„Sublokatorka” na podstawie prozy Hanny Krall w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Ze spektaklu Mai Kleczewskiej wyszedłem z wieloma pytaniami, a po lekturze pierwszych recenzji – mam ich jeszcze więcej. I nie jest to jakaś złośliwość, figura stylistyczna, nie są to pytania retoryczne, czy też lękam się napisać o swoich wrażeniach wprost, nie. Po prostu zastanawiam się.
Czy – na przykład – można napisać, że spektakl o zagładzie Żydów był nudny? Albo – czy jak ktoś powie, że wzruszył ramionami po wyjściu z teatru, bo oglądał go przez pryzmat ludobójstwa w Gazie – to jest antysemitą czy raczej troglodytą? Albo – czy Hannie Krall nie będzie przykro, jak ktoś uzna, że przedstawienie jest niedobre? Dalej, czy Sublokatorka może się „podobać” lub „nie podobać” i czy w tym wypadku te kategorie są jakoś w ogóle koherentne? Oraz – czy jeśli się nie doszukało „nowego języka teatralnego”, o znalezieniu którego mówiła reżyserka, to istotnie go nie było czy też – może nieuważnie się słuchało? Wreszcie – czy jeden z aktorów faktycznie musiał w jednej scenie zagrać bez kostiumu – i czy można mieć co do tego zabiegu obiekcje? A jeśli można – to jak je nieopresyjnie wyrazić?
Ciekawe również, na ile na odbiór tego przedstawienia (mam na myśli przebieg premierowy) miały wpływ wywiady udzielone przez reżyserkę na chwilę przed ową premierą? I czy w ogóle ma to znaczenie? Bo również nie umiem znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego to przyjęcie było tak chłodne, by nie rzec, że lodowate, aż było ździebko głupio.
To wszystko jest bardzo ciekawe.