Logo
Recenzje

Psy i ludzie

17.09.2025, 11:43 Wersja do druku

„Psy i ludzie” w reż. Grety Oto (Anita Szymańska i Wiktor Stypa) w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Kamil Pycia na blogu Teatralna Kicia.

fot. Klaudyna Schubert / mat. teatru

Stając w obliczu brutalnej tragedii wojny, mało kto myśli o losie zwierząt domowych i wydaje mi się, że ogólnie mało kto zwraca uwagę na to, co dzieje się ze zwierzętami w czasie konfliktów zbrojnych. Pomijam oczywiście fakt, że w czasach pokoju zwierzęta są traktowane momentami w sposób skandaliczny, więc co dopiero w momencie, w którym człowieczeństwo zostaje w pełni zawieszone na kołku z powodu ogromnej zawieruchy historycznych zdarzeń.

Anita Szymańska i Wiktor Stypa odpowiedzialni za reżyserię „Psów i ludzi”, spektaklu opartego na dramacie Vyacheslav’a Volkonsky’ego, przyjmują perspektywę obserwowania wojny właśnie z poziomu tych najmniej świadomych jej uczestników, czyli psów, które pomimo tego, że rozumieją bardzo mało z tego, co się dzieje, są poniekąd w stanie zaobserwować więcej, niż nam się może wydawać. Oglądamy trwającą na zapleczu wojny walkę Liudki o pieniądze na utrzymanie prowadzonego przez nią schroniska Ostatnia Iskra Nadziei, dla psów znalezionych na terenach ogarniętych wojną. W teorii kobieta pomaga czworonogom, karmiąc je i dbając o nie, jednak są one dla niej jedynie pretekstem do uzyskania pieniędzy. Co istotne, nie do końca obchodzi ją, dokąd trafią psy, lecz im dłużej obserwuje, jaki los je czeka, tym wyraźniej zaczyna dostrzegać, jak nikczemnie się zachowuje.

Doskonale gra tutaj analogia: wrzucone w wir wojenny zwierzęta - zupełnie jak cywile, których dotyka konflikt zbrojny - starają się walczyć o ochłapy godności i dawnego życia, co nie zawsze jest łatwe w sytuacji, w której się znalazły. Jedne z psów żyją wspomnieniami dawnych chwil chwały i swoimi osiągnięciami, inne reagują strachem i agresją na wszystko, co je otacza. Wyjątkowo mocno uderza scena, w której trwa walka o pożywienie i ostatkiem sił dochodzi się do konsensusu, aby zachować jakieś pozory cywilizowania – to jest ten rodzaj zgrania choreograficznego z warstwą znaczeniową, który poraził mnie w tym spektaklu. Ogólnie rzec biorąc, przedstawienie zdaje się być napędzane bardzo dobrą choreograficzną pracą Danieli Komędery – świetna kontrola scen zbiorowych i dobre wykorzystanie potencjału fizycznego aktorów.

Mam jednak mały problem z tym spektaklem – mam nadzieję, że nie zostanę za to scancelowany – twórcy nie są w stanie powiedzieć sobie stop w piętrzeniu coraz to bardziej okrutnych i nieludzkich wydarzeń na scenie. Rozumiem, że to obraz wojny i taka właśnie ona jest – bezlitosna i brutalna. Jednak jest pewien moment, w którym dochodzimy do takiego poziomu zohydzenia, że zwyczajnie przestaje mnie to jako widza poruszać i powoli przestaję czuć cokolwiek. Wydaje mi się, że człowiek ma w sobie pewien poziom brudu, który może przyswoić, ale w momencie przekroczenia rubikonu najzwyczajniej w świecie dochodzi do swego rodzaju znieczulenia. Bo o ile wydarzenia rozgrywające się w schronisku Liudki na początku szokują – na zasadzie żaby powolnie gotowanej w garze z wodą – to w momencie, kiedy bogate paniusie robią sobie z psów torebki i gotują zupę, wchodzimy już na zbyt wysoki poziom abstrakcyjnej gry przemocą.

Aktorsko na tle grupy wybijał się bardzo mocno Filip Krupa, urzekła mnie jego interpretacja szopa pracza, przyciągał bezwiednie mój wzrok w trakcie przebiegu spektaklu, pokazał również zupełnie odmienną energię w roli człowieka odwiedzającego schronisko, który jasno i bezkompromisowo komunikował, co myśli o ludziach kradnących rzeczy z frontu. Przemienił się wtedy w zupełnie inną osobę – porzucił energię golden retrievera na rzecz full pitbull mode (kiedy pitbull widzi małe dziecko, które może ugryźć). Interesujące role i bardzo dobrze wyegzekwowane na scenie.

Ciekawie również wtórowała mu Anita Szymańska, zgrabnie przepływając przez kilka postaci. O tyle spore wrażenie zrobiły na mnie jej propozycje, bo pamiętam ją sprzed wielu lat ze spektakli Teatru Hothaus i widzę, jak duży progres poczyniła przez te lata.

„Psy i ludzie” dobitnie pokazują, że wojna to jak zawsze tylko biznes, na którym cierpią najbardziej bezbronni i biedni, a bogacą się jeszcze bardziej ci najzamożniejsi. Wojna zostaje przedstawiona jako bezwzględna gra interesów realnie wpływająca tylko na tych, którzy nic na niej nie zyskają – banalnie prosta prawda, a jednak uderzająca w swojej oczywistości. Dodatkowo finał stawia w moim odczuciu istotne pytania o to, czy bycie postawionym pod ścianą i próba pomocy ludziom w potrzebie legitymizuje okrucieństwo, i czy bezradność jednostki jest wyjaśnieniem dla jej bezwzględnych czynów. Odpowiedzi każdy widz musi jednak samodzielnie wyartykułować w serduszku, bo ze sceny nie zostaną nam podane prosto na tacy żadne rozwiązania.

Tytuł oryginalny

Psy i ludzie

Źródło:

Materiał nadesłany

Link do źródła

Autor:

Kamil Pycia

Data publikacji oryginału:

17.09.2025

Sprawdź także