EN

2.01.2024, 17:25 Wersja do druku

Primum vivere!

- Impro otwiera na teatr osoby, które być może nigdy by do teatru nie trafiły - z Mirosławem Kulisiem, właścicielem Teatru Komedii IMPRO w Łodzi, rozmawia Anita Nowak w „Scenach Polskich”, piśmie ZASPu.

fot. Agnieszka Pacho

- Co kryje w sobie motto waszego teatralnego Manifestu „Primum vivere!?

- ”Przede wszystkim żyj” – jak najpełniej i jak najpiękniej! Motto Teatru Komedii Impro zaczerpnęliśmy z życia i z literatury, m. in. książki Andrzeja Bobkowskiego „Szkice piórkiem”. Rozumiemy tę myśl jako ostrą krytykę współczesności oraz program uzdrowienia świata i nas samych. Nie żyją przecież najpiękniej i najpełniej ci, którzy zastygli nad smartfonami i przed monitorami komputerów, trwoniąc krótki czas, jaki każdemu z nas dano, mając przy tym kłopoty w kontaktach z naturą i bliźnimi. Improwizacja teatralna to wspólnota ludzi; aktorów i publiczności. Podczas spektaklu jesteśmy fizycznie znowu razem. W tej samej przestrzeni, w tym samym czasie i podczas akcji, którą wzajemnie inspirujemy i tworzymy. Między aktorami i widzami przedstawień improwizowanych znika osławiona „czwarta ściana”.

- Kiedy i w jakich okolicznościach zainteresował się pan sztuką improwizacji?

- Moja córka pracuje na uniwersytecie w Barcelonie, gdzie teatry impro są bardzo popularne. Przed dziesięciu laty, przyjechawszy do Polski 1 listopada na groby, wyczytała w Internecie, że właśnie Łodzi, w Teatrze Nowym 2 listopada będzie pokaz rodzimego spektaklu improwizowanego. Bardzo chciała mi to pokazać, broniłem się, bo miałem jakieś inne zajęcia. Ale, tak nalegała, że skapitulowałem i poszedłem z nią. Oglądaliśmy przedstawienie na stojąco, bo miejsc siedzących już nie było. Mimo niewygody, zafascynowała mnie ta forma. Pomyślałem, że to jest to, czemu warto poświęcić czas i środki.

– Bo?

- Zasady funkcjonowania takiego teatru mają wiele zalet. Przede wszystkim tę, że nie trzeba płacić ZAIKS - owi za scenariusz. Nie potrzeba też scenografii, reżyserii, czy choreografii. Znikają więc wszystkie koszty związane z zaplanowaną inscenizacją. Spektakl może powstać w każdym miejscu, a jego przebieg i finał jest zawsze zaskakujący . I to nie tylko dla widzów, ale i samych aktorów. Wszyscy więc bawią się znakomicie. A ponadto te spektakle pełnią też funkcję psychoterapeutyczną. Czasem, może to być rzecz z pozoru zupełnie o niczym, a szalone pomysły ludzi powodują, że wszyscy nie tylko znakomicie się bawią, ale też wytwarzają między sobą niesamowitą więź. Przewidywanie dalszego ciągu spektaklu wciąga w te działania obie strony. Odrywa ludzi od wszelkich problemów i przenosi do innego świata. Bawimy się własnym umysłem, inteligencją i inteligencją aktora. Wielką wartością tej formy jest wspólnotowość fizyczna, psychiczna, artystyczna i intelektualna, której brakuje zwłaszcza tkwiącym w Internecie młodym ludziom. Jest to też wspaniałe przedszkole do teatru w ogóle.

Robiąc research, jak to wygląda na naszym gruncie, dowiedziałem się, że ówczesny dyrektor Teatru Nowego Zdzisław Jaskuła, początkowo bardzo sceptycznie odniósł się do pomysłu jego aktorów utworzenia tam dodatkowej sceny, impro. Teatr bez scenariusza budził w nim wątpliwości. Ale w końcu dał się przekonać i zezwolił im na próby, a potem i na wystawienie pierwszego spektaklu. No i okazało się, że był to strzał w przysłowiową dziesiątkę, bo przedstawienie odniosło wielki sukces, a scena impro bardzo szybko pozyskała własną widownię.

- No w końcu to kontynuacja dawnej komedii dell arte…

- No o tym, to już w XIX wieku publiczność raczej nie bardzo pamiętała. Dlatego nie chcąc opierać swojej decyzji na jednym wydarzeniu, pojechałem z aktorem Jackiem Stefanikiem – inicjatorem grupy w Teatrze Nowym i Zdzisławem Jaskułą do Barcelony, żeby zobaczyć istniejący tam teatr improwizacji, o którym opowiadała mi córka. Kiedy w drodze powrotnej oczekując na samolot do Polski, mieliśmy trzygodzinną przerwę w Monachium, zawarliśmy między sobą, jak nazwaliśmy to żartobliwie, Układ Monachijski w sprawie utworzenia w Teatrze Nowym Sceny Impro. Zdzisław bronił się, że nie ma na to pieniędzy, bo w teatrze jest już wszystko zaplanowane, a każdy dodatkowy spektakl , kiedy nie ma skąd wziąć na niego pieniędzy, przysparzałby tylko strat. I wtedy postanowiliśmy, że ja, jako prywatny przedsiębiorca zawrę porozumienie z teatrem i te spektakle będą się odbywać na moje ryzyko finansowe. I na tej zasadzie powołaliśmy do życia Scenę Impro Teatru Nowego, która funkcjonuje do tej pory a ja jestem partnerem Teatru Nowego jeśli chodzi o tę scenę. Zgodnie z umową z obecną dyrektor Krystyną Ignatiew gramy tam raz w miesiącu w określonych terminach, oraz dodatkowo z okazji takich okolicznościowych wydarzeń jak Andrzejki czy Walentynki. W Teatrze Nowym Scena Impro istnieje już 9 lat.

- Ale w pewnym momencie dokonał się rozłam w zespole...

- Aktorzy, który byli związani z Teatrem Nowym dalej funkcjonują w tym teatrze jako Scena Impro. A równolegle powstała nowa grupa pod nazwą Teatr Komedii Impro w Łodzi.

- Zespół rekrutuje się z aktorów miejscowych?

-W tej chwili gros siedemnastoosobowego zespołu jest spoza Łodzi. Większość z Warszawy, ale są też osoby z Krakowa, Wrocławia, ze Śląska i dwoje z Trójmiasta. Inicjator pierwszej grupy Jacek Stefanik wprowadził zasadę, która różni nas od większości podobnych, że w naszych spektaklach jest zero polityki, zero religii, zero jakichkolwiek tematów kontrowersyjnych. Zasadę tę nadal kontynuujemy.

- Jakie były początki polskiego impro?

- Impro w Polsce powstało jakieś 20 lat temu. W większości przypadków grane było w klubach studenckich, w pubach. Tak zresztą jest do dziś. Publiczność oglądając, je, pije a to wprowadza zupełnie inną atmosferę. My, decyzją Zdzisława, postanowiliśmy wpuścić jednak aktorów do teatru. Najpierw na małą salę Teatru Nowego, a następnie, jak się okazało, że fanów przybywa, też na dużą. Bo kiedy na innych spektaklach nie było kompletu widzów, to na impro , dostawialiśmy krzesła.

- Improwizatorzy, to osoby po szkołach teatralnych?

- W większości. Ale nie wyłącznie. Talent aktorski i sztuka improwizacji nie zawsze idą w parze. Nie każdy naprawdę wybitny aktor, jest w stanie poradzić sobie na scenie z improwizacją. To wymaga specyficznych predyspozycji. Błyskotliwej inteligencji, umiejętności gry zespołowej. Do improwizacji oczywiście trzeba mieć zdolności aktorskie, ale nieodzowna jest też sztuka szybkiej riposty. A nie wszyscy, nawet bardzo dobrze wykształceni aktorzy tę cechę posiadają. Poza tym wszyscy tu grają na wszystkich, nie tylko na siebie. Zdecydowana większość to aktorzy profesjonalni. Jedna osoba jest z pantomimy. Różnimy się tym od innych grup, nawet bardzo dobrych, gdzie improwizatorzy jednak dominują. Tutaj są to sporadyczne przypadki, o których można powiedzieć, utalentowani od urodzenia.

- Jak radzicie sobie finansowo?

- Od 30 września do 31 grudnia teatr miał straty w wysokości 77 tys. zł. Jak na początkujący biznes to nie jest dużo. Zwłaszcza, że na koniec kwietnia, nie licząc podatku dochodowego, osiągnęliśmy już czternastotysięczny plus. Progres jest widoczny. Dlatego myślę, że ten teatr stanie na nogi. Teatr na Offie stał się w Łodzi modny. Chętnych do oglądania spektakli jest więcej, niż miejsc na widowni. Bilety wysprzedane są zawsze na miesiąc z góry. Na początku mieliśmy po 60, 70 osób chętnych, teraz ok. 100. Przy tym, jak na warunki łódzkie, nie jesteśmy tani, bo najtańszy spektakl kosztuje 60 zł. od osoby, a za najdroższy trzeba już zapłacić 80 zł. Bajka, którą mamy w repertuarze kosztuje tylko 40 zł.

- Cena biletu zależy od pory, w której spektakl jest prezentowany?

- Nie, od liczby występujących aktorów. Jesienią najdroższy spektakl kosztował 60 zł. Potem na premiery wprowadziliśmy cenę 80 zł. A od 1 stycznia zwykłe spektakle kosztują już też 80 zł. Publiczność nie zareagowała na zmiany.

- Kim są wasi widzowie?

- Przeważnie młodzież, bo ona pamięta swoje improwizowane zabawy z dzieciństwa. Jest też biegła w grach internetowych, które wymagają od graczy wielozadaniowości. Impro otwiera na teatr osoby, które być może nigdy by do teatru nie trafiły. W repertuarze mamy 9 spektakli: „Impro atak”, „Komedia romantyczna”, „Wymyślanka”, „Gangsterskie porachunki”, „Kryminał improwizowany”, „Wilkołaki”, „Będzie albo nie będzie, czyli nienapisane dzieła Szekspira”, „Hejter”, „Komedia muzyczna czyli historia pewnego zespołu”. One wszystkie mają tę wyjątkową zaletę, że na ten sam spektakl można chodzić wiele razy, bo za każdym razem jest on zupełnie inny. I część widzów tak czyni.

- Adres Piotrkowska OFF stał się ostatnio w Łodzi bardzo modny…

- Ale ma też wpływ na cenę wynajmu. Aktualnie płacimy 15 tys. samego czynszu a od stycznia kwota ta ma wzrosnąć do 27 tys.

- Łódź ma w tej chwili 3 propozycje improwizacyjnych scen. I wszystkie usytuowane w budynkach teatrów. To jest Teatr Komedii OFF, to jest Scena Impro w Teatrze Nowym i grupa O IMPRO, grająca raz w miesiącu w Teatrze Małym na Manufakturze.

- Powiem nieskromnie, że to wszystko z mojej ręki, bo ta grupa O IMPRO to są ci sami aktorzy, którzy grają na scenie IMPRO Teatru Nowego. Dwie osoby dogadały się z dyrekcją tamtego teatru i raz w miesiącu u nich grają. Na samej Scenie Impro w Teatrze Nowym gromadziliśmy każdego roku ok. 9 tys. publiczności.

- A jak wasze osiągnięcia wyglądają na tle kraju?

- Nasz teatr Komedii IMPRO jest najbardziej doświadczonym zespołem w Polsce, bo ma za sobą 1500 spektakli. A tu im więcej się gra, tym się jest lepszym.

W innych miastach większość grup grywała w klubach, kawiarniach. One idą bardziej w jakiś dowcip, kabaret. A dyrektor Teatru Nowego wpuścił nas do teatru. A to wiele zmieniło. Na otwartej przestrzeni gra się inaczej, tu się od razu zrobiło bardzo teatralnie. Impro zaczęło dojrzewać.

W Warszawie było kiedyś silne środowisko, ale z czasem się te grupy porozpadały. W Krakowie odbywa się największy w Polsce festiwal impro „ImproFest” Mieliśmy taki epizod w swej karierze, że dogadaliśmy się z Krzysztofem Jasińskim i graliśmy też pół sezonu w Teatrze Stu w Krakowie, ale nie dogadaliśmy się już finansowo na następny sezon. Postawił takie warunki, że ja dokładałem do tego. Próbowałem negocjować, ale się nie dało. Ale została nam aktorka z tamtego teatru, Agata Myśliwiec.

Ale teatr impro to mimo wszystko cały czas jeszcze podziemiem, które próbuje przebić się do głównego nurtu. W Łodzi w tej chwili jest chyba najsilniejsza widownia.

Przez 6 lat w łódzkim Teatrze Nowym nasze spektakle obejrzało ok. 50 tys. widzów. No to jest już jakaś widownia. Za każdym razem pytamy publiczność kto jest na przedstawieniu pierwszy raz, a kto już był wcześniej. Chcemy mniej więcej orientować się ile osób do nas wraca.

W Łodzi roczna widownia wszystkich teatrów sięga 180 tys. widzów. Z tego 80 tys. stanowi publiczność 9 komedii komercyjnych - fars, granych od lat, takich jak „Szalone nożyczki”, czy „Mayday, Mayday”, na które, chodzą ci, którzy na co dzień teatrem się nie interesują, a wyprawy doń organizują tylko z okazji jakichś rodzinnych wydarzeń, typu rocznica ślubu, czy imieniny żony. Cała reszta produkcji teatralnej wynosi więc 100 tys. widzów rocznie. Jeśli my tej grupie sprzedaliśmy ok. 45 tys. biletów, to znaczy, że trafiliśmy do prawie połowy potencjalnej widowni. To jest już jakiś przetarty szlak. Przed pandemią chciał nawiązać z nami kontakt dyrektor teatru ze Słupska. Niestety lockdown przerwał jednak szanse na współpracę.

- Ale założył pan też zamiejscową scenę letnią…

- Nawet całą wioskę artystyczną w Janowie na Wybrzeżu Rewalskim, 3 km od Trzęsacza. Kiedy ją odkryłem, była zrujnowana. Liczyła zaledwie 7 domów i 4 mieszkańców. Na tych ruinach zbudowaliśmy scenę teatralną i widownię. W budynkach, które trochę wyremontowaliśmy stworzyliśmy bazę noclegową, która może też służyć jako miejsca pracy twórczej. Nazwaliśmy to właśnie jako Teatr Komedii IMPRO i tym roku już szósty raz gramy pod tym szyldem. A gramy sporo. W lipcu i sierpniu dajemy aż 60 przedstawień. Spektakle rozpoczynają się każdego dnia o godz. 20:15. W ub. r. zagraliśmy nawet dwa razy tyle, bo jeszcze codziennie o 17 graliśmy bajki improwizowane. W tym roku zaczęliśmy 5 lipca i kończymy 27 sierpnia. Nawet w pandemii mieliśmy widzów. Przez dwa pierwsze lata spektakle były darmowe, a wzorem komedii dell’ arte, po każdym spektaklu aktorzy zbierali do kapeluszy dziękczynne datki. I w ten sposób udało się finansować te działania. Mało tego, nauczyliśmy się też w subtelny sposób zwiększać hojność widza. Jeden z zaprzyjaźnionych lekarzy powiedział mi, że spożycie cukru zwiększa hojność, która trwa ok. 40 minut, więc myśmy w pewnym momencie robili przerwę, podczas której częstowaliśmy widzów cukierkami. A druga część spektaklu trwała pół godziny. I okazało się, że hojność każdego z widzów zwiększyła się średnio o 1 zł i 27 groszy.

- A jak wygląda frekwencja w tej waszej letniej siedzibie? Wszakże leży ona na odludziu…

- Postaraliśmy się o autobus, który za dobrowolne datki dowoził publiczność, która nie posiadała własnych środków lokomocji. Już w pierwszym roku przyjechało do nas już 6,5 tys. widzów, w drugim roku 8,7 tys. Niestety potem pandemia spowodowała spadek liczby widzów do 5,5 tys. I to był pierwszy rok, kiedy zdecydowaliśmy się wprowadzić sprzedaż biletów. Cena nie przekraczała 55 zł. Jednocześnie szukaliśmy też stałego miejsca tu w Łodzi. Dogadaliśmy się z OFF - em i dostaliśmy zdewastowany pofabryczny obiekt jednej z oficyn przy ul. Piotrkowskiej. Wyremontowaliśmy go i zaadaptowaliśmy na potrzeby teatru. A już we wrześniu 2022 roku odbyła się pierwsza premiera w profesjonalnych warunkach. Od tamtej pory we wszystkie piątki i soboty o godz. 20:00 gramy spektakle dla dorosłych, a w niedzielę o godz. 16:00 baki dla dzieci.

- Do Janowa przyjeżdżają improwizatorzy z całej Polski…

- Pociąga ich to, że mogą grać codziennie, bo grupy impro u siebie nie grają codziennie. Przeważnie tylko raz w miesiącu. Stąd też publiczność teatralna nie zawsze w ogóle wie, co to jest impro. Ten nurt musi się dopiero wypromować. W 2019 roku wraz z kilkoma innymi szefami podobnych grup improwizacyjnych szacowaliśmy ilu widzów w 2018 rok obejrzało impro w kraju. Wyszło nam, że ok. 1 proc. z 6 -milionowej publiczności teatrów dramatycznych czyli zaledwie 60 tysięcy widzów! Wliczając w to również festiwale. My akurat w tym 2018 roku na scenie impro w Łodzi mieliśmy 9 tys. widzów. A wzięło się to zapewne stąd, że graliśmy w teatrze. Od stycznia tego roku gramy także raz w miesiącu jeden spektakl w Teatrze Capitol w Warszawie.

- Dzięki za rozmowę i życzę dalszych sukcesów!

Tytuł oryginalny

Primum vivere!

Źródło:

„Sceny Polskie”, pismo ZASPu

Autor:

Anita Nowak

Wątki tematyczne