Ludzkie potwory, ci, których uważamy za diabły wcielone, to moja obsesja. Pytam, jak się nimi stają – mówi PAP peruwiański pisarz Santiago Roncagliolo, autor niedawno wydanej w Polsce powieści „Rok, w którym narodził się diabeł”.
„Rok, w którym narodził się diabeł” to łotrzykowska powieść historyczna, którą autor wydanej w Polsce "Nocy szpilek" osadził w Limie w 1623 r. "Pewnej burzliwej nocy w klasztorze klarysek w Limie nowicjuszka rodzi przerażającą bestię o dwóch głowach, rozwidlonym języku i ośmiu kończynach. Narodziny owego potwora zbiegają się z pojawieniem się w stolicy kobiety o imieniu Róża, w której mieszkańcy widzą błogosławioną, a Święte Oficjum czarownicę" - pisze o książce wydawnictwo ArtRage.
To kolejna, po "Wstydzie", "Czerwonym kwietniu" i "Nocy szpilek", wydana w Polsce powieść peruwiańskiego pisarza, który w pracował także jako dziennikarz i autor scenariuszy, książek dla dzieci i sztuk teatralnych. Na postawie "Nocy szpilek" powstał spektakl, wyreżyserowany przez Piotra Pacześniaka, który oglądać można w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka w Łodzi.
PAP: Poprzednia z wydanych w Polsce pańskich książek rozgrywała się w latach 90., najnowsza - w 1623 r. Co takiego w XVII-wiecznej Limie pociągało pana na tyle, by właśnie w takich realiach historycznych osadzić fabułę kolejnego utworu?
Santiago Roncagliolo: XVII wiek to niezwykłe uniwersum. Gotycki realizm magiczny, diabły, demony, czary były wtedy wszechobecne. To one sprawiły, że chciałem się w tamten świat zagłębić. I dlatego ta powieść jest tak długa - było tak wiele mocnych, wyrazistych elementów, które chciałem w niej zmieścić.
Czytałem wiele powieści historycznych, których bohaterowie myślą i zachowują się jak ludzie z XX czy XXI wieku. Realia historyczne są w nich ledwie dekoracją. Ja chciałem wczuć się w sposób myślenia bohatera, zrozumieć, jakimi ścieżkami podążały jego myśli. A dla Alonso Moralesa cuda są elementem rzeczywistości, dzieją się naprawdę. Diabeł jest prawdziwy, podobnie jak wiedźmy, czary - należą do codziennego świata, w którym nie rządzi logika ani rozsądek. Wszystko było wówczas postrzegane albo jako dobro zesłane przez Boga, albo zło pochodzące od diabła. Bóg był Hiszpanem, wszelkie pierwotne religie Ameryki Południowej były traktowane jak szatańskie zło wcielone. Cywilizacja i religia miały za zadanie wyrwanie tych ludzi ze szponów diabła, oświecenie ich i zbawienie. To dla Moralesa początek jego przygody - jego zadaniem jest ściganie diabła, ale sam jest coraz mniej pewny, że stoi po stronie Boga.
PAP: Mówi pan "wczuć się w sposób myślenia" bohatera z innej epoki. Tylko jak to zrobić?
S.R.: Mnóstwo czytałem. Przede wszystkim protokoły procesów inkwizycyjnych. Początkowo miałem taki zamysł, by książka była napisana językiem XVII-wiecznego protokołu z procesu kobiety oskarżonej o uprawianie czarów. Ale gdy przeczytałem pierwsze przymiarki, doszedłem do wniosku, że nie da się przez to przebrnąć... Język, ale także sposób myślenia, sposób łączenia słów. No i ortografia - właściwie nieobecna. Żadnych przecinków, kropek, średników, znaków zapytania czy wykrzykników. Dopiero przy trzeciej czy czwartej wersji pierwszego rozdziału znalazłem ton, za pomocą którego mogłem oddać odpowiedni nastrój, a jednocześnie treść była zrozumiała. Nie chciałem, by czytelnik musiał z książką walczyć, ale by miał z niej przyjemność.
PAP: Większym wyzwaniem było dla pana zmaganie się z językiem czy z opisem rzeczywistości XVII-wiecznej Limy?
S.R.: Dokumentacja zajęła mi mniej więcej 10 lat. Wszystkie informacje są w książkach, potrzeba jedynie cierpliwości, by się przez nie przedrzeć. Nie jest ich zresztą zbyt wiele, w końcu mówimy o XVII wieku. Gdy dochodziłem do ściany, gdy źródła nie mogły mi nic przekazać, musiałem polegać na wyobraźni. Zależało mi jednak na tym, by wykorzystać w powieści jak najwięcej prawdziwych informacji.
PAP: Co w "Roku, w którym narodził się diabeł" jest prawdziwe?
S.R.: Święta Róża żyła naprawdę. O cudach przez nią czynionych opowiadają jej biografie. Żył także Alonso Morales, konstabl trybunału Świętej Inkwizycji, choć wiemy o nim bardzo niewiele. Prawdziwa była także siostra zakonna, która pojawia się w książce. Ówczesne klasztory to niezwykłe miejsce, dla wielu kobiet stanowiły schronienie, szansę na życie, w którym mogły być kimś więcej niż żonami i matkami. Zakonnice pisały poezję, bardzo mistyczną i przepełnioną erotyzmem. Często za murami zakonu cieszyły się większą wolnością niż kobiety pozostające po drugiej stronie muru. Z drugiej strony zakon pod wieloma względami przypominał więzienie dla kobiet.
PAP: Co sprawiało, że kobieta zostawała uznana za czarownicę?
S.R.: Święta Róża została pierwszą świętą Kościoła katolickiego z Ameryki Łacińskiej, ale wcześniej była oskarżona o czary i sądzona przez inkwizycję. Jak ocenić, kiedy ktoś rozmawia z Bogiem i czyni cuda, a kiedy jest w konszachtach z diabłem i czyni zło? Mistycyzm, o czym wspominałem, był rozerotyzowany - te kobiety mówiły o kochaniu się z Bogiem. Wpadały w ekstazy. Czy były świętymi, czy wiedźmami? Niełatwo stwierdzić.
PAP: W tym roku ArtRage wyda "Czwarty miecz. Historię Abimaela Guzmána i Świetlistego Szlaku", pańską książkę reportażową. Co bardziej panu odpowiada jako nośnik opowieści: literatura piękna czy literatura faktu?
S.R.: Ludzkie potwory to moja obsesja. Ci, których uważamy za diabły wcielone. Pytam, jak się nimi stają - jak w przypadku nastoletnich bohaterów "Nocy szpilek". Literatura zaczyna się tam, gdzie kończy się rzeczywistość. W przypadku Abimaela Guzmána i Świetlistego Szlaku, w przeciwieństwie do XVII-wiecznych procesów o czary, miałem do dyspozycji mnóstwo materiałów źródłowych. A nawet mogłem porozmawiać z ludźmi, którzy znali bohatera mojej opowieści. Spotkałem się chyba z każdym, kto miał z nim bliskie kontakty, z członkami jego rodziny, innymi terrorystami, politykami. Nie było ich aż tak wielu, ale dzięki nim zrozumiałem, jak ten człowiek się zmieniał, kim był, co widział w marksizmie.
Fascynuje mnie to, jak religia, wiara wpływają na nasze życie, a dla Guzmána marksizm był religią - była święta księga, byli ewangeliści. Na końcu czekało zbawienie, triumf rewolucji. Bogiem była historia - to ona cię sądziła. Guzmán był intelektualistą, nie podkładał bomb, nie zabijał. Pisał. Napisał ponad 30 woluminów przepełnionych instrukcjami, planami działania. Rozpętał wojnę, której ofiarami padły dziesiątki tysięcy ludzi.
PAP: Czy Guzmán wpisuje się w pana projekt pisania na temat zła? Czy aby pisać o kimś, nawet "ludzkim potworze", koniecznie trzeba go zrozumieć?
S.R.: Nieco się ryzykuje, pisząc o takim bohaterze. Czy ci się to podoba, czy nie, rozmawiasz z ludźmi, którzy go znali, a to zmienia twoją perspektywę. Kiedy kończyłem pracę nad tą książką, byłem wściekły na tak wiele rzeczy: na peruwiańskie społeczeństwo, system kapitalistyczny. Rezonowało we mnie to, o czym mówił Guzmán, z czym obcowałem przez wiele miesięcy. Myślę, że może nie byłby z niego taki potwór, gdyby nie społeczeństwo potworów, które go stworzyło, umożliwiło mu stanie się tym, kim był.
Książka "Rok, w którym narodził się diabeł" Santiago Roncagliolo w przekładzie Tomasza Pindla ukazała się nakładem wydawnictwa ArtRage.
***
Zdjęcie na licencji CC BY-SA 4.0.