„Inwazja jaszczurów” wg Karela Čapka w reż. Łukasza Zaleskiego w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.
Nie brakuje przykładów nieograniczonej zachłanności człowieka współczesnego. Nie tylko w sensie jedzenia, czy picia, ale i eksploatacji planety, kupowania coraz to nowszych produktów, apetytu na ziemie sąsiadów. Czy ten stan jest nowością w dziejach ludzkości? No niestety nie. Niczego historia, także niedawno minionego dwudziestego wieku, nas nie nauczyła.
Łukasz Zaleski sięgnął w Teatrze Nowym w Zabrzu po powieść czeskiego autora Karela Čapka „Inwazja jaszczurów”. Antyutopia napisana w 1935 roku prezentuje społeczeństwo nieróżniące się aż tak bardzo od wydarzeń znanych nam z codziennych doniesień mediów. Akcja powieści (adaptacja Amadeusza Nosala) mogłaby się równie dobrze rozgrywać teraz za naszą południową granicą. Naoczni świadkowie katastrofy wymyślonej przez Čapka – kapitan van Toch, portier bogatego przedsiębiorcy, czy naczelny lokalnej gazety – grani są przez aktorki. Odświeża to narrację, gdyż zwykle w literaturze fantastycznonaukowej postaci kobiece są marginalizowane lub pomijane. Szkoda, że aktorki wciąż mówią z męskimi zaimkami, że ich role w pełni nie zostały przepisane na żeńskie.
W powieści kapitan dowodzący statkiem transportowym ma odnaleźć (w nie do końca legalny sposób) nowe źródła połowów pereł wśród tropikalnych wysp. Nie zważając na przestrogi tubylców, zapuszcza się w zatokę, gdzie rzekomo mają mieszkać diabły. Potwory to wysoko rozwinięte płazy, gotowe odwdzięczyć się każdą ilością pereł w zamian za nieskomplikowane uzbrojenie, które pomoże im odstraszyć rekiny. Zwierzęta, mimo rozwiniętego intelektu, będą na tyle naiwne, że staną się tanią siłą roboczą dla całego świata, gdyż zrobią wszystko za kolejne dostawy broni. Apetyt przedsiębiorców nie słabł, zagarnianie przy pomocy jaszczurów nowych lądów wzbudziło zazdrość sąsiadów, którzy sami obawiali się ataku. Przyjdzie on z niespodziewanej strony, ogromna populacja zwierząt, niemal niewolniczo wyzyskiwanych, postanawia przejąć pałeczkę władzy na Ziemi, kończąc czas człowieka.
Przestrzeń Sceny Kameralnej przedstawia galerią tego, co pozostawimy po sobie przyszłym pokoleniom – oglądamy swoiste muzeum antropocenu. Scenografka Kaja Migdałek ustawiła stertę popsutego sprzętu elektronicznego, spod której unosi się przez cały czas dym. Przed kupą zużytych telewizorów i drukarek długi stół wystawienniczy, pod szklanym blatem niedbale rozłożone znoszone ubrania. Czy jest to dumne wspomnienie skoku cywilizacyjnego, jakiego dokonaliśmy w minionym wieku? Bynajmniej, parafrazując klasyka: człowiek, który zostawia takie ilości rupieci, to nie brzmi dumnie.
W tej fantastycznej historii czytelna jest odwieczna chęć dominacji ludzkości na Ziemi. Kolonializm białego Europejczyka zniszczył niezliczoną ilość kultur. W spektaklu Zaleskiego reprezentują je zwierzęta, nadmiernie eksploatowane przez ścisłe grono udziałowców. Ale czy z tego biznesu nie korzystali rządzący? Odległym wyprawom kapitana van Tocha towarzyszył romantyzowany obraz, który zasłaniał tragedię wielu ludzi, dokonywaną dla zysków niewielu. Powieść zakończyła się tytułową inwazją jaszczurów, a skolonizowane rdzenne ludy nie miały tyle szczęścia i siły.
Akcja zawiązuje się dość opornie, w połowie przedstawienia odczuwamy nawet zmęczenie kolejnymi rewelacjami związanymi z pracowitymi płazami, zakończenie jednak rekompensuje te niedostatki. Ostatnie sceny oddzielone są stopklatkami, następuje zupełna zmiana realiów, muzyki, sytuacji, co do końca buduje napięcie. Chciałoby się, żeby w taki fragmentaryczny sposób był zbudowany cały spektakl. Mimo początkowej flegmatyczności narracji, Zaleski nie zraża do podróży w głąb człowieczej duszy.
Reżyser nie po raz pierwszy współpracujący z Nowym, w trafny sposób rozłożył akcenty na wszystkich członków zespołu aktorskiego. Początkowo przoduje Dorota Rusek-Binowska jako fantazjujący kapitan, mówiący lokalnej gazecie o swoich dalekomorskich odkryciach. Później Anna Konieczka dominuje na scenie, jako redaktor naczelny gazety przedstawia rewelacje z życia płazów. Joanna Romaniak jako adwokat będzie poddawać je w wątpliwość, nie ujawnia, kto jest jego mocodawcą. Maciej Kaczor zbudował najsmutniejszą w przedstawieniu rolę – jaszczura umieszczonego w zoo, zwierzęcia na tyle inteligentnego, że świadomego swego losu. Danuta Lewandowska w roli portiera, który dopuścił wizjonerskiego żeglarza do przedsiębiorcy Bondyego, wciąż podkreśla, że nawet ktoś o tak pozornie nieciekawym zawodzie może się przyczynić do historycznego przewrotu, choć inwazję zauważa dopiero, gdy ta stoi u bram Jedliczka. Wszystko zależy od tego, kogo przepuści się w drzwiach.
„Inwazja jaszczurów” z Teatru Nowego w Zabrzu to przestroga przed nieograniczonym zużyciem zasobów planety. Już od wejścia na widownię ma się przed oczami nieatrakcyjny obraz chaotycznie porozrzucanych sprzętów, od którego w codziennym życiu odwraca się wzrok, a przecież jest to stały kontekst naszego łapczywego konsumpcjonizmu. To tylko mały fragment efektów ludzkiej chciwości, która od poławiania pereł może iść prostą drogą do likwidacji naszego gatunku.
Paweł Kluszczyński – rzemieślnik kultury, z wykształcenia technolog chemik, z pasji autor recenzji, felietonów, dramatów, poezji, bajek, bloga ijestemspelniony.pl; zawodowo od zawsze związany z teatrem, finalista VII i IX Edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych, członek Komisji Artystycznej 28. Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.