„Matei Brunul” wg powieści Luciana Dana Teodoroviciu w reż. Jerzego Bielunasa we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Ewa Mecner na blogu Artystyczne Spojrzenie.
MATEI BRUNUL to niezwykle trudna, ale też szalenie dokładna fikcyjno-realistyczna relacja z upiornego świata stalinowskiej dyktatury Gheroghe'a Gheorghiu Deja, w którym na skutek zbiegu nieszczęśliwych okoliczności znalazł się zwykły człowiek, żyjący nieco w chmurach Bruno Matei. Syn Włoszki i Rumuna, zafascynowany teatrem lalkowym, kształcący się u sycylijskich marionetkarzy, nieszczęśnik, który dostał się w sidła rumuńskiej bezpieki, przesłuchiwany, torturowany, przerzucany z obozu do obozu, aż w końcu wypuszczony na wolność z "opiekunem" – to główny bohater przerażającej książki Luciana Dana Teodoroviciu, wielokrotnie nagradzanej, w tym również nominowanej do prestiżowej Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus.
Na deskach Wrocławskiego Teatru Lalek w ramach Sceny dla Dorosłych reżyser i autor adaptacji tekstu Jerzy Bielunas, z bardzo obfitego materiału książkowego stworzył 75-minutowy spektakl, aktualny także w naszych trudnych czasach, gdzie w niektórych krajach dalej rządzą dyktatury, a zwykły człowiek może znaleźć się w dramatycznym położeniu tylko dlatego, że znalazł się w nieodpowiednim czasie w podejrzanej sytuacji. Akcja spektaklu jest skondensowana, mocno skrócona ma nieco zmienione w stosunku do książki postacie. W powieści Teodoroviciu bohater to trzydziestolatek, który traci pamięć w wyniku, jak podejrzewamy, tortur jakich doświadcza w jednym z obozów.
W spektaklu jego amnezja jest wynikiem upadku (wypchnięcia?) z trzeciego piętra bloku, przy którym pracował. U Teodoroviciu Brunul jest cichy, zgaszony i introwertyczny. Cierpi na utratę pamięci. Jest też ufny jak dziecko. Bez trudu daje się omamić oficerowi bezpieki, który udaje jego przyjaciela i na rozkaz zwierzchników poddaje Brunula eksperymentowi, w celu stworzenia nowego komunistycznego człowieka, całkowicie podległego partii. Brunul dostaje od partii pracę magazyniera lalek, zwrócona mu jest marionetka o imieniu Bazylek, z którym wychodzi niczym z psem na spacery, przyznane mu jest też małe mieszkanie, a nawet pojawia się w jego nowym życiu piękna pracowniczka hotelu Eliza. W książce Brunul to człowiek wycofany, nieśmiały, zakochany w Elizie. Natomiast w spektaklu jest miotającym się, przerażonym, zadającym niewygodne pytania, zdezorientowanym człowiekiem, który szamocze się między strzępami informacji o sobie i swojej rodzinie, i tak naprawdę nie do końca wierzy towarzyszowi Bojinowi z bezpieki (Krzysztof Grębski) – ten zaś ma coraz większe wyrzuty sumienia i poczucie winy skłania go do coraz częstszego picia wódki, aby zapomnieć o tym, co robi z Brunulem, a właściwie z jego psychiką.
Brunul nie rusza się nigdzie bez jedynej przyjaznej mu istoty, czyli marionetki w czarnej masce - Bazylka (zaprojektowanego przez Macieja Luścińskiego), równie martwego (nieożywionego) jak on. Jest on też, jak sądzi, jedyną pamiątką z wymazanego w jego pamięci świata, w którym żył inaczej i był kimś innym. Tyle że nie pamięta kim naprawdę był.
W przedmowie do książki Teodoroviciu pisze: "Postać Bruno Matei jest więc w pewnym sensie sumą losów wielu ludzi, którzy musieli zmierzyć się z rumuńskim systemem więziennym lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku". Sytuacja Rumunii czasów stalinowskich przez polską publiczność nie jest zbyt dobrze znana, ale łatwo sobie wyobrazić, zwłaszcza starszemu pokoleniu widzów teatralnych, jak wyglądały w czasach stalinowskich losy Brunula. Sporo tu z dusznej, klaustrofobicznej i bezwyjściowej atmosfery "Procesu" Kafki, którego wpływ na spektakl w reżyserii Jerzego Bielunasa, jest dostrzegalny już na pierwszy rzut oka. Brunul nie wie, dlaczego spotkał go cały ten koszmar. Dlaczego wtrącono go do więzienia i przesłuchiwano, a potem skazano na obóz i poddano eksperymentowi z Pitesti. Nie wie, jaką zbrodnię popełnił.
Brunul z teatralnej adaptacji to człowiek, który znalazł się w absurdalnej i tragicznej sytuacji i za przyjaciela ma tylko marionetkę. Pociechę znajduje jedynie w sztuce. Tylko w teatrze, między lalkami w magazynie, czuje się bezpiecznie. Otaczają go zdrajcy – nawet Eliza (Aneta Głuch-Klucznik), w której jest zakochany, okazuje się być informatorką bezpieki i wykorzystuje go, przyczyniając się do jego upadku.
Odtwarzający rolę Brunula Tomasz Szczygielski jest nieustannie krzyczącym ze strachu człowiekiem w potrzasku. Otacza go, a właściwie więzi i osacza ascetyczna scenografia (Mirosław Chudy), na którą składają się: szare ubogie wnętrze, z drewnianymi przesuwanymi drzwiami pośrodku, otoczonymi po bokach drutami kolczastymi, zwyczajnym stołem i krzesłem oraz otchłanią pełną potwornych wielkich lalkowych głów, które ukazują się widzom, gdy centralnie umieszczone na scenie drzwi (niczym drzwi do piekła) się otwierają. Monochromatyczne "komunistyczne" kostiumy zostały zaprojektowane przez Elżbietę Terlikowską-Misiak. Poruszająca, dramatyczna muzyka na żywo jest dziełem Sambora Dudzińskiego, który wciela się również w rolę strażnika Zacornea. W książce Teodoroviciu ta postać to staruszek przed emeryturą; w spektaklu jest dużo młodszy - właściwie wiekowo i fizycznie Dudziński bardziej pasuje do postaci książkowego Brunula.
MATEI BRUNUL dedykowany jest profesorowi Wiesławowi Hejnie, wieloletniemu dyrektorowi WTL, który stworzył Małą Scenę dla Dorosłych i był reżyserem spektakli należących do tzw. tryptyku władzy ("Proces" Franza Kafki, "Gyubal Wahazar" Witkacego oraz "Faust" Goethego). "Matei Brunul" Jerzego Bielunasa jest kontynuacją tematu destruktywnego oddziaływania władzy na jednostkę.
Premiera: 8.11.2025
Koprodukcja Instytutu im. Jerzego Grotowskiego i Wrocławskiego Teatru Lalek