EN

21.09.2021, 12:47 Wersja do druku

Reżyser obcokrajowiec wystawił Czechowa w Starym

„Płatonow” Antona Czechowa w reż. Konstantina Bogomołowa w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński.

Polski system teatralny ma tę miłą cechę, że spektakle długo żyją, przynajmniej niektóre; nie jak na Broadwayu, gdzie gra się do zgrania, jednym długim ciągiem, który gdy się kończy, nie ma już niczego. Płatonow Bogomołowa, właśnie przypomniany w Starym, miał swoją premierę za wczesnego PiS-u, na premierze był obecny sam pan wicepremier, i bardzo ciekawe, kto kogo przeżyje.


fot. Stanisław Rozpędzik/PAP

Płatonow jest sztuką o tym, że wszystkie na niego lecą, na typa z tytułu. Takie XIX-wieczne Jak chciałam się bzykać z Tomkiem Schimscheinerem. Od razu wyraźnie widać debiutanckość tego tekstu i jego autoerotyzm. Główny bohater, którego późniejsze dzieje uczyniły tytułowym, sam nie rozumie, czemu jest tak boski, co one w nim widzą, za czym tak szaleją. Jak powiada Sofia, „swego szczęścia nie rozumie”. Odwrotność doli incela, który nie pojmuje swojego nieszczęścia. W późniejszym okresie życia autor Płatonowa nie cierpiał na niespełnienie, ale pisząc pierwszą sztukę, wciąż nie był „Czechowem”.

Wojnie płci w tym wystawieniu zrobiono sześć dziewięć, w stylu „będzie zmiana, szpak dziobał bociana”. To mężczyźni w roli lasek smakują kobiecej doli, wijąc się przed Michaiłem w ciele Anny Radwan. Wiłbym się, nie powiem, tylko nie wypada, bo ja tutaj jestem w pracy. Kiedy widzę tę aktorkę, to coś mi się robi, o czym potrafię powiedzieć tyle, że jest wyrazem podziwu.

Gorzej, że podmianki między postaciami są nie tylko genderowe. Łatwo się pogubić, kiedy Maja Wolska, uprzednio Jaśmina Polak, gra starszą od Anny Dymnej, to znaczy – starszego. Z drugiej strony antyejdżyzm zawsze jest w porządku. Płatonow Bogomołowa jest bezwarunkowy, bo nikt nie gra po warunkach. Jeśli dobrze zrozumiałem, Nikołaj jest synem pułkownika Tryleckiego, bo sam tak o sobie mówi, ale dotarło to do mnie po czwartym chyba oglądzie. Na najwyższy poziom komplikacji personalnej wzbija się Gosia Gałkowska, bo nie dość, że jest facetem, to nie zawsze tym, co zawsze! Gdy w Krakowie jest Hajewska, Gałkowska znaczy Porfiry; kiedy Hai nie ma, Gałkowska gra za nią, a za Gałę wchodzi Pusia, która miała w tym wystąpić już w pierwszej obsadzie. Taka to historia. Na pożegnaniu z tytułem, jeśli kiedyś będzie, Gałkowska powinna zrobić przedstawienie życia, czyli pyknąć obu naraz, i w ten prosty sposób zniknie problem dublur, od którego, jak wiadomo, Stary może się zawalić. Moja ulubiona postać, poza Płatonowem, to jest jego żona Sasza, jego „Awdotia Pelagia Matriocha”, która „siedzi obrażona i ledwo ją widać zza karafki wódki”. W tej roli kiedyś Bielenia, a teraz zależy.

Miło się ogląda wiekowe tytuły, bo pomimo zmian w obsadzie wszyscy są w sumie dotarci, gra się jakby samo i tak samo się ogląda. Na takich przebiegach, postfestiwalowych i posttowarzyskich, przeżywających swą spokojną starość, nie spotkasz „nikogo”. Jeśli przyjdziesz, to na spektakl, a nie do teatru. Płatonow Bogomołowa to był jeszcze Czechow sprzed tej mody na Czechowa, która teraz nas zalewa. Równie zagraniczny jak Sri Sisters Percevala, lecz bardziej oszczędny i bez koprodukcji. Wtedy bardzo się cieszyłem, bo to była rzadkość, takie przedstawienie.

Rzecz ostentacyjnie cicha, nieprzyaktorzona (choć reżyser chyba nie prowadzi wznowień, przez co w przedszkolu wariują) i na scenie rządzi dramat, który właściwie można by dać bez tytułu, jak czasem się daje.

Źródło:

Materiał nadesłany