrektor Piotr Kruszczyński zorganizował plan filmowy, tyle że w teatrze. Zarejestrował w stosownym reżimie, z udziałem ekipy filmowej, m.in. spektakl „Beniowski. Ballada bez bohatera" Małgorzaty Warsickiej. Laureat Grand Prix konkursu Klasyka Polska w Opolu stanowił w sieci dużą atrakcję nie tylko dla widzów Nowego. Łącznie poznański teatr nadal w sieci pięć spektakli. Koszty rejestracji i transmisji w zależności od wielkości ekipy oraz charakteru spektaklu wynosiły 20-30 tys. zł. Trzeba przecież zgromadzić w sali odpowiedni sprzęt, teatr mógł jednak tym sposobem wynagrodzić też swoich aktorów, nie mogących grać spektakli dla widzów.
Jak zwraca uwagę Paweł Łysak, dyrektor Teatru Powszechnego w Warszawie, jednym z większych problemów, jakie trzeba było rozwiązać po przeniesieniu spektakli do sieci, są sprawy związane z umowami. Dotychczasowe przewidywały eksploatację spektakli wyłącznie w tradycyjnej sytuacji, czyli na scenie.
Transmisja w sieci oraz zapis to już wejście w sferę audiowizualną, związaną także z wizerunkiem. A jak podkreśla dyrektor Łysak, każdy spektakl to inna sytuacja wymagająca innych rozwiązań, co zależne jest także od grona twórców i specyfiki formy teatralnej.
Dziś można powiedzieć, że artyści w przeciwieństwie do wielu polityków nie przespali i nie zmarnowali lata. Ten czas, kiedyś martwy, zwany sezonem ogórkowym, spożytkowano na przygotowanie nowych technologii mających pomóc w odparciu drugiej fali pandemii.
Związane było to przede wszystkim z profesjonalizacją przekazu w sieci. O ile wiosną wykorzystywano głównie rejestracje, a także kanały mediów społecznościowych, o tyle po wakacjach przystąpiono do budowania platform VOD, oferujących spektakle w formie odpłatnej, na żądanie.
Tańsze bilety
Najbardziej zaawansowany jest bezsprzecznie Kraków, który stworzył miejską platformę Play Kraków, na której znajdzie się m.in. ponad 50 pozycji grudniowej Boskiej Komedii. W innych miastach, na przykład w Warszawie, gdzie miejska platforma jest planowana za kilka miesięcy, ciężar tworzenia i finansowania platform VOD wzięły na siebie sceny. Jako pierwszy ruszył Teatr Powszechny w Warszawie, który jeszcze w formie hybrydowej - z publicznością 25 procent oraz online, zaprezentował „Mein Kampf" w reżyserii Jakuba Skrzywanka. Dyrektor Paweł Łysak podkreśla, że wprowadzenie kamer na salę teatralną to także konieczność zbudowania szyn, po których poruszają się kamery i kamerzyści. Koszt budowy platformy VOD to w zależności od jakości kilkadziesiąt tysięcy zł. Takie platformy stworzyły inne stołeczne sceny - m.in. Kwadrat i Ateneum. TR Warszawa chwali się platformą, która gwarantuje ochronę własności intelektualnych i uniemożliwia piractwo. Co najważniejsze, platformy przydatne w najtrudniejszym okresie, nawet po zwalczeniu pandemii mogą stanowić dodatkowy nurt działalności, oferujący widzom z całego świata spektakle z archiwum.
Już teraz widać, że prezentacje online muszą mieć i mają tańsze bilety niż te w planie rzeczywistym. Ceny oscylują od 20 do 40 zł, znaczenie ma również moment kupna - im szybciej, tym niższa cena. Znajduje ona uzasadnienie we frekwencji. Nie ma zasady, lecz na razie można powiedzieć, że w sieci bywa ona dwukrotnie wyższa niż na tradycyjnej sali.
Wciąż jednak nie wiadomo, czy na taką frekwencję mogą liczyć kolejne pokazy. Odpowiedź przyniosą najbliższe tygodnie.