EN

15.07.2022, 16:46 Wersja do druku

Rewolucja (bez) dzieci

„Matylda” Tima Minchina w reż. Jacka Mikołajczyka w Teatrze Kameralnym w Bydgoszczy. Pisze Piotr Sobierski w „Teatrze".

Musical nie lubi trudnych tematów i poważnych problemów. W przypadku Matyldy trudno jednak przykryć te treści kolejną wesołą piosenką.

fot. Dariusz Gackowski/mat. teatru

W głównym nurcie teatru muzycznego nieczęsto tworzy się spektakle z dziećmi w rolach głównych, ale gdy już pojawią się na afiszu, to zazwyczaj okazują się sukcesem, czego dobrym przykładem są dwa hity West Endu: Billy Elliot oraz Matylda. Jeszcze do niedawna tytuły te zdawały się być poza zasięgiem polskich twórców, właśnie ze względu na obsadę – młodych artystów, którzy byliby w stanie unieść na swoich barkach ciężar musicalowej produkcji.

Profesjonalizacja gatunku, jakiej jesteśmy obecnie świadkami, pozytywnie wpłynęła na kształcenie najmłodszego pokolenia, ale i efektywną z nim współpracę. Widoczne jest to w polskiej wersji Matyldy w reżyserii Jacka Mikołajczyka, którą Teatr Kameralny w Bydgoszczy otworzył swoją siedzibę. Udana, chociaż momentami pozbawiona intymności i dobrego oświetlenia, scenografia Mariusza Napierały oraz kostiumy Tomasza Jacykowa to atuty inscenizacji. Egzamin aktorski i wokalny zdali młodzi artyści, z odtwórczynią tytułowej roli Łucją Dobrogowską na czele. Nieco gorzej wygląda sytuacja z ich profesjonalnymi kolegami. Dojrzałe i mocne wokalnie kreacje (Panna Miodek znakomitej Julii Witulskiej czy Agata Łomot w wykonaniu Leszka Andrzeja Czerwińskiego) stanowią wyjątek w natłoku komediowych, przesadnie przerysowanych (Pan Kornik czy Rudolfo) oraz bezbarwnych (Pani Pomagała) postaci. Nie mniejszym mankamentem jest tempo spektaklu – niektóre ze scen, zachwycające rozmachem w oryginalnej londyńskiej wersji, w realizacji Mikołajczyka rozczarowują, jak piosenka When I Grow Up, której moc ulatnia się po pierwszych frazach, w czym swój udział ma statyczna huśtawka i banalny ruch sceniczny.

Musical broni dziecięca energia, zresztą sama Matylda ma jej w sobie ogromne pokłady. Większość wolnego czasu spędza jednak nie na placu zabaw czy, jak współcześni rówieśnicy, w wirtualnym świecie, ale w… bibliotece. Dziewczynka rozczula naturalną skromnością oraz zadziwia dojrzałym osądem rzeczywistości. Obnaża naturę dorosłych, podkreślając ich życiowe pogubienie i zaciekłą interesowność. Jej inteligencja budzi sympatię uczniów i pedagogów, a jednocześnie wrogość rodziny oraz dyrektorki szkoły. Matylda nie poddaje się. Ma pełną świadomość, że walczy o wolny i piękny świat, bez ograniczeń, stereotypowych ocen i rodzącej się na tej płaszczyźnie przemocy.

fot. Dariusz Gackowski/mat. teatru

I właśnie w tym upatrywać należy globalnego sukcesu musicalu. Tym bardziej że oddanie władzy w ręce dzieci, w momencie światowej premiery w 2010 roku, wydawało się poza teatralną sceną praktycznie niemożliwe. Dopiero kilka lat później, wraz z rozwojem ekologicznej świadomości, usłyszeliśmy o Grecie Thunberg, która nie tylko zjednała wokół siebie milionową rzeszę świadomych rówieśników, ale też potrafiła wykrzyczeć dorosłym niewygodne prawdy.

Trudno jednak postrzegać działania Matyldy w kategoriach rewolucji, a tym bardziej sukcesu. Główna bohaterka dokonuje bowiem przewrotu dzięki magii. Dennis Kelly, autor libretta na podstawie powieści Roalda Dahla, pozbawił dzieci mocy, tej realnej, zaklętej w słowa i gesty. Jakby nie wierząc, że ich walka – toczona konwencjonalnymi metodami – może zakończyć się sukcesem.

To jednak nie jedyny zawód. Gdy Matylda zwierza się Pannie Miodek, swojej ukochanej nauczycielce, z przemocy psychicznej panującej w domu, ta zabiera dziecko do siebie na herbatę. Zamiast otoczyć dziewczynkę należytą opieką, zwierza się jej z własnych problemów i skomplikowanej przeszłości. To zaskakujący, wręcz nieetyczny wątek, szczególnie dziś, gdy dbałość o emocjonalne i fizyczne bezpieczeństwo dziecka jest jednym z filarów wychowania.

Musical nie lubi trudnych tematów i poważnych problemów. W przypadku Matyldy trudno jednak przykryć te treści kolejną wesołą piosenką. Nawet rozmach – może nie broadwayowski, ale jednak pełen dziecięcej radości – nie jest tego w stanie wybielić. Na pociechę pozostaje marzenie małych bohaterów o lepszym i wolnym świecie, a ono wybrzmiewa tu zawsze ze zdwojoną siłą.

Tytuł oryginalny

Rewolucja (bez) dzieci

Źródło:

Teatr nr 5 online
Link do źródła