EN

6.12.2023, 15:28 Wersja do druku

Studium rodziny

„Co gryzie Gilberta Grape’a" Petera Hedgesa w reż. Karoliny Kowalczyka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Anna Szymonik w „Teatrze”.

fot. Marianna Kulesza/ mat. teatru

Adaptatorki powieści Petera Hedgesa – Natalia Królak i Karolina Kowalczyk – pomijają wszystkie postaci spoza rodziny Grape’ów. W ich scenariuszu traci również znaczenie kontekst amerykańskiej prowincji. Warszawskie Co gryzie Gilberta Grape’a to zuniwersalizowane studium rodziny i panujących wewnątrz niej relacji.

Debiutancka powieść Petera Hedgesa Co gryzie Gilberta Grape’a (1991) w powszechnej pamięci zapisała się głównie dzięki swojej dwa lata późniejszej wersji filmowej. Scenariusz do słynnego filmu pod tym samym tytułem, w reżyserii Lassego Hallströma, napisał zresztą sam Hedges, co otworzyło mu drogę do filmowej kariery (pisarz jest także scenarzystą i reżyserem). Jednak trzydziestoletni już film Hallströma również wydaje się nieco zapomniany. Kojarzy się dziś głównie z nazwiskami Johnny’ego Deppa i Leonarda DiCaprio, odtwórców ról tytułowego Gilberta i jego brata z niepełnosprawnością umysłową, Arniego. I to nie tylko ze względu na dużą rozpoznawalność obu aktorów i ich gwiazdorski status. Obie role były świetnie zagrane, a młodziutki, zaledwie dziewiętnastoletni wówczas DiCaprio według ówczesnych krytyków skradł bardziej doświadczonemu Deppowi film. Za rolę Arniego otrzymał nominacje do Oscara i Złotego Globu.

Warto zatem przypomnieć krótko fabułę powieści i filmu. To historia rodziny Grape’ów, przeciętnych Amerykanów z zapyziałego miasteczka w stanie Iowa. Ojciec rodziny, Albert, lata temu powiesił się z bliżej nieznanych powodów. Od tego czasu jego żona Bonnie praktycznie nie wychodzi z domu i obsesyjnie się objada. W chwili, gdy ją poznajemy, jest już tak gruba, że praktycznie nie rusza się z fotela. Spędza życie na jedzeniu, oglądaniu telewizji i wydawaniu poleceń swoim dzieciom. A dzieci starają się utrzymywać rodzinę i dbać o nią, jak tylko mogą. Tym bardziej że jeden z braci, dobiegający osiemnastki Arnie, to chłopiec z umysłową niepełnosprawnością, wymagający stałej opieki. Dlatego dwoje najstarszych, Amy i Gilbert, przejmuje role rodziców. Amy gotuje, sprząta, pilnuje wszystkich i wszystkiego, zamartwia się. Gilbert zarabia i najwięcej czasu spędza z Arniem. Jest jeszcze najmłodsza Ellen, arogancka nastolatka, działająca na nerwy, głównie Gilbertowi.

Życie młodych Grape’ów to zmagania z prowincjonalną rzeczywistością bez perspektyw i z narastającymi codziennymi problemami (wymagający pilnego remontu dom i zarywająca się pod ciężarem matki podłoga). To konieczność ciągłej opieki nad chorym bratem i matką. Wszystko to wywołuje poczucie przytłoczenia obowiązkami, uwięzienia we własnej rodzinie, wreszcie niespełnienia i frustracji. Dla Gilberta będzie to nieustanne balansowanie na granicy miłości i nienawiści. Jego perspektywę zacznie zmieniać dopiero relacja z turystką Becky, która uświadomi mu, że nie mniej ważne od rodzinnych obowiązków jest to, czego chciałby on sam.

Tej ostatniej bohaterki, u Hedgesa kluczowej w życiu głównego bohatera, w spektaklu z Teatru Powszechnego nie ma. Adaptatorki Natalia Królak i Karolina Kowalczyk pomijają wszystkie postaci spoza rodziny Grape’ów. Traci znaczenie także kontekst amerykańskiej prowincji. Warszawskie Co gryzie Gilberta Grape’a to zuniwersalizowane studium rodziny i panujących wewnątrz niej relacji. Istotną różnicą jest również to, że twórczynie oddają niemal równy głos całemu rodzeństwu. W powieści i w filmie Gilbert to postać wiodąca. Z jego perspektywy i przez pryzmat jego emocji przyglądamy się światu. W spektaklu mamy do czynienia z jego opowieścią, jednak Królak i Kowalczyk pytają też o to, jak tę trudną sytuację rodziny przeżywają wszyscy jej członkowie.

Akcja rozgrywa się zatem w domu Grape’ów, którego przestrzeń na scenie określają pojedyncze meble i sprzęty. Na środku stoi duży rodzinny stół z krzesłami oraz wersalka. Po prawej stronie znajduje się łazienka z wanną, gdzie Gilbert codziennie pomaga się umyć Arniemu. Po lewej – maszyna do szycia i stos tkanin. To pokój Ellen, która niemal o każdej porze dnia szyje. Powyżej jest drewniana antresola z fotelem. To przestrzeń Matki, grubej Bonnie, z wysokości zarządzającej swoimi dziećmi albo przysypiającej przed telewizorem umieszczonym na wprost niej, wysoko pod sufitem sceny. Bonnie i jej telewizor wiszą więc nad domem Grape’ów i zdają się przytłaczać swym ciężarem pozostałych mieszkańców. W przenośni i dosłownie, bo pod Bonnie zarywa się podłoga – kolejny kłopot dla dzieci. Konstrukcję należy wzmocnić, i to tak, żeby wrażliwa Matka się o tym nie dowiedziała.

fot. Marianna Kulesza / mat. teatru

Symboliczne, że Matka siedzi dokładnie nad miejscem, w którym powiesił się jej mąż. Dwoje rodziców, nie radząc sobie z życiowymi problemami, wybrało ucieczkę, bo przecież Bonnie, objadając się niekontrolowanie i nie ruszając z miejsca, właściwie pogrzebała się za życia. Próbuje zachować jeszcze jego pozory, wydając z góry polecenia i zalecenia swoim dzieciom. Twórcy spektaklu akcentują podobieństwo tych dwóch postaw, obsadzając Michała Jarmickiego w roli Matki – i jednocześnie ojca, który czasami powraca we snach i tęsknotach młodych Grape’ów, jako wspomnienie lepszych czasów i beztroskiego dzieciństwa.

Tymczasem młodszemu pokoleniu pozostaje radzić sobie jakoś z trudami codzienności. Spektakl Kowalczyk unaocznia, jak traumy rodziców i sytuacja rodzinna rzutują na dzieci. Co ważne, reżyserka dopuszcza do głosu każde z nich, eksploruje ich indywidualne lęki i pokazuje, jak poświęcając się innym, pozostaje się samotnym z własnymi problemami. Najstarsza Amy (Aleksandra Bożek) przyjmuje na siebie rolę nieformalnej pani domu. Słucha poleceń Matki, obsługuje ją i rodzeństwo, gotuje, sprząta, pilnuje wszystkich domowych spraw. Bożek w roli Amy nieustannie się krząta, niemal zatraca w pracy. Jest pozornie spokojna i bardzo się stara roztaczać spokój na pozostałych członków rodziny, ale widać w niej jednocześnie wewnętrzne roztrzęsienie. Ostatecznie Amy pęka, gdy podejrzewa, że może być w ciąży. Myśl o tym, że mogłaby urodzić niepełnosprawne dziecko, przeraża ją i doprowadza do rozpaczy (świetna scena w łazience).

Druga, najmłodsza siostra, Ellen (Natalia Lange), bywa buntownicza i arogancka. Jej największym problemem wydaje się Arnie, w stosunku do którego potrafi być niemiła, a nawet agresywna. Irytuje to szczególnie Gilberta (Andrzej Kłak). Nie dostrzega on, że zachowanie siostry to w rzeczywistości błaganie o uwagę. Jej bunt nie jest tylko typowym buntem nastolatki. Ellen po kryjomu tnie sobie przedramiona i obsesyjnie boi się, że utyje i zacznie przypominać Matkę. Jednocześnie, choć pozornie odcina się od rodziny i jej codziennych obowiązków, niestrudzenie szyje dla wszystkich kostiumy na zbliżające się osiemnaste urodziny Arniego. Lange świetnie oddaje zagubienie i osamotnienie bohaterki, jej balansowanie pomiędzy przywiązaniem do rodziny a aroganckimi próbami znalezienia dla siebie w niej bardziej widocznego miejsca.

Gilbert Andrzeja Kłaka marzy głównie o świętym spokoju. To dlatego Ellen tak go irytuje. Zmuszony był wejść w rolę ojca, z którą nie do końca sobie radzi. Wprawdzie dba szczególnie o Arniego i wydaje się najmocniej z nim związany, ale jednocześnie marzy o ucieczce i chwili czasu dla siebie. W relacjach z Matką oscyluje gdzieś między miłością i nienawiścią, tęskni za ojcem, rozmawia z nim w snach. W domu stara się być spokojny, ale gdy narastają problemy, w jego gestach i mowie ciała dominuje bezradność. Kiedy osiągnie ona apogeum, Gilbert da jej ujście, brutalnie atakując ukochanego brata, którego w innych chwilach tak bardzo próbuje strzec przed wszelkimi krzywdami.

I wreszcie Arnie. Prawie dorosły chłopak z niepełnosprawnością intelektualną (gościnnie Daniel Krajewski z Teatru 21). Pozornie najszczęśliwszy ze wszystkich, bo nieświadom wielu kłopotów. Oczko w głowie rodziny (dopiero jego przygoda z policją i zatrzymanie w areszcie ściągnie Bonnie z fotela i skłoni do interwencji), a jednocześnie źródło jej uwięzienia w domu pełnym traum. Również on dostaje w spektaklu pełnoprawny głos. Krajewski świetnie niuansuje różne emocje Arniego, jego radości i smutki, jego złość, gdy czuje się niezrozumiany (w tym akurat nie różni się od swojego rodzeństwa) i podobną jak u Gilberta tęsknotę za ojcem i czasami, w których ten jeszcze żył.

Spektakl Karoliny Kowalczyk stawia pytanie: czy w uwikłaniu, rodzinnych zależnościach opartych na poświęceniu i przekazywanych pokoleniowo traumach jest jeszcze miejsce na miłość? Czy może bohaterowie Co gryzie Gilberta Grape’a skazani są na wieczne niezrozumienie i samotność? Z takimi wątpliwościami zostajemy również po wyjściu z teatru. To efekt dojrzałego i wrażliwego odczytania powieści Hedgesa, ale i wyśmienitej gry aktorskiej całego zespołu. Twórcy traktują bohaterów Co gryzie Gilberta Grape’a z ogromną empatią i podobne uczucia wyzwalają w widzu. Choćby dlatego warto ten spektakl zobaczyć.

Tytuł oryginalny

Studium rodziny

Źródło:

„Teatr” nr 11

Link do źródła

Autor:

Anna Szymonik

Data publikacji oryginału:

01.11.2023