- Wszyscy wiedzieliśmy, że dzieje się coś złego z systemem edukacji artystycznej. Nieśmiało i tylko przy nieoficjalnych okazjach padały konkretne nazwiska, opowieści o zdarzeniach, nadużyciach. Ale każdy bał się, że po publicznym wystąpieniu nie znajdzie pracy w zawodzie - mówi w wywiadzie dla DGP Piotr Bartuszek, reżyser obsady.
Ilu jest aktorów w Polsce?
Trochę ponad 6 tys.
Pięć razy mniej niż księży.
Ale też tak samo wszyscy się znają, prawie wszystko wiedzą.
Zamknięty krąg?
Raczej bardzo hermetyczna grupa zawodowa. Aktorstwo to piękny i wyjątkowy zawód. Wymaga szczególnych predyspozycji. Tu się pracuje na emocjach, często na skrajnych. I teraz proszę sobie wyobrazić marzycielkę czy marzyciela, którzy dostają się na upragniony wydział aktorski, wybrani z ponad 2,5 tys. chętnych. Są wśród tych 22 najlepszych, którym dane będzie uczyć się aktorskiego rzemiosła. I już na „dzień dobry” dowiadują się, że po pierwszym czy drugim semestrze dwie osoby z grupy muszą odpaść. Od razu strach, presja, ciągłe zastanawianie się „kto wyleci?”. Po co? Czemu to ma służyć? Przecież ci młodzi ludzie, z ambicjami i wyidealizowanym spojrzeniem na aktorstwo, bez życiowego doświadczenia, o nieukształtowanej jeszcze emocjonalności, rozpoczynają bardzo trudną edukację. A wtedy dochodzi jeszcze proces wtajemniczenia, od niedawna zabroniony już w niektórych szkołach.