„Rózia” Rafała Wojasińskiego w reż. Jacka Braciaka, spektakl dyplomowy studentów i studentek Akademii Teatralnej w Warszawe, w Teatrze Collegium Nobilium. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
To osobliwy spektakl.
Ciekawe bowiem, jak wypowiedziałaby się publiczność, gdyby tuż przy wyjściu z widowni zorganizować sondę – o czym pana/pani zdaniem było właśnie obejrzane przedstawienie. W pewnym takim zdezorientowaniu i ja zerknąłem do opisu na stronie TCN, ale wcale nie mam pewności, czy można mu ufać (opisowi, nie TCN). Mało tego, powyższe wcale nie oznacza, że rzecz jest mało komunikatywna, bohaterów można bowiem dość łatwo scharakteryzować, a niektórych nawet polubić (głęboka samoświadomość Bolesława wydała mi się zachęcająco odświeżająca). A ponieważ spektakl jest niedzisiejszo krótki, więc krótko – i wcale nie jest to zwulgaryzowanie – można napisać tyle, że przychodzi bibliotekarz Bolek (Aleksander Sajewski) do GS-u, bo ma do Rózi (Alicja Bobruk) pytanie, czy jest miejscowa. Niechęci naszej bohaterki do odpowiedzi przyglądają się i całość tej róziowo-bolkowej relacji komentują Barmanka (Maja Szkutnik) i dość sceptyczny wobec świata Miejscowy (Michał Lupa). Tyle. No więc widać, że spektakl może nieco potarmosić.
Jest w nim jednak coś wciągającego, narkotycznego, ten świat zbudowany z języka, którym się posługują nasi bohaterowie, ma w sobie coś marquezowskiego, jakąś – nieledwie reporterską precyzję ontologiczną i – niezwykłą kruchość, tak jakbyśmy oglądali uwieczniony na taśmie dokument z miasta X, i – jednocześnie byli świadkami zwykłej sceny w knajpie, która wiadomo, że nigdy więcej się nie powtórzy.
Rózia jest udanym dyplomem. Oglądamy czworo utalentowanych i charyzmatycznych aktorów, którym ta trudna fraza Wojasińskiego nieledwie je z ręki. I choć pozornie role główne mamy dwie, to jednak Barmanka i Miejscowy są takim lustrem, w którym świat Rózi i Bolka się odbija, a zwierciadła – jak wiemy – mogą mieć znacznie więcej do powiedzenia, niż byśmy sobie tego życzyli.