Mój niedawny felieton „Karolu, weź się do roboty” nie spowodował jak dotąd oświadczenia zastępcy dyrektora Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca Karola Urbańskiego, że już się do niej wziął! W sprawach, które poruszyła Bożena Kociołkowska, nie zabrały jeszcze głosu czołowe postacie środowiska, wśród których powinien się znaleźć nasz nestor - choreograf Henryk Konwiński, do czego gorąco zachęcam. Również wśród publicystów i krytyków baletowych panuje cisza, bo zapewne i tym razem zastanawiają się, będąc, delikatnie mówiąc, nieprzewidywalni. Wreszcie w sprawach szkolnictwa baletowego milczą wszyscy za to odpowiedzialni. Jedni w obawie, że stracą posady, drudzy w przekonaniu, że autor felietonu w „Angorze", pisząc to, nie był trzeźwy lub postradał zmysły. Pisze Sławomir Pietras w „Tygodniku Angora”.
A ja ciągle wierzę, że najtrudniejsze problemy polskiego baletu staną się tematami obrad przygotowywanego podobno Polskiego Kongresu Baletowego, którego stan osobowy - przynajmniej w wyliczeniu Kociołkowskiej - składa się z ponad 50 procent cudzoziemców (108 Polaków, 121 obcokrajowców, nie licząc niebranych pod uwagę zespołów baletowych Poznania, Bydgoszczy i Krakowa).