EN

23.02.2024, 21:37 Wersja do druku

Rafał Węgrzyniak (1960–2024)

Był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci środowiska teatrologicznego. W dawnych, dobrych czasach o takich ludziach mówiło się „oryginał”. Ekscentryczna osobowość znalazła wyraz w kilku niepodrabialnych cechach fizjonomii: charakterystycznym głosie, chodzie i śmiechu, masywnym, kwadratowym podbródku. Swego czasu niełatwo było zobaczyć Rafała bez papierosa; od kilku lat prowadził się w tym względzie wzorowo. Kochał przyrodę, wielokrotnie podkreślał, jak lubi swoje nowe mieszkanie w Konstancinie, dzięki któremu na co dzień żyje blisko natury.

Rafał Węgrzyniak podczas wernisażu wystawy Osoby z „Wesela”, Galeria Kordegarda w Warszawie, 31 sierpnia 2017 | fot. Maryla Zielińska

W relacjach z ludźmi bywał trudnym zawodnikiem. Z raz powziętych przeświadczeń trudno Go było zawrócić, uporu nie mogli przełamać nawet najbliżsi. No ale Rafał po prostu taki był: straceńczo weredyczny, z lekką skłonnością do paranoi. Czasem na wątłych lub fałszywych przesłankach budował fantastyczne konstrukcje o ludziach czy wydarzeniach. Cierpiały na tym międzyludzkie relacje, cierpiała twórczość publicystyczna. Szkoda, bo był bezkompromisowym pogromcą modnych bzdur i niezrównanym tropicielem badawczych nierzetelności; mnóstwo tekstów krytycznych Rafała nosi znamiona wybitności; gdyby oczyścić je z personalnych lub światopoglądowych wycieczek, miałyby piorunującą siłę rażenia.

Był uczniem Zbigniewa Raszewskiego, najwierniejszym strażnikiem pamięci i dzieła Profesora. W ostatnich dniach mocno przeżył śmierć Doroty Szczerby, córki Raszewskiego, nieledwie swojej rówieśniczki, która tylko o parę dni poprzedziła Go w drodze do Pana. Nikt nie odmówi Mu zasług jednego z najwybitniejszych znawców Wyspiańskiego, zwłaszcza jako autora fenomenalnej Encyklopedii „Wesela”. Zresztą historycznoteatralnego dorobku mógłby Węgrzyniakowi pozazdrościć niejeden akademik; jednak nie podążył ścieżką wiodącą ku profesurze, choć swego czasu związany był i z Instytutem Sztuki PAN, i z warszawską PWST. Ta decyzja miała swoją wymowę, była votum nieufności i wobec instytucji naukowych, i wobec postaw części polskich humanistów.

Konserwatysta o zgoła niekonserwatywnych estetycznie upodobaniach, należał do elitarnego kręgu wyznawców teatru Jerzego Grzegorzewskiego, zwłaszcza w okresie wrocławskim; w Warszawie kibicował Grzegorzowi Jarzynie i Krzysztofowi Warlikowskiemu, później, na wielu polskich scenach i w Krakowie, Janowi Klacie. Trudno sobie wyobrazić monografie tych artystów, w których Węgrzyniak nie zostałby przywołany jako świadek i krytyk ich twórczości.

***

Znaliśmy się od ponad trzydziestu lat, różnie w tym czasie między nami bywało. Los zdarzył, że półtora roku temu zostaliśmy kolegami z pracy; nasze biurka sąsiadowały w pokoju na Wiejskiej, w drugiej siedzibie Instytutu Teatralnego. Zapamiętam poniedziałkowe i czwartkowe rozmowy – Rafał, wszechstronnie zorientowany nie tylko w życiu teatralnym, rozmówcą był niebanalnym, a przede wszystkim onieśmielał erudycją. O jej rozległości niech zaświadczy ta historyjka: nieomal w przeddzień wydania numeru redakcję „Raptularza” zawiodła autorka, u której zamówiliśmy tekst. Rafał nie dał się długo prosić i w trybie nagłego zastępstwa, w ciągu nocy napisał imponujący faktograficznie, obszerny artykuł o Krystynie Skuszance.

Zawsze uważałam za arcydzieło gatunku program do Wesela w reżyserii Grzegorzewskiego z 2000 roku. Na zamówienie Teatru Narodowego Węgrzyniak sporządził syntetyczne biografie bohaterów dramatu, opatrując je słabo znanymi fotografiami. Ta wstrząsająca tragizmem polskich losów anty-plotka o Weselu idealnie korespondowała z przedstawieniem, którego głównym tematem była niepamięć. Pokazywałam ten program jako wzorzec kilku rocznikom studentów na zajęciach w Akademii Teatralnej.

Wszystkim, którzy ustawiali Węgrzyniaka w roli mieszkańca nieprzepuszczającej światła prawicowej klatki, polecam dwuczęściową audycję o Nie-Boskiej komedii według jego scenariusza. Audycja powstała w ramach cyklu „Dramaty polskie. Wybrał Zbigniew Raszewski”, miała formę rozmowy, którą fantastycznie poprowadziła i zmontowała Małgorzata Szymankiewicz z radiowej Dwójki. Jeśli nie znacie, to posłuchajcie – ci, którzy nosicie w sercu życzliwość dla Rafała, i ci, którzy nie byliście Mu przychylni lub pielęgnujecie urazę. Niech taki Rafał, erudyta świadomy złożoności świata, zostanie zapamiętany

***

Ostatni raz widzieliśmy się na początku tygodnia, na Wiejskiej; rozmawialiśmy m.in. o przygotowywanej dla Królewskich Łazienek wystawie o Nocy listopadowej. Jako jej kurator cieszył się, że wbrew pierwotnym przewidywaniom w magazynach Teatru Narodowego zachowało się kilka rekwizytów z realizacji Jerzego Grzegorzewskiego; mówił o poszukiwaniach weneckiego pachołka cumowniczego (z pamięci odtwarzaliśmy listę spektakli, w których rekwizyt ów wystąpił). Wczoraj rano, w dniu śmierci, zadzwonił z pytaniem, czy będę w Instytucie. Zmarł nagle, w pracy. Wieczorem wybierał się do teatru.

Trudno uwierzyć, że w najbliższy poniedziałek na Wiejskiej nie powita mnie głośne: „O, jesteś!”. Dużo tych nagłych odejść absolwentów pierwszych, legendarnych roczników Wydziału Wiedzy o Teatrze, za dużo i nietłumaczących się metryką. Hanna Baltyn, Cezary Niedziółka, Rafał... Kurczący się teatralny ekosystem boomersów i pokolenia X, na przekór neurotycznemu trzymaniu się doczesności, przypomina nam z całą bezwzględnością: memento mori.

Śpij spokojnie, Rafale.

Źródło:

Materiał własny