„Pupile” Roberta Bolesty w reż. Łukasza Kosa z Akademii Teatralnej w Warszawie, filii w Białymstoku w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
A więc to już prawie koniec…
Po tej apokalipsie zostali gdzieś nieliczni ludzie, ale właśnie umierają. Jeszcze jest kilka stworzeń do niedawna człowiekowi towarzyszących, także ich czas jest policzony, doskonale zdają sobie z tego sprawę. Jak wykorzystają ten ostatni kwadrans?
Jedynym wygranym wydaje się być Wąż (bardzo wiarygodny Łukasz Dybek), który zawsze może zjeść się sam… Reszta ma wbrew pozorom ważny dylemat - czy lepiej poprosić o bycie zjedzonym, co jest jakimś ostatnim przejawem sprawczości, czy też – dać się zjeść bez uprzedzenia. Tymczasem Pies (świetna Julia Fidelus), który - by przetrwać - spróbował też człowieka, w sensie kulinarnym - ma najlepszą chyba radę do swoich pełzających, fruwających (Papuga – Sabina Szetela), pływających (Ryba – Polina Kuzhieleva), kicających (Królica – Julia Żak) i skradających się (Kotka – Karolina Konicka) współtowarzyszy – przespać to wszystko. I obudzić się, gdy już będzie po. Innego końca już nie będzie, może więc faktycznie ta psia rada ma sens?
Po dawnym świecie nie zostanie za chwilę nawet kamień na kamieniu, mamy jednak w finale filozoficzną dysputę właśnie Kamienia (Rafał Przytocki, szkoda, że w roli epizodycznej, choć – paradoksalnie będąc cały czas obecny na scenie) z - Ziarnkiem Piasku (Kristina Dereviaha).
Uprzedzam, to nie jest – mimo wszystko – spektakl „o zwierzątkach”, pewnie aktorzy będą za chwilę grać i takie. Nie wiem, czy Pupile to ich chrzest bojowy w tym zakresie, wiem jednak, że dali sobie radę znakomicie we wbrew pozorom niełatwych rolach i - z naprawdę niełatwym tekstem.