Pozwolę sobie na pewne wyznanie, bo też dla mnie pierwszy i drugi akt „La Bohème” to w zasadzie historia biograficzna – mówi dyrektor Opery Bałtyckiej Romuald Wicza-Pokojski.
Budowa nowej siedziby opery, coś nowego w tej sprawie?
Sprawa jest wciąż aktualna. Czekamy na przełom w tej kwestii.
Zbigniew Canowiecki, prezydent Pracodawców Pomorza, inicjator Społecznego Komitetu Wsparcia Budowy Metropolitalnej Opery Bałtyckiej jest pewien, że nowy gmach powstanie w 2030 roku. Mało czasu zostało…
A zatem, uwijajmy się! Na pewno rozmowy, które się na ten temat toczą to rozmowy na serio. Nie, jakieś bliżej nieokreślone plany. Zresztą sprzyjają nam wszelkie środowiska, z marszałkiem województwa na czele, oczywiście. Kropla drąży kamień.
Póki co trwają próby do nowej premiery. „La Bohème” Pucciniego.
To przedstawienie ważne dla nas, artystów, bo jest o nas. Książka Murgera „Z życia paryskiej bohemy”, zresztą w znakomitym przekładzie Tadeusza Boya-Żeleńskiego, jest dziś mało znana. A twórcy osiągnęli mistrzostwo tworząc libretto z tych krótkich obrazków. „La Bohème” to jednak przede wszystkim przepiękna muzyka, taka, którą nasi widzowie lubią najbardziej. To utwór ciekawy także pod kątem – by tak rzec – muzykologiczno-teatrologicznym. Przepełniony symbolami! Pierwszy akt i mansarda, z której widać dachy Paryża, a zatem unosimy się ponad doczesność, w świat sztuki. Chcemy w tym przedstawieniu opowiedzieć o dzisiejszej bohemie, o współczesnej cyganerii...
Jeszcze gdzieś taka istnieje?
To jest pytanie, które stawiamy widowni. Pozwolę sobie na pewne wyznanie, bo też dla mnie pierwszy i drugi akt to w zasadzie historia biograficzna. Jako młody, pełen pasji twórca, wraz z przyjaciółmi, tworzyliśmy teatr, robiliśmy go na strychu, tam też mieszkaliśmy, tam – nazwijmy to – celebrowaliśmy życie artystyczne, a wieczorami wychodziliśmy w tętniące życiem miasto, czuliśmy, że świat należy do nas… Że możemy wszystko.
I…?
Picasso kiedyś powiedział: „Albo malujesz to, co sprzedajesz albo sprzedajesz to, co malujesz”. Każdy artysta w końcu stanie przed tym dylematem. Kiedy robisz coś, jako młody, pełen pasji twórca, możesz być bezkompromisowy, możesz nie jeść, możesz nie dosypiać, ale później przychodzi moment, gdy stajesz przed wyborem – i to dotyczy nie tylko artystów – być czy mieć? O tym jest „La Bohème”.
Jeśli teatr jest syntezą sztuk, to ci czterej kumple, którzy mieszkają w paryskiej mansardzie, są kwintesencją teatru: poeta, plastyk, kompozytor i filozof. Ci, którzy spodziewają się, że w naszym spektaklu będziemy rozmawiać o śmierci dziewczyny chorej na suchoty... Nie, to nie ten kierunek. Mimi, krucha istota, symbolizuje u nas świat naiwności, niewinności, którą tracimy wchodząc w dorosłość. W przedstawieniu tym mówimy o wyborach, przed którymi stajemy jako artyści. Ale nie stawiamy tu jasnej tezy, niech każdy w swoim duchu odpowie, na ile poszedł z życiem na kompromisy. I proszę się nie dziwić, że ja, 50-latek, zadaję sobie to pytanie. (śmiech) A co, jeśli jutra nie ma? Z tym pytaniem próbuję się tu zmierzyć. Czy nadal poszedłbym z życiem na kompromis...
Wróciłby pan dziś na tamten strych?
Niczego bym nie zmienił w swoim życiu. Nie wiem natomiast czy dziś stać by mnie było na taką determinację, jaka wtedy mną kierowała. Pamiętam tamten ferment, który miałem w sobie. Ale nie wiem, czy teraz byłbym w stanie płacić za to cenę życia. Nie znam odpowiedzi, a może boję się sam sobie jej udzielić? Kilka razy poszedłem w swoim życiu na kompromisy i nie do końca lubię wracać do tych chwil. Wiem, że pracując z ludźmi trzeba umieć się dogadać, czasem nawet zrezygnować z siebie, ale wiem też, że kompromis zabija sztukę. Nie służy jej.
Mimo niełatwego przesłania, przedstawienie będzie wystawione też podczas wieczoru sylwestrowego w operze.
To będzie, by tak rzec, sylwestrowa odsłona „La Bohème”. Realizacja bliższa temu, co w teatrze nazywa się „zielonym spektaklem”. Wraz z artystami wejdziemy w nowy rok, bo też im niejako poświęcamy kolejny sezon.
Co w repertuarze?
Jeszcze w listopadzie „Jaś i Małgosia” Engelberta Humperdincka, z librettem opartym na utworze braci Grimm. To trochę więcej niż bajka. Uniwersalna opowieść o odwadze, sprycie i triumfie dobra nad złem. Przenoszę klasyczną historię do współczesnych realiów. Jaś i Małgosia stają się dziećmi-uchodźcami, a ich wędrówka przez las ma symbolizować trudną podróż w poszukiwaniu bezpieczeństwa. To premiera Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku, którą wystawiamy na naszych deskach. Pracuję z wyjątkowymi studentami. Jestem nimi szczerze zachwycony, czuję nawet, że sam więcej biorę od nich niż sam mogę ofiarować. Taka energia, wola i pasja bije od tych młodych ludzi. Uważam też, że to dobrze, jeśli instytucje artystyczne i uczelnie artystyczne współdziałają. To jest ożywcze twórczo dla jednych i dla drugich. Dla tych młodych ludzi to też wspaniałe doświadczenie obcowania z duchem prawdziwej sceny.
W listopadzie także wieczór młodej choreografii.
Młodzi choreografowie w swoich etiudach sięgną po różne techniki tańca. Przed nami szerokie spektrum problemów i emocji towarzyszących współczesnemu człowiekowi w niezwykłej atmosferze Centrum św. Jana. To również przykład współpracy między instytucjami, tym razem Opery i Nadbałtyckiego Centrum Kultury.
Co w nowym roku?
Nie zwalniamy. Dużo artystycznego fermentu przed nami. Zaczniemy od spektaklu baletowego do programu złożonego z muzyki z „Carmina burana” Carla Orffa oraz Symfonii Fantastycznej Berlioza. Jesteśmy też w trakcie rozmów z poznańskim festiwalem Malta o wspólnej realizacji pod kierownictwem muzycznym Yaroslawa Shemeta. Spektakl miałby uczcić 80 rocznicę zakończenia II wojny światowej. Oczywiście, już szykujemy się do trzeciej edycji Baltic Opera Festival, z premierowym wystawieniem „Salome” według koncepcji Tomasza Koniecznego. Festiwalowa publiczność, a taka już się nam ukształtowała, może szykować się na kolejne fascynujące spotkanie w Operze Leśnej.