EN

23.07.2024, 12:11 Wersja do druku

Scena Letnia dla Dzieci – dzielić się szczęściem teatru

W niedzielę, 21 lipca Scena Letnia dla Dzieci im. Jadwigi Warnkówny w Brwinowie gościła Marcina Marca i jego Teatr Barnaby, w swojej czteroletniej historii już po raz trzeci. Tym razem przyjechała opowieść „O najwspanialszym Piecuchu” – spektakl odgrywany w formie teatru figur drewnianych. Artysta nie wiedział, że przed jego przedstawieniem zostanie odśpiewany (i to wielokrotnie) hymn lalkarzy, czyli „Piosenka lalkarza” Jana Wilkowskiego – także dla niego samego.

fot. mat. Encyklopedii Teatru Polskiego

„Piosenka lalkarza” po raz pierwszy została zaśpiewana w premierowym spektaklu „Guignol w tarapatach” 21 marca 1956 roku na scenie Teatru Lalka w Warszawie przez Jana Wilkowskiego – jej autora i wykonawcę w postaci paryskiego ulicznego lalkarza o imieniu Jean. Zarówno lalkarz Jean, jak i lalkarz Marcin Marzec wędrują ze swymi spektaklami. I chociaż pan Marcin przyjechał do Brwinowa eleganckim samochodem osobowym, to cały swój teatr miał ze sobą. Jego kufer okaże się wkrótce magiczną „maszyną do grania” – będzie parawanem i stołem, scenką i mechanizmem scenograficznym; w walizce na kółkach spoczywały drewniane lalki. Aktor gra ten spektakl od lat i od lat wędruje z nim po świecie. Chociaż bohater „Guignola w tarapatach” wędruje po świecie pieszo z wiklinowym koszem wypełnionym lalkami na plecach – a nie samochodem, to zmotoryzowany pan Marcin Marzec przybyły ze swym lalkarskim dobytkiem do Brwinowa nieodparcie kojarzy się ze słynną fotografią Jana Wilkowskiego w roli Jeana ze spektaklu „Guignola” z roku 1956. (Warto to zdjęcie przypomnieć, bo w połączeniu z „Piosenką…” stanowi kwintesencję lalkarskiej doli.) Dalsze skojarzenia będzie budzić mistrzowska animacja lalek ożywianych w spektaklu „O najwspanialszym Piecuchu”. 

Zanim jednak aktor wszedł na scenę, by rozpocząć spektakl, witający widzów organizatorzy Sceny Letniej powrócili do tematu poruszonego tydzień wcześniej, tzn. do idei konkursu na wykonanie „Piosenki lalkarza” przez przedstawicieli młodej widowni (został rozdany tekst, pan akustyk przygotował podkład muzyczny – nawet w dwóch wersjach: na fortepian i na akordeon, do wyboru). Były oczywiście dusze wątpiące w powodzenie konkursu – bo piosenka archaiczna, tzw. ramota… Jakie jednak było zdziwienie, kiedy okazało się, że śmiałków jest aż pięcioro! Mile zaskoczony był sam artysta, że młodzi brwinowscy miłośnicy teatru mają taki entuzjazm do śpiewania tej piosenki sprzed siedemdziesięciu lat. Artyście było miło podwójnie, bo jemu piosenka została zadedykowana – w podzięce za dziesięcioletnią wędrówkę ze spektaklami lalkowymi (tyle już lat ma Teatr Barnaby Marcina Marca).

Każde z dzieci (ze sceny, z mikrofonem w ręku, niekiedy z tekstem w reku, ale przeważnie bez – bo trzy-czteroletnie dzieci jeszcze nie czytają) odśpiewało zwrotkę i refren: Hej, hej, jak wędrowne ptactwo, / Hej, hej, kukiełkarskie bractwo./ Tak łazi rad nierad/ Najśmieszniejszy teatr. Trudno było ukryć wzruszenie przy tym odradzaniu się lalkarskiego hymnu w najmłodszym pokoleniu odbiorców „najśmieszniejszego teatru”, zachowującego pamięć nie tylko patronki brwinowskiej Sceny Letniej – piszącej piosenki dla dzieci, ale i samego Jana Wilkowskiego.

Z Piosenki lalkarza wynika, iż Jean (…) swą profesję traktuje jako stan, jego działanie jest misją, posłannictwem, efektem wewnętrznego nakazu istoty dotkniętej, tak jak ptacy, musem wędrowania. Jean i jemu podobni to ludzie, których wedle pięknej metafory Jerzego Szaniawskiego "dal woła", i ci ludzie idąc w dal z lalkami łączą się w bractwo, coś na kształt średniowiecznego cechu czy sekty tajemnej skrywającej swoje sekrety, po to i tylko po to, by doznawać szczęścia teatru i rozdawać to szczęście. – napisał Henryk Rogacki (Jana Wilkowskiego lalkarz romantyczny, „Teatr Lalek” Nr 1 /58/98, wiosna-lato, ss. 31-34). Takich samotnych ptaków jak Marcin Marzec gościła Scena Letnia w Brwinowie i gości więcej: Heryk Hryniewicki ze swoim Teatrem NEMNO, Akademia Wyobraźni Pawła Pawlika, Walny Teatr Adama Walnego, Teatr Małe MI Sławy Tarkowskiej, Teatr Malutki Małgorzaty Wolańskiej, Teatr Lalkowy Marka ŻYŁY, Krzysztof Falkowski (Teatr Animacji Falkoshow), Cichy Teatr Tobiasza Cichońskiego. Henryk Rogacki miał rację - ci ludzie idąc w dal z lalkami łączą się w bractwo, coś na kształt średniowiecznego cechu czy sekty tajemnej.

Nie opuszcza mnie wciąż pamięć o tych, którym zawdzięczam pogłębioną wiedzę i miłość do teatru lakowego, dla których Jan Wilkowski był gigantem sztuki, którą całe życie uprawiali – zielonogórscy przyjaciele aktorzy-lalkarze: Krystyna Żylińska, Jerzy Lamenta i Jan Wysocki, oni już odeszli, a mnie zostawili - z tą potrzebą rozdawania szczęścia teatru lalkowego…

fot. Mieczysław Klajnowski

Wracamy do brwinowskiego spektaklu „O najwspanialszym Piecuchu”. Wspomniałem już o mistrzowskiej animacji drewnianych figur Marcina Marca i nie podejmuję się recenzować tego niezwykłego spektaklu, w którym artysta z taką perfekcją z kawałków lipowego drewna czyni ożywione nieważkie dusze. Druga zaś strona lalkarskiego misterium – młoda widownia wprost chłonie dzieje tytułowego bohatera, z bezgraniczną ufnością wchodząc w interakcję z aktorem i powołanymi przez niego do życia istotami. To próg największej tajemnicy Teatru - bezgranicznej wiary w to, na co się artysta i widz tu i teraz umawia. Na każdym spektaklu Sceny Letniej zadziwia mnie ten fenomen dziecięcej wiary – wiary nieskazitelnie czystej duszy najmłodszego widza, wchodzącego dopiero w Teatr, w to, na co się umawia i czym dzieli się z nim artysta. Jest to wiara bezgraniczna i żywiołowa. To jest prawdziwe „doznawanie szczęścia teatru”. Aktor używa całego swego talentu, finezji i poczucia humoru, aby ani na chwilę nie utracić tej więzi, tego oddania bez reszty młodych serc, których nie wolno oszukać.

Spektakl „Piecucha” płynnie przechodzi (mimo finałowej owacji i wręczonego przez przedstawicielkę młodej widowni kwiatka) w teatralne wtajemniczenie mające formę warsztatów edukacyjnych; dzieci zostają zaproszone na scenę. Zaczyna się prawdziwe oblężenie lalek. Tylko zdjęcia Mieczysława Klajnowskiego, dokumentującego każde zdarzenie na Scenie Letniej, potrafią oddać to lalkarskie zapatrzenie dzieci – dla nich spektakl wcale się nie skończył, lalki wciąż żyją. Teraz młodzi widzowie podejmują próbę wejścia w rolę aktora dającego życie postaciom z lipowego drewna; to dalszy ciąg misterium; skupione i rozgorączkowane twarze, wpatrzone w brane ostrożnie do rąk lalki; one wiedzą, że dostępują tajemnicy.

Podczas warsztatów ujawnia się jeszcze jedna cecha odróżniająca „kukiełkarskie bractwo”, czyli reprezentujących cech lalkarzy od innych artystów teatralnych – po spektaklu nie śpieszą się, cierpliwie wyjaśniają i instruują, dzielą się i wtajemniczają, pozują nawet do wspólnych zdjęć. Jakie to daleki od pospiesznej chałtury grasujących po kraju grup teatralnych…

Jakaś dziewczynka spontanicznie dziękuje artyście, przytula go – jakby już była dojrzałym widzem i wiedziała, że artyście należy się podziękowanie…  

A za tydzień przed spektaklem w Brwinowie znowu będzie rozbrzmiewać „Piosenka lalkarza” – głosami najmłodszych, w zamian najmłodsi odbiorcy znowu dostąpią teatralnego wtajemniczenia, ktoś znowu podzieli się z nimi – całkowicie i bez reszty - szczęściem teatru.

fot. Mieczysław Klajnowski

Źródło:

Materiał nadesłany

Wątki tematyczne