„Madagaskar” Magdaleny Drab w reż. Gosi Dębskiej, koprodukcja Teatru Żydowskiego im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie i Teatru Papahema. Pisze Andrzej Lis, członek Komisji Artystycznej 28. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej .
„To, co zostało z Heleny Deutsch. To, co zostało z Heleny Rubinstein. To, co zostało z Samuela Goldwyna. To, co zostało ze Stanisława Lema. To, co zostało z Juliana Tuwima. To, co zostało z Ludwika Zamenhofa.” To, co zostało, czyli co? Jednozdaniowy opis z podręczników i encyklopedii? Krótki biogram nieoddający w żaden sposób wielowymiarowości i złożoności tożsamości wybranych osób? Jedna myśl? Idea, która miała zmienić świat? Produkt? Symbol? Majątek? Kilka chwytliwych fraz i tytułów? A może poczucie, że gdzieś kiedyś słyszeliśmy to nazwisko, ale trudno przypomnieć sobie gdzie i w związku z czym? Obraz, charakterystyczny element sylwetki, brzmienie głosu?
Autorka Magdalena Drab i reżyserka Gosia Dębska wysłały to, co zostało z wybranych przez siebie bohaterów, na Madagaskar. Czwartą największą wyspę świata znajdującą się w Afryce Zachodniej, która jednak już od dawna w zbiorowej wyobraźni jest symbolem niespełnionego snu o Polsce będącej potęgą kolonialną oraz symbolem ojczyzny oczyszczonej z Innych, z wszystkich tych, którzy nie są dość polscy. Autorki spektaklu grają z tą fantazją przetwarzając ją w horror o zaświatach, w których spotykają się nie wielowymiarowi, żywi i skomplikowani bohaterowie, ale ich powidoki, cienie, majaki. Jakby wyłaniali się z opowieści, tej snutej przez nich za życia i tej, która po nich została. Jakby formowali się w wyobrażenia autorki ciągle od nowa, od początku, ciągle we fragmentach, w urywkach skojarzeń, w szybko rozpływających się obrazach. I w dźwiękach – spektakl rozpoczyna charakterystyczny głos Krystyny Czubówny, która tak, jakby prowadziła narrację filmu dokumentalnego, ciepłym i kojącym głosem przedstawia miejsce i bohaterów, „wybitne okazy gatunku ludzkiego”.
O każdej z postaci mówi jedno zdanie. I chociaż cały spektakl skonstruowany jest wedle zasady: monolog – song, w których bohaterowie opowiadają przede wszystkim o sobie, to ich opowieści cały czas krążą wokół tego jednego zdania-definicji, które pada w scenie otwierającej przedstawienie. Aż chciałoby dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Zapytać chociażby czemu to właśnie oni, a w zasadzie to, co po nich zostało, zostali wybrani i znaleźli się w tych specyficznych zaświatach?
Pewnej wskazówki dostarcza kolejna scena. Nad porządkiem dnia i rozkładem zajęć na Madagaskarze czuwa Prażmatka (Gołda Tencer), która pojawia się nie osobiście, a na ekranach. Na jednym, lub kilku, w całości, lub w zbliżeniu, na usta, na oko. Uruchamiając ciąg skojarzeń: z pracami Aliny Szapocznikow, z video instalacjami Nam June Paika, ze spektaklami Videoteatru „Poza” Lothe/Lachmanna czy wreszcie z niezbyt odległymi czasami pierwszych miesięcy pandemii, kiedy wszyscy i wszystko przeniosło się do rzeczywistości wirtualnej. Prażmatka wita nowego przybysza, czyli To, co zostało ze Stanisława Lema. Przybysz wydaje się dość zagubiony, zwłaszcza, że na wyspie wszyscy dziwnie rzężą.
TO, CO ZOSTAŁO ZE STANISŁAWA LEMA Dzień dobry. Przyszedłem się zgubić.
TO, CO ZOSTAŁO Z JULIANA TUWIMA Żdzień dobry. Dobrze żpan żtrafił.
TO, CO ZOSTAŁO ZE STANISŁAWA LEMA Jakoś pan rzęzi. Albo mi się wydaje...
TO, CO ZOSTAŁO Z JULIANA TUWIMA Nie żwydaje się żpanu. Różnica żciśnień, rozrzedzone żpowietrze, choroba żwysokościowa… Jeśli żzacznę śpiewać lub żtańczyć żmambo, również nie żpowinno to pana żdziwić.
TO, CO ZOSTAŁO Z HELENY RUBINSTEIN Wszyscy tu rzęzimy. Żokresowo. Żspazmatycznie.
TO, CO ZOSTAŁO Z HELENY DEUTSCH Teraz właśnie rozpoczęliśmy żepizod rzężenia.
Wydawać by się mogło, że z tego „rzężenia” już tylko krok do dialogu na temat języka, którym obecni w sztuce bohaterowie (Tuwim, Lem, Zamenhof) się tak bardzo twórczo posługiwali. Że poprzez język można by porozmawiać o tożsamości, spróbować dodać kolejne warstwy i kolejne zdania do wprowadzenia z początku spektaklu. Że można by się zastanowić, jakie w XXI wieku ma znaczenie to, że byli polskimi Żydami czy żydowskimi Polakami. Czy to, co zostało z Deutsch, Rubinstein, Goldwyna, Lema, Tuwima i Zamenhofa da się rozpatrywać w inny sposób niż poprzez pryzmat ich pochodzenia? Czy ich tożsamości nie były bardziej nieoczywiste, bardziej złożone?
Z takiej możliwości autorki spektaklu jednak nie skorzystały. Zamiast tego, podążyły za Prażmatką: „Jak mawiał stary, wiedeński burgermaister: ja zdecyduję, kto jest Żydem, a kto nie. W szeregu baczność! Witam na kursie naprowadzającym. Będę państwa nawigować na tożsamość poprzez codzienne zajęcia kółka teatralnego, bo ja kocham teatr i dramat żydowski i wierzę w jego głęboko terapeutyczną moc. Już za chwilę, dzięki fragmentowi dramatycznemu, spróbujemy rozplątać to, co zaplątane, a wszystkie komplikacje uczynić prostymi, by wasza dusza stała się wreszcie wolna”.
Mówienie o sobie ma wyzwolić bohaterów. W jaki sposób? Czy poprzez przypomnienie siebie? O sobie? Poprzez stworzenie (stwarzanie?) siebie niejako od początku? Ze zgliszcz pamięci?
Debiutująca reżyserka Gosia Dębska, absolwentka Akademii Teatralnej (filia w Białymstoku), w ciasnej przestrzeni Teatru Żydowskiego przy ulicy Senatorskiej dokonała rzeczy prawie niemożliwej, wręcz ekwilibrystycznej. Na skrawku podłogi stworzyła przedstawienie pełne ruchu, dobrej energii, pulsującej dynamiki. Ze zmiennymi rytmami. Skupione, gdy trzeba było albo roztańczone, gdy wymagała tego inna sytuacja. Do istniejących, wywoływanych i przywoływanych obrazów i wspomnień dodające nowe. I o tych, którzy znaleźli się w metaforycznej przestrzeni zaświatów pamięci symbolizowanych przez Madagaskar, i o tych, którzy się w nich wcielili.
Proces zapamiętywania i zapominania wydaje się kluczowy w rozmowie o budowaniu i odzyskiwaniu tożsamości. Zwłaszcza, jeśli mowa o tożsamości, którą trzeba rekonstruować z urywków, powidoków, odczuć, fragmentów wspomnień, dźwięków czy obrazów. Spektakl Teatru Żydowskiego i Teatru Papahema, zagrany przez artystów z różnych pokoleń: Gołdę Tencer, Paulinę Moś, Helenę Radzikowską, Pawła Rutkowskiego, Piotra Siereckiego, Mateusza Trzmiela i Marka Węglarskiego przynosi jeszcze jedną, najważniejszą chyba refleksję. W toczących się dzisiaj dyskusjach o tym kim jesteśmy i dla kogo powinna być budowana dzisiaj przez nas Polska, tak starannie odgradzana i dzielona murami przez polityków, warto zawalczyć o ocalenie pamięci. O przypominanie. O najmniejszych nawet szczegółach, nie zawsze prowadzących do stworzenia pełnego obrazu. Nie zawsze skupiające się na najważniejszych informacjach.
Bo to, co zostało, to właśnie pamięć. I nie możemy pozwolić sobie na zapomnienie.
Magdalena Drab MADAGASKAR. Reżyseria: Gosia Dębska, scenografia: L’udmiła Bubánová, muzyka: Ignacy Zalewski, ruch sceniczny: Agnieszka Konopka, multimedia: Maria Porzyc/Tomasz Jóźwin, reżyseria światła: Maciej Iwańczyk. Koprodukcja Teatru Żydowskiego im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie i Teatru Papahema. Prapremiera 4 listopada 2021.