Od wielu lat śledzę losy potomstwa współpracujących ze mną artystów. Ale głównie tych dzieci, które - zarażone domową atmosferą oraz częstym bywaniem z rodzicami na próbach i spektaklach - wcześnie odkrywają własne powołanie, możliwości i także postanawiają zostać artystami. Ich droga do kariery mimo to wcale nie jest usłana różami. Nadmierny krytycyzm rodzicieli, częste ironiczne niedowierzanie środowiska, następnie ciągłe podejrzewanie o nepotyzm, protekcję i wspomagającą magię nazwiska - oto tylko niektóre problemy, z którymi przez lata muszą się zmagać. W swej przeciążonej teatraliami wyobraźni stworzyłem sobie wirtualny klub dzieci artystów, którym kiedyś w czymś zawodowo pomogłem, pomagam lub będę pomagał, gdy tylko zajdzie taka potrzeba.
Przed kilkoma dniami zadzwonił do mnie Piotr, syn zmarłej przed dwoma laty gwiazdy operowej Joanny Cortes. Obecnie to trzydziestokilkuletni urodziwy mężczyzna, którego ojcem jest nieżyjący już meksykański dyrygent Victor Cortes, babką - Hanna Piliczowa, teoretyk, pedagog, dziekan Akademii Muzycznej w Warszawie, dziadkiem - Ludwik Mika, wieloletni czołowy tenor Opery Wrocławskiej, a prababką (!) Wanda Ruśkiewiczowa, wybitna pianistka i korepetytorka, w której przed wojną kochał się Kiepura, a po wojnie Sygietyński.