EN

13.03.2025, 10:46 Wersja do druku

Nie zamierzam startować w konkursie na dyrektora gdyńskiego teatru

Dyrektor Teatru Miejskiego w Gdyni Krzysztof Babicki nie zamierza startować w rozpisanym przez władze miasta konkursie na dyrektora teatru. W rozmowie z PAP zdradził kulisy przygotowywanego spektaklu „Żeglarz" na Darze Pomorza. Z Krzysztofem Babickim rozmawia Piotr Mironowicz w Polskiej Agencji Prasowej.

fot. Andrzej Jackowski / PAP

Polska Agencja Prasowa: Prezydent Gdyni rozpisała konkurs na stanowisko dyrektora Teatru Miejskiego w Gdyni. Czy zamierza pan - po 14 latach zarządzania tą instytucją - w nim wystartować?

Krzysztof Babicki: Nie. W grudniu dowiedziałem, się, że koalicja zasiadająca w gdyńskiej radzie miasta umówiła się na konkurs. Mnie te umowy nie obchodzą. Ja w życiu już trochę zrobiłem i nie zamierzam startować w żadnej rywalizacji. Uważam, że moje 14 lat w gdyńskim teatrze to jest mój udział w konkursie. Do tego dochodzi pełna widownia na wszystkich spektaklach. Jeżeli kogoś to nie przekonuje i organizuje konkurs, to jest to jego problem.

PAP: Skoro zaczął pan mówić o problemach, to przytoczę słowa Krzysztofa Rekowskiego, który niedawno reżyserował w Gdyni spektakl „Rowerzyści". W rozmowie z PAP powiedział, że w gdyńskim teatrze jest świetny zespół, ale scena wymaga doinwestowania. Zgadza się pan z nim?

K.B.: Cieszę się, że Rekowski docenił zespół. Uważam, że to jest znakomity reżyser, który zrobił świetny spektakl. Jeżeli chodzi o budynek, to jest to znana sprawa. Na przestrzeni lat były różne plany budowy nowego teatru, a także plany rozbudowy istniejącego. Chodzi o pieniądze i ten problem muszą rozwiązać władze miasta. Wszelkie remonty są niezwykle skomplikowane dla takich instytucji jak nasza, bo jeżeli chcielibyśmy rozbudować budynek, to teatr trzeba by zamknąć na trzy-cztery lata. I na ten czas znaleźć obiekt zastępczy. Jeśli nie udałoby się znaleźć obiektu zastępczego, to teatr nie będzie grał przez ten czas. Wtedy najlepiej w ogóle go zamknąć, bo widz o tym teatrze zapomni. A najlepsi aktorzy i zespół techniczny znajdą pracę w innym miejscu.

PAP: W budynku znajdują się dwie sceny. Jedna pomieści 280 widzów, druga 99.

K.B.: Tak, reżyserzy dostają takie warunki, jakie mamy. Na przykład na małej scenie muszą sobie radzić bez wyciągów, przez co nie można np. podnieść dekoracji. Praca jest przy tym żmudna.

PAP: Poza dużą i małą sceną gracie również na Scenie Letniej w Gdyni-Orłowie i na Darze Pomorza.

K.B.: Scena Letnia pokazuje wyjątkowość naszego teatru. To jest niezwykłe miejsce z widokiem na Zatokę Gdańską. Korzystamy również ze sceny przygotowywanej pod pokładem statku-muzeum Daru Pomorza. Oba te miejsca promują miasto.

PAP: Na Darze Pomorza wystawiliście sześć przedstawień. Teraz znów pan wraca pod pokład. Co tym razem zobaczą widzowie?

K.B.: Należy zaznaczyć, że Dar Pomorza to muzeum, w którym musimy przestrzegać pewnych reguł. Uważamy, aby nie porysować podłogi, niczego nie urwać. Na widowni może zasiąść 120 osób - panują tam klaustrofobiczne warunki. Pierwsze próby pod pokładem przeprowadzamy dopiero cztery dni przed premierą.

PAP: Gdzie przygotowujecie się wcześniej?

K.B.: Pracujemy w sali prób. Mamy ustawioną scenografię, naszkicowaną przestrzeń Daru Pomorza. Za scenografię pod podkładem odpowiada zawsze Marek Braun, który czuje to miejsce. Ważne jest również to, żeby przestrzeń była wcześniej omówiona między scenografem i reżyserem. To pozwala na świadome wejście aktorów. Nie muszą się uczyć tego na nowo. Teraz w obsadzie do przygotowywanego spektaklu mam 14 osób w obsadzie. Część z nich już grała na Darze.

PAP: Tym razem przygotowujecie się do spektaklu „Żeglarz" na podstawie tekstu Jerzego Szaniawskiego. Dlaczego wybrał pan ten dramat?

K.B.: Nigdy wcześniej nie reżyserowałem żadnej sztuki Szaniawskiego. Jego „Żeglarza" czytałem jeszcze na studiach, nigdy nie oglądałem tego dramatu w teatrze. Sięgnąłem po niego ponownie kilka lat temu i pomyślałem, że to jest świetny tekst, który mówi o tym, jak nowo powstające miasto potrzebuje bohatera i trzeba go wybrać za wszelką cenę. Później buduje mu się pomnik. Pomyślałem wówczas, że ten tytuł i rok wydania - 1925 - są zbieżne z powstawaniem i budowaniem Gdyni, która w przyszłym roku będzie obchodziła 100-lecie istnienia.

PAP: Powiedział pan o budowaniu pomnika ludziom za wszelką cenę i robieniu bohaterów z ludzi, którzy na to nie zasługują. Czy odniósł pan ten tekst do współczesności?

K.B.: Tekst jest napisany współczesnym językiem przez Szaniawskiego, uzupełniony wierszami Juliana Tuwima i Kazimierza Wierzyńskiego. Nie przekładem tego utworu na grunt gdyński czy polski. Czy jest tam odniesienie do współczesności, to już pozostawiam do oceny widzom. Szaniawski w swoim dramacie pokazuje, że społeczeństwo przyjmuje jako prawdę każde kłamstwo na temat wielkiej, szlachetnej biografii bohatera, który stoi na cokole.

PAP: Czyli kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą?

K.B.: Tak. Nawet świadkowie, którzy się pojawiają, są do kupienia. W pierwszej scenie „Żeglarza” jedna z osób mówi, że kapitan Nut, któremu jest budowany pomnik, pozostał na płonącym okręcie. Później się okazuje, że kapitan pierwszy uciekł z okrętu.

PAP: Nawiązując do okrętu - dlaczego tak bardzo upodobał pan sobie Dar Pomorza?

K.B.: Upodobaliśmy! Ja i Paweł Huelle (zmarły w 2023 roku pisarz, dramaturg Teatru Miejskiego w Gdyni – PAP). To był nasz wspólny pomysł, żeby otworzyć tę scenę, która działa od kwietnia do października. Zespół teatru zagrał tam sześć tytułów: „Idąc rakiem" Güntera Grassa w adaptacji Pawła Huelle. Potem Paweł napisał sztukę o Lennonie i Yoko Ono zatytułowaną „Żółta łódź podwodna". Kolejnym spektaklem były „Kursk", również Pawła, następnie „Tango na pełnym morzu" według Sławomira Mrożka i „Jądro ciemności" według Josepha Conrada. To była ostatnia adaptacja Pawła.

PAP: Jakie plany ma pan na ten sezon artystyczny?

K.B.: Od dwóch miesięcy w naszym teatrze pracuje dramaturg Szymon Jachimek. Pisze on teraz sztukę na Scenę Letnią zatytułowaną „Na Ziemię, czyli Szał Niebieskich Ciał" - w sposób bardzo dowcipny będzie opowiadała o UFO, które podobno pojawiło się nad Gdynią i mieszkańcy przysięgają, że je widzieli. Premierę spektaklu, który wyreżyseruje Rafał Szumski, planujemy w czerwcu.

W kolejnym roku, jubileuszowym, mieliśmy zrealizować napisany dla naszego teatru tekst Tomka Mana o prywatnym życiu ludzi związanych z Gdynią: Kwiatkowskiego, Wendy i Żeromskiego, kolejny komediowy tekst Jachimka pod tytułem „Dulska w Gdyni" oraz adaptację „Gdyni obiecanej" Grzegorza Piątka na Scenie Letniej w Orłowie.

PAP: Powiedział pan o nadchodzącej premierze, o planach i o porażce gdyńskiej sceny. Chciałbym się dowiedzieć, jakie są pana sukcesy w 14-letnim kierowaniu Teatrem Miejskim w Gdyni?

K.B.: Scenę objąłem, kiedy frekwencja w teatrze wynosiła 18 proc. Ówczesny prezydent Wojciech Szczurek powiedział wtedy, że daje mi pięć lat na podniesienie jej do 50 proc. I to się udało. Po pięciu latach mieliśmy 75 proc. W tej chwili, czyli po 14 latach, mamy między 95 a 100 proc. frekwencji na wszystkich spektaklach. Sukcesem jest również zespół aktorski, który jest stabilny i bardzo ciekawy.

Rozmawiał Piotr Mirowicz

***

Konkurs na stanowisko Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni został ogłoszony przez prezydent miasta pod koniec stycznia. Zwycięzca zostanie powołany na cztery sezony artystyczne. Chętni mogą składać oferty do 15 kwietnia. (PAP)

Źródło:

PAP