„Tajemnica góry” Amadeusza Nosala w reż. Łukasza Zaleskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Kamil Pycia na blogu Teatralna Kicia.
Na „Tajemnicę góry” trafiłem przypadkiem, nie będę tego ukrywał. Były wolne miejsca, a ja akurat miałem wolne 90 minut życia między zakupami a wieczorną sesją płakania nad moim losem. Stwierdziłem, że czemu nie – wprawdzie czas bycia nastolatkiem mam już dawno za sobą (przynajmniej metrykalnie, bo nadal twierdzę, że w rozwoju zatrzymałem się w wieku 17 lat, co uważam jednocześnie za błogosławieństwo i przekleństwo), ale spektakl kierowany do młodzieży to w moim odczuciu nie lada gratka. Niewiele takich przedsięwzięć pojawiało mi się na radarze i zwykle widywałem jedynie spektakle dla dzieci lub już dla ludzi dorosłych. Fantastycznie, że Teatr Ludowy w swoim nowym Teatralnym Instytucie Młodych znalazł przestrzeń na takie przedstawienie.
Tekst Amadeusza Nosala na którym bazuje spektakl skupia się na tajemniczej przygodzie czwórki nastolatków, którzy postanawiają urwać się z domu na wyjazd nad morze do Polskiej Stolicy Kraba. Sprawa oczywiście komplikuje się, bo to jest ten wiek, kiedy nie można jeszcze jak dorosły wyjść z domu na weekend, ale też jednocześnie czuje się w sobie zew dorosłości i ma się poczucie tego, że jest się odpowiedzialnym. Więc idealnym rozwiązaniem na taki wypad ze znajomymi jest powiedzenie rodzicom, że jedzie się na wycieczkę szkolną do muzeum (które nie istnieje). Ten niefortunny początek uruchamia lawinę mniej lub bardziej (częściej bardziej) udanych śmiesznych sytuacji i niespodziewanych zwrotów akcji, zwłaszcza od momentu gdy autobus, którym podróżuje nasza grupka znajomych, psuje się w środku lasu i postanawiają oni na własną rękę przejść do niedalekiej stacji kolejowej. Podróż przez las jednak mocno się komplikuje, gdy młodzież gubi drogę i podróż przez górę zamienia się w podróż w głąb siebie i konfrontację z własnymi lękami i niepewnościami.
Nie zdradzę więcej, bo nie ma sensu psuć sobie zabawy, zwłaszcza, że „Tajemnica góry” jest napisana naprawdę przyzwoicie i daje radość z przeżywania z Edgarem, Rolki, Mo i Dinem wszystkich przeciwności losu, które przed nimi postawił autor. Co istotne, spektakl nie traktuje widzów jak idiotów i unika aż tak nachalnego dydaktyzmu. Nie wiem na ile rzeczywista młodzież może się utożsamić z młodzieżą sceniczną, ale mam wrażenie, że bohaterowie są napisani dosyć realistycznie i nie mamy tutaj przypadku Steve’a Buscemiego grającego nastolatka mówiącego „How do you do, fellow kids?” za co ogromne gratulacje. Natomiast jako dorosły w czasie oglądania „Tajemnicy góry” mogłem sobie pozwolić na introspektywną analizę moich wszystkich krzywych akcji, gdy miałem lat naście (łącznie z tajemniczym wyjazdem na drugi koniec Polski, kiedy rodzice byli przekonani, że nocuję u koleżanki 2 bloki dalej, a tak naprawdę leżałem pijany w jakimś rowie. Wspomnień czar).
Warto też wspomnieć, że młodzi aktorzy fantastycznie odnajdują się w swoich postaciach na scenie i są tak różnorodnie napisani i zagrani, że można się przywiązać do każdego z nich i realnie polubić. Jest tutaj typowy mix różnych osobowości, które można było chyba znaleźć w każdej paczce znajomych. Moją uwagę najbardziej przyciągnął Kacper Zalewski w roli Dina, ta ogromna doza luzu i humorku mnie urzekła. Miałem wrażenie, że on nie tyle grał, co był tą postacią; fantastycznie się go oglądało na scenie i chyba chciałbym więcej, a najlepiej – zobaczyć, jak radziłby sobie z rolami bardziej wymagającymi. Ale totalnie mam go na oku.
Czuję się w obowiązku krótko wspomnieć też o tym, że Marta Bizoń w roli Pani ze sklepu bawiła mnie do łez i chyba od czasu, kiedy można było ją oglądać w Ludowym w „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku”, nie bawiła mnie tak bardzo. Więc ciepły uśmiech ode mnie dla niej, prosto z mojego skołatanego serca.
Wizualnie „Tajemnica góry” jest bardzo ciekawa; wszystko dzieje się w nie do końca określonej przestrzeni zaplecza filmowego albo magazynu z rekwizytami, gdzie sterty kabli zamieniają się w grzyby lub zdezelowane podesty stają się górą. Muszę też wspomnieć o tym, jak oświetlono ten spektakl, bo wiele scen dzięki grze świateł nabiera wręcz mistycznego wyglądu (chociażby scena w bibliotece albo fenomenalna scena koszmaru sennego w czasie biwakowania, w której każdy z nastolatków śni swoje największe kompleksy i wątpliwości). Mega ciekawym zagraniem jest rozpoczęcie spektaklu intrem z tytułem a zakończenie napisami końcowymi – jak na zaginiony odcinek młodzieżowego serialu przystało. Ba, nawet możemy sobie obejrzeć scenę po napisach jak w prawdziwym letnim blockbusterze.
W ogólnym rozrachunku „Tajemnica góry” nie zmieniła mojego życia i nie będę jej rozpamiętywał specjalnie długo, ale pozwoliła spędzić półtorej godziny w spoko atmosferze. Było trochę uśmiechu, trochę wzruszenia, odrobinka niepokoju. Jest okej, nie ma fajerwerków, ale jest to kompetentny spektakl dla młodzieży, który powinien ich nie znudzić i jednocześnie nie edukować na siłę, ale też nie traktować jak głupców. Mamy tutaj relację czysto kumpelską na równorzędnych prawach i jest to super.