„Sprzedawcy marzeń” na podstawie piosenek Artura Rojka i zespołu Myslovitz w reż. Anny Sroki-Hryń w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Dawno, dawno temu, kiedy aktorów jeszcze nie było na świecie (przepraszam za niewielką protekcjonalność, intencje jak najlepsze), a piszący te słowa był brunetem, usłyszeliśmy o zespole ze Śląska z bardzo charyzmatycznym chłopakiem przy mikrofonie. Śpiewali różne rockowe kawałki, było coś i o brązowych pepegach i o Marylin Monroe, a XX wiek żegnaliśmy Długością dźwięku samotności, do dziś nie będąc pewnym, co podmiot liryczny tak naprawdę miał na myśli z tą samotnością. A potem Rojek śpiewał, że składa się z samych powtórzeń, dostał medal od prezydenta i stał się klasykiem.
I byłem do pewnego grudniowego wieczoru pewien, że to wszystko, co Rojek zrobił z Myslovitz i solo, jest istotne dla słuchaczy raczej z mojego pokolenia, ale w Romie tę pewność utraciłem. Bo nawet najstarsze utwory w wykonaniu studentów Anny Sroki zabrzmiały tak, jakby zostały napisane specjalnie do tego spektaklu. Z pewnością także dlatego, że Artur Rojek jest znakomitym poetą, choć nigdy nie myślałem o nim w tych kategoriach, ale posłuchajcie uważnie tych wspaniale dobranych utworów, są o nas wszystkich, bez względu na wiek, a każda z piosenek, którą tu słyszymy, podkreślam – każda – jest po prostu perełką.
Na kameralnej scenie Romy oglądamy prawdziwe widowisko, Agnieszka Brańska choreografią „wycisnęła” z tej powierzchni wszystko, co się dało, spektakl jest bardzo starannie wyreżyserowany, a dziewięcioro obdarzonych wspaniałym talentem aktorów debiutuje tym - przeniesionym z AT przedstawieniem - na scenie profesjonalnej.
I jest to debiut olśniewający.