EN

23.02.2024, 09:02 Wersja do druku

Tworzymy festiwal dla Łodzi i łodzian. I mam pewność, że to dobry pomysł

Kultura buduje tożsamość każdego społeczeństwa, pozwala nam rozwijać się i poszerzać świadomość. To najważniejsza motywacja do podejmowania przez nas rozlicznych działań także na tym polu. Z Krzysztofem Witkowskim, prezesem Virako, inicjatorem festiwalu Teatropolis, rozmawia Dariusz Pawłowski w „Polsce Dzienniku Łódzkim”.

fot. mat. Monopolis

Czy wiele osób pytało już Pana, po co mu, jako biznesmenowi, ta współpraca z artystami i festiwal teatralny? Dlaczego uważa Pan, że biznesowi jest po drodze z kulturą?

Wpisaliśmy sobie od samego początku w DNA naszej firmy wspieranie różnych inicjatyw społecznych i kulturalnych. My nie tylko prowadzimy w Łodzi biznes, ale również tu żyjemy, mamy tu swoje rodziny i chcemy, żeby jakość życia w naszym mieście była jak najwyższa. To dla nas największa korzyść. Dlatego traktujemy wręcz jako swój obowiązek wspieranie rozlicznych przedsięwzięć, które wokół nas powstają. A kultura? Kultura buduje tożsamość każdego społeczeństwa, pozwala nam rozwijać się i poszerzać świadomość. To najważniejsza motywacja do podejmowania przez nas rozlicznych działań także na tym polu.

W pomysł festiwalu uwierzył Pan Andrzej Seweryn, aktor o ogromnym doświadczeniu, wzbogacając tę inicjatywę własną energią. Co sprawiło, że pomiędzy panami - że pozwolę sobie tak wyrazić - zaiskrzyło?

Energetyczne oddziaływanie rzeczywiście jest obopólne. Andrzej Seweryn jest mistrzem kina i teatru, jego talent i dorobek życiowy powodują, że ranga łódzkiego wydarzenia wzrasta i staje się ono filarem na mapie kulturalnej Polski. Obecna współpraca ma swoje wcześniejsze źródło, niż powstanie festiwalu.

Nasza przygoda i wspólna relacja oraz proces budowania zaufania do siebie rozpoczęły się w 2017 roku przy Letniej Scenie Monopolis. Wtedy po raz pierwszy pojechałem do Warszawy, żeby pana Andrzeja przekonać do wystawienia spektakli w łódzkim parku Źródliska. I pamiętam nasze rozmowy, wątpliwości, czy w terenie otwartym spektakl się sprawdzi, czy nie zakłóci go uliczny hałas, czy organizacyjnie podołamy wszystkim wyzwaniom. Pokazaliśmy jednak, że potrafimy od strony organizacyjnej i technicznej, a dzięki Andrzejowi Sewerynowi i Emilianowi Kamińskiemu także pod względem artystycznym, robić wielkie przedsięwzięcia. W efekcie z udziałem warszawskiego Teatru Polskiego, którego Andrzej Seweryn jest dyrektorem i Teatrem Kamienica Emiliana Kamińskiego wystawiliśmy sześć spektakli, które bezpłatnie obejrzało blisko sześć tysięcy osób.

Myślę, że te talenty, jeżeli mogę tak powiedzieć, spotkały się w odpowiednim momencie i postanowiliśmy zbudować wartościowe wydarzenie kulturalne o ogólnopolskim znaczeniu. Tak zrodził się pomysł festiwalu. Projekt przez kolejne lata ewoluował, a finałem tego procesu była ubiegłoroczna pierwsza edycja Festiwalu Sztuki Aktorskiej Teatropolis.

Teraz przed nami edycja druga i jestem pewien, że obaj jesteśmy przekonani o słuszności naszego wyboru, obranej drogi i wspomnianego zaufania.

O słuszności wspólnego projektu świadczy fakt, że o blisko sto procent w stosunku do pierwszej edycji zwiększyła się liczba spektakli zgłoszonych do udziału w Teatropolis. Co Pana zdaniem wywołało takie zainteresowanie? Co było największą motywacją dla tych wszystkich zespołów teatralnych?

Po pierwsze, wysoka jakość spektakli, które się zgłosiły do pierwszej edycji. I z których finalistów faktycznie osobiście wybierał Andrzej Seweryn. Muszę podkreślić, że właśnie tu znajduje się mur, tworzący bardzo jasny podział pomiędzy naszymi kompetencjami. Andrzej Seweryn, jako dyrektor artystyczny festiwalu, odpowiada za stronę artystyczną, ja za stronę organizacyjną. Nie ingerujemy sobie wzajemnie w te przestrzenie. Fakt, że kwalifikacja spektakli na festiwal odbywa się wyłącznie na podstawie merytorycznej wiedzy dyrektora artystycznego, ma duże znaczenie dla potencjalnych uczestników festiwalu.

Drugi element sukcesu to moim zdaniem energia i emocje, które udzieliły się nam wszystkim: organizatorom, uczestnikom, widzom, mieszkańcom Łodzi, którzy zechcieli być z nami podczas pierwszej edycji. Nie tylko podczas spektakli, ale również, a może nawet przede wszystkim, ta niezwykła energia była odczuwalna podczas różnych wydarzeń towarzyszących, w tym spotkań z aktorami w naszym centrum festiwalowym. Myślę, że przez te cztery dni udało nam się zbudować wielkie emocje wokół teatru, które zaowocowały takim pozytywnym odbiorem w całym polskim świecie teatralnym.

Do konkursu tegorocznej edycji zgłosiły się 53 spektakle, a to oznacza również, że w porównaniu z ubiegłym rokiem znacząco zwiększy się liczba spektakli i towarzyszących im wydarzeń, które zaprezentujemy na festiwalu. Zamiast czterech dni Teatropolis, mamy dni sześć. W miejsce ośmiu spektakli jest jedenaście przedstawień konkursowych i trzy pokazy mistrzowskie, plus jeden specjalny dla młodzieży. To jest olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne, bo przypomnę, że formuła naszego festiwalu przypomina trochę festiwale filmowe - czyli jednego dnia oglądamy spektakl za spektaklem. Różnica jest tylko taka, że podczas festiwalu filmowego zmieniamy plik z nagraniem i oglądamy kolejny film, a tutaj pomiędzy spektaklami musimy zdemontować jedną scenografię, zbudować drugą, zrobić próby, ogarnąć wszystkie elementy techniczne. To wielki wysiłek produkcyjny, za który odpowiada mój zespół z Barbarą Otto na czele.

Podsumowując, moim zdaniem te dwie rzeczy: artystyczne mistrzostwo Andrzeja Seweryna i nasz organizacyjny profesjonalizm spowodowały, że powstał festiwal, który ludzie polubili, a ich energia do nas wróciła.

Trochę już Pan o tym wspomniał, ale rzeczywiście Teatropolis jest przykładem rozumienia festiwalu jako święta, wydarzenia, która emanuje swoją intensywną obecnością w mieście i przez kilka dni trwania proponuje bogaty program, w którym spektakle „opakowane" są licznymi wydarzeniami towarzyszącymi, festiwalowym życiem od rana do nocy. Jakie po pierwszej edycji rejestruje Pan reakcje publiczności? Czy widzowie dobrze odnaleźli się w tej formule?

Dotarło do nas wiele wspaniałych emocji naszych widzów, ich radość, sympatyczne życzenia, ciepłe słowa. Tak, ten festiwal ma być świętem teatru. Proszę zwrócić uwagę, że spektakle rozpoczynają się o godzinie 12, a centrum festiwalowe żyje de facto od godziny 11 do północy. Nasi widzowie tam przychodzą, spędzają czas pomiędzy spektaklami, rozmawiają, dzielą się spostrzeżeniami, mogą skorzystać z poczęstunku, oglądają przygotowane przez nas wystawy, jak ubiegłoroczne ekspozycje plakatów z Muzeum Kinematografii, czy prac Andrzeja Pągowskiego do inscenizacji sztuk Szekspira. W tym roku też zaproponujemy wystawy, będą różnego rodzaju wydarzenia towarzyszące dla młodzieży, dla dzieci. Dzięki takim działaniom tworzy się niezwykła, bardzo przyjazna synergia.

Zaowocowało również to, że podczas spotkań rozmawialiśmy o bardzo ważnych rzeczach. Poruszane były istotne kwestie, zarówno te, które wynikały z treści samych spektakli, ale również z rozmaitych doświadczeń życiowych i zawodowych naszych bohaterów. Odbyło się na przykład bardzo ciekawe spotkanie z Maciejem Stuhrem i młodzieżą, podczas którego rozmawiano o hejcie w internecie i o tym, jak sobie z tym radzić.

Podczas zakończenia ubiegłorocznego festiwalu powiedziałem, że nie jestem człowiekiem świata teatru, kina i kultury. Jestem przedsiębiorcą, biznesmenem, który buduje przestrzenie biurowe. Ale przez te cztery dni poczułem się częścią teatralnej rodziny. A to za sprawą naszych gości, widowni, wspaniałego jury, w którym zasiadali Robert Więckiewicz, Katarzyna Janowska, Dorota Kędzierzawska. W tym gronie każdego dnia wieczorem dyskutowaliśmy, podsumowując spektakle, które obejrzeliśmy.

I to były bardzo burzliwe, ciągnące się długo w noc fascynujące rozmowy - o spektaklach, zawartych w nich treściach, o tym, co one w noszą w nasze życie, w nasze realia.

Dzięki temu mogę powiedzieć absolutnie szczerze i z pełnym przekonaniem, że Teatropolis jest największym wydarzeniem kulturalnym, jakie do tej pory zorganizowałem. Wydarzeniem, z którego jestem bardzo dumny. I które chcę dalej robić.

Festiwal został wzbogacony w tym roku o kolejny konkurs z finansową nagrodą (7 tysięcy złotych) - na plakat teatralny do „Balladyny". Czy ma Pan w zanadrzu jeszcze kolejne pomysły, o które chciałby rozbudowywać Teatropolis?

Tak. Mamy pomysł, którego w tym roku jeszcze nie zrealizujemy, ale jego celem jest uczynić z Teatropolis największy festiwal teatru kameralnego w Polsce. Istotą naszego zamierzenia jest dotarcie w dużo większym zakresie do młodzieży. Ale w jaki sposób, to nie chcę na razie jeszcze zdradzać. Mam nadzieję, że uda nam się to przy kolejnej edycji, co oznacza, iż wierzę, że kolejną edycję również zorganizujemy. Myślę, że dzisiaj bardzo ważne dla teatralnego festiwalu jest sprawienie, by uczestniczyli w nim młodzi ludzie, by mogli się cieszyć kulturą, czerpać z niej, a jednocześnie, by zostali sprowokowani do myślenia tak o naszym świecie, jak i najbliższym otoczeniu. Już w tym roku, będziemy mieli wiele wydarzeń towarzyszących skierowanych do młodzieży - oprócz już zapowiedzianego specjalnego dla niej pokazu monodramu wybitnej aktorki Marii Seweryn.

Mówiliśmy już o reakcjach publiczności, proszę jeszcze powiedzieć o tym, jak na wasze wezwanie i wydarzenie odpowiadają artyści. W konkursie obok aktorów z mniejszych ośrodków, stają ci najpopularniejsi...

Ideą naszego festiwalu jest zapraszanie teatrów i przedstawień ze wszystkich zakątków Polski. Spektakli z aktorami z największych scen, jak i pracujących w najmniejszych ośrodkach, co podkreśla niejednokrotnie Andrzej Seweryn. Dlatego w tym roku mamy z jednej strony Zbigniewa Zamachowskiego, a z drugiej aktorów z mniejszych miejscowości, którzy szerszej publiczności mogą być nieznani. Również tych, którzy prezentują swoje spektakle w kategorii debiut. I to właśnie jest piękne, że podczas Teatropolis możemy się spotkać wszyscy w jednym miejscu, przyjrzeć się temu, jak rozkłada się teatr na mapie Polski, co się dzieje w różnych miejscach, dowiedzieć się, jak wygląda jego artystyczna kondycja nie tylko z perspektywy Warszawy, Krakowa, czy Łodzi. Wierzę, że takie podejście otwiera wszystkim uczestnikom szerzej oczy na polską kulturę.

I wiem, że odbiór naszej inicjatywy wśród artystów jest bardzo pozytywny. Dla mnie powodem szczególnej dumy jest fakt, że dzięki naszym działaniom, ale też działaniom innych łódzkich animatorów, nasze miasto na tle Polski coraz mocniej promieniuje. Dowiedziałem się od Andrzeja Pągowskiego, że podobno powstają już spektakle przygotowywane specjalnie pod nasz festiwal. To niezwykle budujące i dowód, że środowisko teatralne potrzebowało takiego festiwalu. A także wsparcia, bo staramy się poprzez festiwal promować biorące w nim udział spektakle, głównie właśnie z mniejszych miejscowości; dać im możliwość dotarcia do nowej publiczności, innych środowisk. Jestem przekonany, że jest to bardzo cenne dla tych artystów, czego zresztą doświadczyliśmy dzięki olbrzymiej radości Joanny Gonschorek, która w ubiegłym roku wygrała nasz festiwal spektaklem „Zapowiada się ładny dzień". Tworzymy tradycję, że laureat festiwalu, będzie otwierał jego kolejną edycję i tak się właśnie stanie w tym roku. Joannę Gonschorek zobaczymy podczas gali otwarcia Teatropolis.

Zawsze istnieje takie niebezpieczeństwo, że festiwal stanie się zakładnikiem własnego sukcesu i zostanie do niego zgłoszonych nie 53, ale 253 przedstawienia. Organizowanie Teatropolis w Scenie Monopolis ma zapewne swój nieprzekraczalny pułap, czy zatem bierze Pan pod uwagę taką ewentualność, by z festiwalem „rozlać" się na całe miasto?

Na pewno na tę chwilę jesteśmy ograniczeni przestrzenią, stąd festiwal można by tylko rozciągać w czasie lub określić ostateczną liczbę przedstawień, ze względów technicznych nie da się ich pokazać więcej. Dlatego może się zdarzyć w którymś momencie, że będziemy się starali naszym festiwalem podzielić z innymi scenami w Łodzi, żeby faktycznie, jak to pan ładnie ujął, festiwal „rozlał" się na całe miasto i by takie święto teatru odbywało się w różnych teatrach, w różnych miejscach.

Już dzisiaj mogę chyba powiedzieć, że jeżeli będziemy mieli siłę kontynuować nasz festiwal, a w to głęboko wierzę, to proszę łódzkie teatry o to, żeby zechciały z nami współpracować, żeby otworzyły przed nami drzwi. Będzie to dla nas bardzo pomocne i będziemy zaszczyceni takim współdziałaniem. Bo najważniejsze będzie zrealizowane ponad podziałami ogromne przedsięwzięcie, które sprawi, że wszyscy łodzianie będą czuli to święto i wielu z nich zapragnie w nim uczestniczyć.

Budżetowanie takiego festiwalu musi być karkołomnym zadaniem. Często musi się Pan chwytać za portfel?

Tak. Wszystko jest realizowane z naszych, prywatnych środków. Nie mamy żadnego wsparcia ze strony miasta, choćby wsparcia promocyjnego. My sobie radzimy, ale jakiś gest byłby mile widziany. Pomocy ze strony miasta zapewne potrzebują inne działania kulturalne w Łodzi. A bez szerszego informowania łodzian, kampanii informacyjnej żaden festiwal czy inne wydarzenie kulturalne się nie uda.

Produkcja Teatropolis jest faktycznie dla nas sporym obciążeniem finansowym. Dlatego bardzo cieszę się, że zgłaszają się już do nas firmy, które chcą nam pomóc w realizacji festiwalu, za co dziękuję i kieruję do nich duże słowa uznania. W tym roku mamy pierwszego sponsora, partnera, który finansowo postanowił wesprzeć nasze wydarzenie - to firma Immergas, która zdecydowała się do nas przyłączyć. Wierzę w to, że jeżeli stworzymy wielkie wydarzenie kulturalne na mapie Łodzi, to znajdą się kolejni łódzcy przedsiębiorcy, którzy będą chcieli je z nami robić.

To jeszcze o jedną drogę rozwoju zapytam. Jestem przekonany, że już po pierwszej edycji festiwal z łódzkiego stał się ogólnopolski. Czy macie zatem ambicję, by stworzyć z Teatropolis festiwal międzynarodowy i zapraszać do Łodzi przedstawienia spoza naszego kraju?

Pomysł zapraszania teatrów z zagranicy już się zrodził, kiedy rozmawialiśmy w naszym zespole o potencjalnych kolejnych edycjach. Kto wie?

Na razie jednak chcę się skoncentrować na tej edycji. Chcemy ją zrobić najlepiej jak potrafimy, wkładamy w to bardzo dużo serca, energii, naszego zaangażowania i czasu, dużo pracy. Jeżeli łodzianie uznają, że festiwal jest wart kontynuowania, to będziemy chcieli go dalej robić. W jakiej formule? Zobaczymy. Myślę, że pokazujemy, iż potrafimy się rozwijać i robić tego typu wydarzenia w sposób jak najbardziej profesjonalny i jak najlepszy. I na pewno chcę, żeby Teatropolis było coraz bardziej znaczącym wydarzeniem. Aczkolwiek niezależnie od tego, jakich pomysłów nie będziemy szukać, gdzieś jest sufit i wyżej się po prostu nie da. Dzisiaj jednak jeszcze trochę do tego sufitu miejsca mamy.

W gronie twórców Teatropolis lubimy marzyć. Czasem boję się marzyć, bo marzenia potrafią się spełnić. Festiwal jest wynikiem pracy całego zespołu. Transformacja festiwalu musi więc być zmianą, z którą wszyscy w tej drużynie będziemy się dobrze czuli, uznamy, że ten kierunek rozwoju jest dobry dla wydarzenia. Żebyśmy na końcu nie stali się, jak to już zostało powiedziane, ofiarami swojego sukcesu.

Co w Pana odczuciu jest największym sukcesem drugiej edycji festiwalu? Co jest w niej szczególnego w porównaniu z pierwszą?

Pierwsza rzecz to ogromne zainteresowanie teatrów w Polsce naszym festiwalem. Czołowe teatry zgłaszają do nas swoje spektakle ze znakomitymi aktorskimi nazwiskami w obsadzie, ze świadomością, że staną z innymi przedstawieniami do oceny, dokonywanej przez Andrzeja Seweryna. W tym roku z 53 zgłoszonych spektakli do festiwalu zakwalifikowało się 11.

Jest duży oddźwięk wśród łodzian, na festiwalowej widowni zasiądzie w sumie kilka tysięcy osób - w tym roku bilety na galę zamknięcia wyprzedały się w kilkadziesiąt godzin. Sporym zainteresowaniem cieszą się pozostałe przedstawienia, ja zachęcam, żeby obejrzeć każde, bo wszystkie są świetne. Muszę podkreślić, że wybór Andrzeja Seweryna - i to także sukces festiwalu - jest imponujący. Mistrz obejrzał wszystkie spektakle, które zostały zgłoszone i wyselekcjonował prawdziwe teatralne perły. Dzięki niemu nie trzeba się zastanawiać - zapraszam na każdy spektakl.

Czy spróbowaliście w analityczny sposób przyjrzeć się waszej publiczności? Bo odnoszę wrażenie, że udało wam się zdobyć nie tylko teatromanów, których można spotkać na premierach w innych teatrach, ale również zupełnie świeżą dla teatru publiczność.

Tak. Ideą naszego festiwalu jest inspirowanie jak największą grupę społeczeństwa kulturą wysoką. Stąd mówiliśmy o szkołach, o młodzieży, ale też o wyjściu szerzej poza tradycyjne dla teatru środowisko. Widać to również po naszych działaniach promocyjnych w Łodzi, które podejmujemy na dużą skalę i staramy się je skierować do wszystkich grup społecznych w tym mieście. Tak szerokie wyjście z prezentacją festiwalu powoduje, że zaczynają się interesować teatrem ludzie, którzy dawno w nim nie byli, albo nie byli wcale. I oni czują, że skoro to jest święto, to chcą w takim wydarzeniu brać udział. A jeżeli udaje nam się takie święto tworzyć i sprawić, że nasze spektakle zobaczy widz zachęcony siłą wydarzenia, to być może połknie on u nas bakcyl teatru i będzie wracał do tych przeżyć częściej w innych teatrach w naszym mieście.

Wiemy, co festiwal daje publiczności, artystom, a co daje prywatnie Panu?

Od początku swojej działalności na polu biznesowym, czyli od 2000 roku, podejmuję w Łodzi różnego rodzaju wyzwania, w tym takie, które poprzez projekty przeze mnie realizowane, poprawiają jakość życia w naszym mieście. Oczywiście, ważny jest biznes, miejsca pracy, ekonomia. Ale są to też niełatwe przedsięwzięcia, które - mam takie przekonanie - wzbogacają Łódź. Już pierwsza rewitalizacja, którą zrobiłem w 2000 roku przy ulicy Dowborczyków, czyli obecna Faktoria, w dawnej fabryce lokomobil Henryka Wegnera, była innowatorskim jak na tamte czasy projektem, bo nikt jeszcze wtedy nie zamieniał pofabrycznych obiektów w nowoczesne przestrzenie biurowe. Gdy budowałem pierwszy biurowiec klasy A przy skrzyżowaniu Marszałków również wszyscy mówili: „Po co tyto robisz, przecież w Łodzi nie ma zapotrzebowania na tego typu obiekty". Tymczasem okazało się, że w Łodzi jest wielu fantastycznych młodych ludzi, kończących nasze uczelnie i firmy, które chcą ich zatrudniać, wynajmując właśnie takie przestrzenie. Ten rynek się mocno od tamtego czasu rozwinął. W Monopolis zbudowaliśmy pierwszy prywatny teatr po drugiej wojnie światowej. Taki z widownią, sceną, infrastrukturą oświetleniową, garderobami oraz technikaliami, takimi jak zapadania sceniczna czy elektryczne sztankiety.

Podobne myślenie towarzyszy mi na gruncie społecznym. Od początku działalności biznesowej, angażowałem się wraz ze swoimi partnerami biznesowymi w różnego rodzaju wydarzenia przeznaczone dla mieszkańców miasta. Wychodzę z założenia, że skoro coś mi w życiu wychodzi, to powinienem się podzielić tym z innymi. Na różnych polach. I w tym jest ta część związana z kulturą. Rzecz jasna, pozostaję przedsiębiorcą i ważny jest dla mnie zysk z podejmowanych działań, ale w przypadku kultury zyskiem jest to, że gdy podnosi się jakość życia wokół mnie, a i przy okazji z moich propozycji czerpią łodzianie, to zyskuję też ja osobiście. W tym, że pomysł stworzenia festiwalu był dobry, najbardziej utwierdziły mnie spotkania i rozmowy z łodzianami o sztuce, o nas, o Polsce, o życiu, o tym, co jest dookoła. Wszystkie bardzo mnie budowały, stałem się - jak już powiedziałem - członkiem tej teatralnej rodziny. To są niezwykłe, prawdziwe emocje, które pozostają we mnie i które powodują, że odczuwam wielką satysfakcję: że mogłem ten festiwal zrobić, że mogę współpracować z takimi osobami jak Andrzej Seweryn i Barbara Otto. Mam szczęście do ludzi. A dzięki temu, że możemy wspólnie robić tak fantastyczne rzeczy, zmieniamy Łódź. Tego mi nikt nie odbierze.

To wszystko jest. A jakie jeszcze wyzwanie chodzi Panu po głowie?

Na razie koncentruję się na festiwalu, ale wyzwań w głowie mi nie brakuje. Są kolejne projekty biznesowe, społeczne, plany rozwoju festiwalu. Chcemy nadal angażować się na różnych polach w działalność kulturalną. Warto podkreślić, że tylko w ubiegłym roku zrealizowaliśmy, współorganizowaliśmy albo współfinansowaliśmy ponad sto wydarzeń kulturalnych w Monopolis. Praktycznie większość łódzkich festiwali u nas gościła: Festiwal Łódź Czterech Kultur, Media Człowiek w Zagrożeniu, Kamera Akcja, Puls Literatury, PL Video Musie i wiele innych, wystawy w naszej galerii, kino plenerowe z takimi gośćmi jak Tomasz Kot czy Magdalena Cielecka, koncerty, w tym te na 600-lecie Łodzi. Czerpiemy z tego wielką radość.

A projekty bardziej osobiste?

Cieszę się tym, że jest piękny dzień... Niech to pozostanie ze mną. Na pewno jeszcze niejedno dla Łodzi i naszego otoczenia zrobię.

Tytuł oryginalny

Tworzymy festiwal dla Łodzi i łodzian. I mam pewność, że to dobry pomysł

Źródło:

„Polska Dziennik Łódzki” nr 45

Autor:

Dariusz Pawłowski

Data publikacji oryginału:

23.02.2024