„Folwark zwierzęcy” George'a Orwella w reż. Wojciecha Kościelniaka w Studium Wokalno-Aktorskim im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Pisze Piotr Sobierski w „Teatrze”.
W Folwarku zwierzęcym Kościelniak za pomocą świetnych autorskich piosenek tworzy trzygodzinną opowieść o mechanizmach władzy, populizmie, indoktrynacji, a finalnie o totalitaryzmach.
Rozwój polskiego musicalu to dzisiaj nie tylko wzrost zainteresowania ze strony widzów oraz obecność tego gatunku na teatralnych afiszach, ale również edukacja. Kierunki i specjalności musicalowe posiadają uczelnie muzyczne i teatralne w całym kraju, co jeszcze dwie dekady temu stanowiło rzadkość. Nie zawsze przekłada się to na holistyczne, tak istotne w musicalu podejście do zawodu, ale dla szkoły takiej jak Studium Wokalno-Aktorskie przy Teatrze Muzycznym w Gdyni stanowi niemałą konkurencję. Brak tytułu magistra to od lat największy problem tej placówki. Władze szkoły starają się jednak przyciągać sponsorów, uznanych reżyserów i fachowców, co przekłada się na wzrost zainteresowania kandydatów, ale przede wszystkim na wysoki poziom absolwentów.
Za tegoroczny dyplom odpowiada Wojciech Kościelniak, który współpracuje z gdyńskim studium po raz drugi i w dwa miesiące po niezwykle widowiskowej inscenizacji Quo vadis stworzył w Teatrze Muzycznym kolejną pełnowymiarową produkcję. Folwark zwierzęcy odróżnia od wrześniowej premiery rozmach oraz grająca na żywo orkiestra, o którą trudno na Scenie Kameralnej. Pozostałe elementy stoją na równie dobrym poziomie, potwierdzając doskonałą kondycję zarówno twórców, jak i początkujących aktorów.
Scenę wypełniają drewniane skrzynie, z których zbudowano funkcjonalną ścianę z dwoma otworami i kilkoma okiennicami. Nie ma wątpliwości, że znajdujemy się na wsi. Autorka scenografii Kamila Bukariska zaprojektowała również osadzone w rolniczo-gospodarczej stylistyce kostiumy, które wzmocniono rekwizytami. W ten sposób nadano poszczególnym postaciom zwierzęce atrybuty - końskie kity, noszoną przez kurę siatkę jaj czy krowie łatki na marynarce.
Literacka antyutopia George'a Orwella, w której o konfrontacji wielkich idei opowiada się za pomocą żyjących na angielskiej farmie zwierząt, ujawnia całą prawdę o ludzkiej naturze. Farma, z której został wypędzony dotychczasowy gospodarz, zamienia się w mikrospołeczność, w której pomimo rewolucyjnych nastrojów górę biorą najgorsze „zwierzęce" przywary. Zamiast o dobru ogółu, większość myśli o zaspokojeniu własnych potrzeb, co prowadzi do otwartych konfliktów. Kościelniak znakomicie oddaje charakter opowiadania i za pomocą świetnych autorskich piosenek tworzy trzygodzinną opowieść o mechanizmach władzy, populizmie, indoktrynacji, a finalnie o totalitaryzmach.
„My jesteśmy zwierzętami, mózgu mało, wiele mięsa, wywijamy ogonami, marząc, żeby jakoś przetrwać" - śpiewają mieszkańcy farmy. Kościelniak prowadzi akcję zgodnie z literackim pierwowzorem, chociaż zaczyna nietypowo, bo od rozprawy sądowej. Skoro dokonał się przewrót, to finalnie musiało dojść do tragedii. Czas więc na szukanie winnego. Jako pierwszy zeznaje Beniamin, najstarszy osioł, którego opowieść rozpoczyna retrospektywę. Reżysera bardziej jednak od relacjonowania konfliktu interesują historie zwierzęcych bohaterów i ich życiowe postawy.
Złożoność cech poszczególnych postaci wybrzmiewa dzięki znakomicie poprowadzonej obsadzie. Spektakl jest szansą na rozwinięcie skrzydeł, ukazanie i odkrycie talentów, które nie zawsze widoczne były podczas egzaminów czy koncertów tego rocznika. Niezwykła choreografia Mateusza Pietrzaka, równie ważna w układach zbiorowych, jak i pojedynczych etiudach, oraz muzyka Mariusza Obijalskiego w połączeniu z tekstami piosenek - stanowią fundament aktorskich kreacji. Zachwyca Aleksandra Rowicka (Kura), po raz drugi pracująca z Kościelniakiem; wcześniej zagrała tytułową role w Alicji w Krainie Czarów w Nowym Teatrze w Słupsku. Już na początku swojej kariery jest to aktorka ukształtowana i wszechstronna. Równie dobrze prezentują się Weronika Radniecka (Jessie i Brytan) oraz Maria Bach-Dunajska (Mollie). Klacz Bach-Dunajskiej, początkowo grającej na skraju przerysowania, ale szybko zyskującej pewność, to jedna z tych zagubionych, tragicznych postaci, które nie potrafią odnaleźć się w rewolucyjnej codzienności. Nie mniej barwne i złożone kreacje tworzą panowie - wspomnianego osła Beniamina gra charyzmatyczny Kacper Jędrzejewski, aktorską i wokalną wszechstronność ukazują Mateusz Górecki (Piguła) oraz Łukasz Szerszeń, który wciela się w spiskującego i walczącego o władzę Napoleona. To w jego historii najlepiej widać, jak równy staje się równiejszy.
„Zobaczcie zmianę w tłustych mordach... ten widok niestety przypomina, że świnia to człowiek, a człowiek to świnia" - śpiewają w finale bohaterowie. Trudno o lepsze przypomnienie, że władza zniewala i deprawuje, a każda rewolucja w końcu pożera własne dzieci.