EN

12.07.2021, 14:51 Wersja do druku

Spacer po Poznaniu

"Misja Poznań. Gdzie są koziołki" Maliny Prześlugi w reż. Marka Cyrisa w Teatrze Animacji w Poznaniu. Pisze Justyna Landorf, członkini Komisji Artystycznej 27. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. Dawid Majewski

Jeśli ktoś nie zna Poznania, a chciałby zwiedzić miasto, może skonsultować jeden z niezliczonych blogów podróżniczych dostępnych w sieci, skorzystać z usług miejscowego przewodnika lub zaopatrzyć się w papierowy bedeker (choć zdaje się, że raczej już nikt tak nie robi). Ale jest jeszcze inna możliwość – należy wybrać się do Teatru Animacji na przedstawienie Misja Poznań. Gdzie są koziołki? Niech nas nie zmyli informacja, że to spektakl dla dzieci. Wysiadamy na dworcu i kierujemy się do Zamku Cesarskiego (też atrakcji turystycznej), w którym siedzibę ma teatr.

Pretekstem do odwiedzenia charakterystycznych miejsc stolicy Wielkopolski staje się historia poszukiwania słynnych poznańskich koziołków, które, o zgrozo, z niewiadomych przyczyn zniknęły. Tymczasem zbliża się południe – pora, w której sympatyczne zwierzęta pokazują się na wieży ratuszowej, aby trykać się czy też bóść rogami. Jak wiadomo, nie można przerwać tradycji i zawieść oczekujących turystów (to tak, jakby w Krakowie zabrakło hejnału mariackiego – choć jest tu znacznie łatwiej, gdyż sprawę załatwia trębacz), należy więc niezwłocznie działać.

Zaginięcie koziołków zgłasza Bamberka, słynna rzeźba stojąca na Starym Rynku, powierzając misję rozwikłania zagadki parze detektywów o wdzięcznych nazwiskach Dynks i Wichajster. I tak rozpoczyna się niesamowita wycieczka, w trakcie której wraz z bohaterami przejedziemy się kolejką Maltanką, odwiedzimy ZOO i mieszkające tam słonie, zobaczymy Bramę Poznania, most Jordana, ulicę Półwiejską, Park Wilsona z palmiarnią oraz Stary Rynek. Oprócz wspomnianej Bamberki pojawią się też inne poznańskie osobistości jak Duch Lech, Gołąb Ignacy czy Stary Marych, którego specjalnością jest gwara poznańska.

Niezbyt rozgarnięci detektywi (choć Dora Dynks wydaje się nieco mniej fajtłapowata niż jej kolega Waldemar Wichajster) nie zrażają się, mimo iż trasa jest rozległa, czasu coraz mniej, przesłuchiwani świadkowie nie zawsze chętni są do pomocy, a porywacz (bo w jaki inny sposób koziołki mogły zginąć?) ciągle przed nimi o parę kroków. Dlatego nieocenioną pomoc w śledztwie stanowią siedzące na widowni dzieci. To do nich zwraca się detektyw Wichajster, który jak okazuje się, nie rozumie Starego Marycha. Roześmiane dzieci dość cierpliwie tłumaczą, czym jest bimba i że kłezy, to właśnie zaginione koziołki. Takich zabaw jest znacznie więcej, bo autorka tekstu, ceniona dramatopisarka Malina Prześluga celuje w grach słowno-językowych, a walory edukacyjne jej sztuk nie przesłaniają wartkiej i dowcipnej akcji. W Misji Poznań jest wiele bardzo zabawnych pomysłów przeznaczonych dla widza dorosłego. Począwszy od nazwisk dwojga detektywów (które w gwarze śląskiej znaczą to samo), poprzez rozmowy z ożywionymi pomnikami (nie tylko ze Starym Marychem i Bamberką, ale również i popiersiem Woodrowa Wilsona), absurdalny dialog słoni, zbudowany na teorii świetnej pamięci tych zwierząt, czy wreszcie dobroczynną odtrutkę, którą okazuje się być woda z Warty.

Oklaski dla wszystkich wykonawców: nie tylko pary głównych bohaterów, czyli Sylwii Koronczewskiej-Cyris i Marka Cyrisa (jednocześnie reżysera spektaklu), lecz także Marioli Ryl-Krystianowskiej w roli „dźwigającej” konwie Bamberki i znakomitego Krzysztofa Dutkiewicza, przede wszystkim za postać Starego Marycha. Spektakl ma świetne tempo, aktorzy grają z wdziękiem i ma się wrażenie, że obecność na scenie sprawia im radość, która również udziela się młodej i starszej widowni. Interesująco zaprojektowane są lalki oraz scenografia przedstawienia – nie zobaczymy klasycznych lalek, tylko rodzaj płaskich, rysowanych obustronnie plansz w żywych kolorach, a towarzyszące aktorom rekwizyty zbudowane są w ten sam sposób.

Muszę wspomnieć jedną scenę, która sprawiła mi największą frajdę – rodzaj teatru w teatrze, odsłonięcia kulis warsztatu lalkarskiego. Pod koniec spektaklu nieoczekiwanie wracamy do sceny dialogu słoni i widzimy ją odgrywaną jeszcze raz, tym razem od tyłu – możemy obserwować animujących lalki aktorów, powtarzany dialog słyszymy z nagrania. Równie zdumiony, słyszący samego siebie Wichajster komentuje swój występ: „Ja tak dziwnie mówię…?”

Kto zatem porwał koziołki i czy udało się je odnaleźć? Sami sprawdźcie. A potem wybierzcie się na spacer po Poznaniu.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne