„Kelnerka” Sary Barreilles w reż. Kacpra Wojcieszka w Teatrze Muzycznym Adria w Koszalinie. Pisze Maciej Gogołkiewicz na stronie musicalowe.info.
Musical „Kelnerka” w reżyserii Kacpra Wojcieszka w Teatrze Muzycznym Adria to emocjonalny rollercoaster! Mnogość – często skrajnych - doświadczeń bohaterów spektaklu może przyprawić o zawrót głowy, dając widzom szansę do doskonałej zabawy, ale i chwil szczerego wzruszenia. Koszalińska tarta o nazwie „Kelnerka” powstała z najlepszych składników: doskonałego, pełnego zaangażowania aktorstwa, wspaniale, wokalnie zinterpretowanych i wyśpiewanych uczuć oraz wzorowej - pełnej wzajemnego wsparcia - pracy całego zespołu. Całość doprawiona obficie pasją, szczyptą miłości i szacunku do musicalu i widza. Zapachniało sukcesem, bo ta tarta wygrywa! Dodam, że koszalińska „Kelnerka” (parafrazując słowa z libretta) to najlepsza rzecz jaką dostałem od teatru muzycznego w Polsce.
Zanim podzielę się wrażeniami z koszalińskiej premiery, zapraszam na spotkanie z gośćmi podcastu, z którymi udało mi się porozmawiać na kilka chwil przed rozpoczęciem spektaklu. To Magdalena Łoś – Wojcieszek, Kacper Wojcieszek, Julia Szkudlarek, Katarzyna Lenarcik – Stenzel, Filip Cembala, Rafał Szatan i Jakub Rajman. Zapraszam na to wyjątkowo ciekawe spotkanie. Nowy odcinek na Spotify, Apple Podcast i YouTube.
Ogromnym zaskoczeniem okazało się dla mnie, że niedoskonałości Teatru Adria - często podkreślane przez jego założycieli: brak kulis, niewielkość sceny, skromna scenografia – w tym spektaklu stały się jego największymi atutami. Przyznam, że chwilę przed spektaklem miałem możliwość przyjrzeć się scenie, oświetlonej światłem roboczym i przyznam... czułem obawę. Ta obawa zniknęła chwilę po otwarciu kurtyny, gdy doskonale wyreżyserowane światło, zaczęło tworzyć perfekcyjne obrazy musicalu „Kelnerka”. W niektórych momentach niewielka scena – dodatkowo ograniczona po bokach czarnymi ścianami, doświetlona z tyłu dwoma – świecącymi na niebiesko reflektorami – stawała się jeszcze mniejsza. W tej idealnie „dociętej” przestrzeni, kumulacja emocji sięgała zenitu. Scenografię przygotował Maciej Rutkowski.
Skoro już mowa o stronie technicznej. Wspaniałe tarty (przygotowane przez Weronikę Bortnik) i mnogość rekwizytów, które pojawiały się w przepisach Jenny na kolejne ciasta, znacznie podniosły atrakcyjność spektaklu. Skoro mowa o składnikach: akt tworzenia tart w musicalu jest absolutnie prawdziwy. Jest rozpuszczone masło, mąka, cukier czy rozbijane do misy jajko. Lubię takie serio traktowanie widza.
To niewiarygodne jak intymny i zmysłowy spektakl udało się stworzyć w koszalińskiej Adrii. Nie jest to oczywiście zasługa jedynie scenografii, ale przede wszystkim aktorek i aktorów, skoncentrowanych na swoich postaciach.
Aktorzy tworzący obsadę premiery musicalu „Kelnerka” to prawdziwe crème de la crème. Wisienka na torcie na tarcie.
Magdalena Łoś – Wojcieszek zagrała Jennę. Można ulec wrażeniu, że ta rola została napisana dla niej. Niesamowite jak realistycznie zbudowała swoją postać. Gdy patrzę na nią na scenie, wierzę w jej radość, wierzę w smutek, strach i ból Jenny. Najbardziej charakterystyczny z songów musicalu „She used to be mine”, Magdalena Łoś – Wojcieszek śpiewa siedząc na kanapie. Nie wychodzi z roli ciężarnej kobiety, nie bryluje na scenie jak wokalistka, wciąż jest tą samą Jenną. To jedna z piękniejszych scen musicalu.
Magdalena Łoś – Wojcieszek z Filipem Cembalą (Doktor Pomatter) stworzyli idealny duet. Jest tyle chemii w ich wspólnych scenach, emocji tak zaraźliwych, że bardzo chciałbym kibicować takiej parze (bez względu na okoliczności). Do tego wspólnie wykonywane songi („Kiepski pomysł”, „Wystarczy poczuć smak”, „Liczysz się ty” ), które iskrzą od niesamowitej energii. Napiszę tak: kilku musicalowych Doktorów Pomatterów już widziałem, ale Filip Cembala pokazał mi na nowo, jak w szalenie inteligentny, wrażliwy, a zarazem dowcipny sposób można zbudować tę postać. Obsadowo absolutny strzał w dziesiątkę! Zwłaszcza, że potrafi jeść ciasto stetoskopem.
Katarzyna Lenarcik – Stenzel zagrała Becky. Jestem pod ogromny wrażeniem możliwości wokalnych aktorki, czego przykład dała m.in. w swoim songu „Nie tego chciałam”. Lenarcik-Stenzel ma niesamowity głos, wyrazisty i... mocny do tego stopnia, że mikrofon ledwo z nim sobie radził. Aktorsko bardzo dojrzałe prowadzenie postaci.
Julii Szkudlarek grającej Dawn można tylko pozazdrościć energii, którą inwestuje w swoją rolę. A jest to inwestycja, która szybko wraca do widza w postaci dopracowanej kreacji – zakręconej, zakochanej i nieco szalonej Dawn. Szkudlarek również wokalnie idealnie pasuje do mojego wyobrażenia o tej właśnie kelnerce. Dwa duety sceniczne „Nigdy się przenigdy nie pozbędziesz mnie”, „Kocham cię jak stolik” wykonywane z Jakubem Rajmanem (Ogie) to zdecydowanie najlepsze songi musicalu, oczywiście zaraz po tych „sztandarowych”. Rajman dał Ogiemu od siebie sporo młodzieńczej szczerości. Wspaniale bawi się swoją postacią. To moje kolejne spotkanie z tym aktorem i przyznam, że bardzo pozytywnie mnie zaskakuje, a w jego pracy aktorskiej z każdą rolą dostrzegam ogromny progres.
Wspaniale zagranego złego charakteru tego musicalu, gratuluję Rafałowi Szatanowi. Po obejrzeniu spektaklu przyznaję, że bycie na scenie emocjonalnym szantażystą, chamem, damskim bokserem nie jest łatwe do zagrania. Chapeau bas! Ubolewam jedynie, że dla postaci Earla napisano w musicalu tak mało nut, nie dając okazji Szatanowi do wyśpiewania się.
Moją uwagę zwróciła także drugoplanowa rola Joe, w którego wciela się Andrzej Krysiak. To jak zaśpiewał „Słuchaj się staruszka” bardzo mnie poruszyło! Wspaniale zagrana postać pielęgniarki przez Maję Mędrek. Większość czasu spektaklu w kuchni spędził Artur Czerwiński grający Cala. Tę postać kreuje również w spektaklu Piotr Kowacz. Córeczkę Jenny grają Lila Kuźniarska i Zuzanna Misiak.
Brawa dla zespołu taneczno-wokalnego w składzie: Aleksandra Olesiejuk, Marta Bykowska, Patrycja Brzezińska, Wojciech Łapiński, Tomasz Pacak i Kacper Wojcieszek. Choć można ulec złudzeniu, że ci artyści wyłącznie stołują się w barze, to doskonale wpisują się w całość musicalu. Wspaniałe choreografie i doskonałe ansamble. Szczere wyrazy uznania dla Anny Żaczek-Biderman za przygotowanie wokalne całego zespołu. Efekt tej pracy naprawdę słychać w każdej nucie tego musicalu.
Jak na Teatr Muzyczny istniejący zaledwie od trzech lat poziom spektaklu jest bardzo wysoki. Życzę by „Kelnerka” w tej inscenizacji na wiele miesięcy pozostała na afiszu. Obserwowałem widzów tego musicalu: śmiali się, wzruszali i wstrzymywali oddech... Ale co najważniejsze: po wyjściu z Adrii, jeszcze długo chce się rozmawiać o emocjach jakie funduje musical, o wspaniałych głosach i grze aktorskiej. Niewiele jest produkcji musicalowych, których "smak i zapach" zostają z widzem na długo.