Obiecywałem, że będę zaglądał tu czasem do radia. Szczególnie do Teatru Polskiego Radia. Nadarza się okazja: w poprzednią niedzielę Jedynka nadała słuchowisko „Requiem dla Stanisława Wyspiańskiego". Napisał tekst i wyreżyserował szczególnie obiecujący artysta teatralny i radiowy Michał Zdunik. Pisze Piotr Zaremba w tygodniku Sieci.
Nie boi się on tekstów trudnych, poetyckich. To podwójne wyzwanie dla publiki, zważywszy na to, że radio wymaga większego skupienia, nie podpierając się obrazem i odwołując do wyobraźni. Ale Zdunik jest w swoich nieraz prawda nieprostych metaforach i skojarzeniach wyzbyty pseudointelektualnego pustosłowia. Na ostatnim festiwalu Dwa Teatry słusznie nagrodzono jego „Rzeczy, których nie wyrzuciłem". To była adaptacja książki Marcina Wichy - o umieraniu lub raczej o żegnaniu osoby bliskiej. Tym razem Zdunik jest sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Nieprzypadkowo, to jeden z lepszych znawców twórczości Wyspiańskiego w Polsce.
Sam nawet zrobił oprawę muzyczną - bo komponuje i świetnie dobiera utwory. Mroczna, gęsta opowieść o odchodzeniu wielkiego, acz mocno pogubionego pisarza została nam opowiedziana po części jego językiem. Ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że choć pojawiały się tu rozmaite pytania i dylematy dotyczące drogi Wyspiańskiego, także tej publicznej (konfrontacja z nawiedzającą go postacią Polski), autora najbardziej fascynowała metafizyka, pytanie, co nas czeka dalej, kiedy umrzemy.
Tak skutecznie się tym zainteresował, że mnie nieco przeraził. Ludzie mojej generacji myślą o śmierci bardziej na co dzień i konkretnie niż młodzi, tacy jak Zdunik. Odpowiedzi są niejednoznaczne, ale dla mnie to było coś dużo więcej niż gra wyobraźni.
Czy warto fundować słuchaczom takie wrażenia? Czy radio z natury rzeczy elitarne nie wędruje w rejony zbyt wyrafinowane? Nie, kiedy to jedna z ofert. Urobek radiowych słuchowisk jest potężny, to kilkaset tytułów rocznie, wszelkiego kalibru - od najlżejszych po najbardziej ambitnych. Ta produkcja trwała w najczarniejszych nawet pandemicznych czasach.
Nic tego bardziej nie uświadomiło niż niedawna ceremonia otwarcia Muzeum Teatru Polskiego Radia w Baranowie. To oczko w głowie dyrektora Janusza Kukuły przyciągało barwnością najprostszych symboli, choćby muralami przedstawiającymi Piotra Fronczewskiego, Magdę Zawadzką, Krzysztofa Gosztyłę czy Grażynę Barszczewską. Ci wielcy aktorzy naprawdę tam pojechali, ale było to spotkanie wszystkich pokoleń artystów pracujących w radiu. Uświadamiające mi potęgę ciągłości.
No ale właśnie, tam możemy się przenieść do świata wiecznych radiowych seriali: „Matysiakowie" czy „W Jezioranach". To jest drugi biegun wobec twórczości takich Zduników. Więź z życiem zwykłych ludzi trwająca od dziesięcioleci. Dyrektor Kukuła ma ambitne plany. Stworzył muzeum tak daleko od Warszawy z powodu życzliwości tamtejszych lokalnych władz. Ale Fundacja Teatr Wyobraźni potrzebuje kolejnych środków, choćby na to, żeby przyjeżdżający tam młodzi ludzie mogli w profesjonalnym studiu robić własne słuchowiska.
Na koniec powrót do „Requiem dla Stanisława Wyspiańskiego". Zawsze jestem pełen podziwu, gdy czołowi polscy aktorzy za małe pieniądze idą do tego studia i robią coś z niczego. Tu był Łukasz Borkowski, Katarzyna Dąbrowska, Konrad Żygadło, Mariusz Bonaszewski, Przemysław Stippa (ten ostatni w roli Polski) i inni. Wspaniali Bonaszewski czy Stippa, których głos jest także muzyką, godzą się zagrać w pojedynczej scenie, całość trwa wszak przepisowe 45 minut. Słyszymy ich przez chwilę. I mimo wszystko pamiętamy potem długo.