„Świat WOW” w reżyserii i choreografii Piotra Soroki we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Ewa Mecner na blogu Artystyczne Spojrzenie.
"Świat WOW", w reżyserii i choreografii Piotra Soroki (twórcy fantastycznie przyjętego przez dzieci i dorosłych "Misiaczka"), to przedstawienie adresowane dla maluszków od pierwszego do trzeciego roku życia. Spektakl niezwykle łagodnie wprowadzający najnaje, czyli najmłodsze dzieci, które nierzadko dopiero po raz pierwszy stykają się ze światem teatru, grany jest na Scenie na Piętrze. To kameralne doświadczenie opowiadające o magii świata, grane jest w planie żywym, niemalże bez słów. Jest swoistym kolorowym teatrem cieni, pełnym zmieniających się świateł i miękkich, przyciągających wzrok przedmiotów, jak np. dwie skrzynki - jedna biała, druga srebrzysta. Co w nich ukryto? Tego nie zdradzę.
Do sali, gdzie wszystko jest białe - od sceny pokrytej białą wykładziną, z podświetlonymi na biało kotarami po bokach i białym ekranem pośrodku, widzowie wchodzą bez butów, jedynie w skarpetkach. Siadają na białych miękkich pufach. Muzyka Michała Lisa (debiut) ma charakter medytacyjny, kojący; subtelnie otacza malutkich widzów, którzy najczęściej siedzą w objęciach rodziców.
Na scenie pojawiają się dwie ubrane na biało aktorki w białych perukach (Aneta Głuch-Klucznik i Aleksandra Mazoń). Wyglądają jakby przybyły z kosmicznego świata. Ich gesty trochę przypominają pantomimę. Powolutku zapoznają widzów z akcją, która jest odzwierciedleniem tego jak najmłodsi postrzegają otoczenie. Pojawia się lustro i teatrzyk cieni z wykonanymi przez aktorki cieniami zwierzątek. Taki jaki chyba każdy z nas dorosłych i każdy z maluchów zna, bo któż nie robił za pomocą splecionych dłoni węża, zająca, bociana?
Dzieci na widowni, zwłaszcza te najmłodsze, są zaciekawione, te troszkę starsze trochę się kręcą i komentują. Dopiero później, w drugiej części spektaklu będzie im wolno wejść na scenę i położyć się, do czego zachęca cichy łagodny głos z offu. Bo ten świat stworzony przez dwie aktorki, pokazuje bezpieczne, przyjemne, ale i nieznane wcześniej miejsce, gdzie kolory zmieniają się (jeden z chłopczyków mówi, jakby się dziwił: "Jest zielono?"). Na scenie dzieje się magia. Cichutka muzyka, jak szept rozchodzi się po sali. Przedstawienie tworzy sekwencja powolnych scenek, które płynnie przechodzą z jednej w drugą.
Efekty sceniczne są, jak to przyznał na konferencji prasowej reżyser Piotr Soroka, "analogowe". Wszystko jest nieskomplikowane, osiągane prostymi środkami. Nie ma nowych technologii, laserów, wideo, multimediów. Maluchy mogą się wyciszyć i mają szansę się zaciekawić. Księżyc, słońce, lampki choinkowe, powiększające się kolorowe kulki, światełka latarek...
Jednym z elementów prostej scenografii jest ogromna srebrna misa. Oczywiście magiczna, bo nie wiadomo jak to się dzieje, ale najpierw zwisa nieruchomo z sufitu, a potem w jej wnętrzu pojawia się jedna z aktorek, a potem dołącza do niej druga. Tajemnicze sztuczki optyczne wprowadzane są niespiesznie, bez gwałtownych niespodzianek, tak aby dzieci się nie bały. Poznawanie i doświadczanie świata coraz bardziej kolorowego i migotliwego, powolutku przekształca się w działanie interaktywne, bo dzieci, gdy wchodzą na scenę wpasowują się, jak mali aktorzy, w nową przestrzeń, w której powstaje świat WOW ("nocny deszcz światełek" robi wrażenie!). Nie przeżywają jednak tych nowych teatralnych doświadczeń samotnie, jednostkowo, lecz w grupie podobnych sobie. Widać, że jednak czują się odrobinę niepewnie, więc leżąc albo "raczkując" po scenie mają wokół siebie nie tylko swoich kolegów i koleżanki, ale i rodziców, i widać było, że zwłaszcza obecność tatusiów podziałała uspokajająco.
Myślę, że spektakl dla najnajów, chyba szósty już w historii Wrocławskiego Teatru Lalek, to dla tych najmniejszych widzów atrakcja, ale też oswajanie się z działaniami teatralnymi. Spektakl nie jest długi, bo 45 minut wystarczy, by dzieci zapoznały się z czymś nowym i oswoiły się z teatrem. Twórcy spektaklu (prócz reżysera, dużą rolę odegrała tu także reżyserka świateł Alicja Pietrucka, scenograf Adam Królikowski i wspomniany już twórca muzyki Michał Lis) stworzyli bardzo mądre, subtelne, ale też nie przeładowane sceny, które mogą zainspirować rodziców do stworzenia podobnych zabaw teatralnych w domu, w dobrze znanym dzieciom otoczeniu.