W tych farsach prawie nikt nie jest tym, kim się z początku wydaje. Paweł Mossakowski z biegłością prestidigitatora bawi nas sytuacjami i postaciami, stawiając ich wobec ekstremalnych wyborów. Ponieważ to są farsy, jest śmiesznie, choć tak naprawdę strasznie.
Mowa o słuchowiskach wydanych w tomie „Amerykański wspólnik, czyli komedia romantyczna” (Wydawnictwo Marszałek, 2023) w serii „Słuchowiska Polskiego Radia”. Oto młodzi zakochani wyobrażają sobie naiwnie, że można żyć miłością bez pieniędzy. Dziadek myśli, że można cofnąć zegar historii. Bezrobotna aktorka przyjmuje każde zlecenie, aby utrzymać się na powierzchni. Cała kolekcja pogubionych, znerwicowanych ludzi. Nie wyglądają na bohaterów farsy, a jednak nimi się stają pod ręką wytrawnego majstra. I rzecz zastanawiająca: te trzy farsy, każda powstała w innej dekadzie minionego trzydziestolecia, układają się w kronikę niespełnionych marzeń Polaków, którzy wciąż szukają dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości.
Zbiór otwiera słuchowisko „7 dni, ale nie tydzień”, którym Mossakowski zapewnił sobie główną nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie na Słuchowisko (Katowice, 1992). Rok później wyemitowane zostało w Teatrze Polskiego Radia (reż. Andrzej Zakrzewski, program I) w całości i jako radiowy serial w 8. odcinkach w wybornej obsadzie, m.in. z udziałem Krzysztofa Kowalewskiego, Bronisława Pawlika i Marty Lipińskiej.
Jak wskazuje data powstania słuchowiska, rzecz toczy się w gorącej fazie transformacji ustrojowej po wyborach 4 czerwca 1989 roiku. Farsa rozgrywa się przede wszystkim w gronie rodzinnym. Ojciec Henryk, trochę „przyszywany” były opozycjonista czuje się pominięty w podziale łupów po zwycięstwie – dostało mu się z przydziału tylko kierownictwo więzienia. Róża, jego żona, dziennikarka z aspiracjami, szuka tematu, aby się wreszcie wybić. Dziadek, niegdysiejszy funkcjonariusz upadłego reżimu, nie tylko nogami, ale przede wszystkim głową tkwi w dawnych czasach, podreperowując stan ducha radziecką Stoliczną. I najmłodszy Wicuś, syn i wnuczek, zaprzyjaźniony z komputerem, gotów do korzystania z okazji do szybkiego zarobku – niemal symbol nowej epoki neokapitalizmu: od łóżka polowego na ulicy do właściciela koncernu.
Kiedy świat się rodzicom i dziadkowi wali, ojciec nie daje rady jako szef zakładu penitencjarnego, a szanse na duże odszkodowanie za prześladowania w czasach komuny bledną, dziadkowi zaś odrzucają tom wspomnień z lat PRL-u, do akcji wkracza wnuczek – złoty chłopak nowej epoki. Na kłopoty ekonomiczne więzienia znajduje niekonwencjonalny sposób: część pomieszczeń zakładu przeznacza na hotel dla zachodnich turystów, głodnych wrażeń z epoki komunizmu. Książkę dziadka napisaną ze śmiertelną powagą zamienia na satyrę na miniony porządek, na wszelki wypadek ukrywając nazwisko autora i odnosi nieprawdopodobny sukces.
W farsie aż rojno od zderzeń starej i nowej epoki (zadziwiająco przypominających jeszcze starszą epokę), od przebierańców i oszukańców, udających kogoś innego, ale jakoś ten interes się kręci dopóki Wicuś czuwa. Ale Wicuś zamierza zwinąć interes w Polsce, wyjechać za granicę i wypłynąć na międzynarodowe wody. Przed rodziną pojawia się widmo katastrofy.
Mossakowski farsową metodą obnaża bezradność ludzi w zderzeniu z nową rzeczywistością, która stawia nieznane wymagania. Nieprzyzwyczajeni do życia w buszu gubią się, każdy w swoim zagajniku, a prosperujący Wicuś jest – co tu dużo gadać – dobrze zapowiadającym się aferzystą. Mossakowski z wielkim wyczuciem opisuje czas gorącej transformacji jako raj dla krętaczy.
„Roszada” odsłania farsowy pejzaż Polski dziesięć lat później. Słuchowisko miało premierę w roku 2004 pod tytułem „Sekstet dla dwojga” (reżyseria Janusz Kukuła). I znowu obsada marzeń: Mateusz Damięcki i Eliza Borowska jako młodzi zakochani, Marta Lipińska i Wiktor Zborowski, rodzice chłopaka, Marzena Trybała i Marian Opania, rodzice dziewczyny. Tylko pozazdrościć.
Młodzi zachowują się jak pijane dzieci we mgle, niewiele rozumieją i wiedzą o świecie. Inteligencja jak zawsze bieduje i nadrabia miną. Neokapitaliści kręcą na prawo i lewo, żeby wyjść na swoje, ale na zewnątrz trzymają fason. Jedni mają aspiracje, drudzy pieniądze. Jedni muchy w nosie, drudzy seriale.
W „Roszadzie” Paweł Mossakowski zderza bohaterów należących do tych różnych sfer. Najmłodsi, Adam i Agnieszka, planują wspólne życie i – jak bywa w takich okolicznościach – dochodzi do spotkania ich rodziców. Rodzice Adama należą do elity umysłowej, tata jest profesorem i z zapałem zajmuje się badaniem życia owadów, ale finansowo lądują nie najlepiej. Rodzice Agnieszki tkwią w świecie biznesu, niezbyt czystego, ale przynoszącego pokaźne zyski. Już sam punkt wyjścia skazuje ich spotkanie na nieprzezwyciężalne przeszkody w porozumieniu.
A jednak życie płata figle i niekoniecznie tak się układa, jakby się wydawało. Stąd tytułowa roszada, czyli szachowa zmiana miejsc, bo okaże się, że rodzice wymienią się partnerami, a związek młodych też nie ułoży się tak, jak początkowo myśleli. Farsa ma swoje prawa, a więc na koniec się rozpogodzi, bogaci będą biedniejsi, a biedni bogatsi.
Tym razem Mossakowski trafnie, choć tylko na marginesie diagnozuje różnice pozycji ekonomicznej inteligencji i biznesmenów, ukazując, jak łatwo o katastrofę i jak niedaleko do sukcesu. Polska początku XXI wieku przypomina loterię: nie sposób przewidzieć, co wydarzy się jutro, bo na tronie zasiada niepewność. Na czoło jednak wysuwa autor z wielkim słuchem stary jak świat Molierowski sposób va opisanie świata, w którym ludzie mówią różnymi językami. Niektórzy odkrywają, że prozą i zostają pisarzami jak Adam, odnoszący sukces swoją pierwszą książką.
Farsowy przewodnik po trzech dekadach zamyka słuchowisko „Amerykański wspólnik, czyli komedia romantyczna” zrealizowane przez Janusza Kukułę (2012). W obsadzie Marian Opania jako tytułowy wspólnik, Krzysztof Tyniec, Monka Kwiatkowska, Maria Pakulnis.
Początek drugiej dekady XXI wieku nadal jawi się pełen niepewności. Szef prywatnej firmy paliwowej „Koliber” Stefan Szumiejko boryka się z trudnościami, jedyny ratunek widzi w kontrakcie z wpływowym Polonusem, który przyjeżdża do Polski. Sęk w tym, że to osobnik o dość zatęchłych poglądach, zwolennik patriarchatu i tzw. tradycyjnych wartości. Toteż rozwodnik Szumiejko wynajmuje bezrobotną aktorkę do roli żony na jeden-dwa dni, aby odgrywając ją pomogła w dobiciu targu. Okaże się jednak, że przyjezdny biznesmen zza oceanu jest człowiekiem łagodnie mówiąc trudnym do zniesienia – Mossakowski, wyprzedzając późniejszą akcje „Me Too”, ukazuje jak natarczywie molestuje aktorkę. Kłamstwo goni tu kłamstwo, ale paradoksalnie wydobędzie prawdę. Złoto złotem, ale cnoty bronić trzeba. I tak Szumiejko, choć nie znajdzie biznesowego partnera, to znajdzie życiową partnerkę.
Zgrabnie to ukazane, nieznośny przybysz wyśmiany i zdemaskowany jako oszust, a polski biznesmen odarty ze złudzeń, ale szczęśliwszy.
Trudno przypisywać farsom Mossakowskiego cechy laboratorium analitycznego współczesnej Polski. To przede wszystkim utwory do śmiania, napisane z poczuciem humoru i umiejętnością rysowania przekonujących postaci, wszystkie przeszły udane próby teatru żywego planu. Sam autor nie bez powodu umieścił na okładce zastrzeżenie, że w przeciwieństwie do wcześniejszego zbioru dramatów poważnych („Na ucho”, 2016), ta książka „zawiera trzy słuchowiska o zdecydowanie lżejszym, komediowym charakterze. Są to właściwie farsy, choć nie uciekające od problematyki bardziej serio – ich komediowość tkwi w sposobie potraktowania tematów, które same w sobie śmieszne nie są”. Otóż to: jest śmiesznie, czyli poważnie. Farsa prawdę ci powie.