EN

20.11.2020, 12:31 Wersja do druku

Poskromienie złośnicy

fot. Waldemar Lawendowski

“Stworzeniami scenicznymi" nazywano w XVII-wiecznym Londynie aktorki, które po raz pierwszy uzyskały królewskie pozwolenie gry z mężczyznami. Restauracja Angielska otworzyła symboliczną drogę wyzwolenia z obyczajowych zahamowań. Epokowa zgoda nie wystarczyła jednak do wyrównania praw ludzi różnej płci, ani nie przezwyciężyła stereotypów, czasami może nawet je pogłębiła w radosnej twórczości dramatopisarzy.

Drugoplanowa rola kobiet i ich przedmiotowe traktowanie w sferze publicznej, sakralnej, domowej i artystycznej przyzwyczaiła grającym bogów, władców, dyrektorów, polityków, mężów stanu i pijaków do wielkich wygód. Wymykające się z rąk panów świata przywileje, w tym prawo wyborcze i co gorsza prawo głosu na tematy społeczne, rodzinne, światopoglądowe, etyczne i erotyczne, zawsze powodowały kontratak i zawsze prędzej czy później kończyły się sromotna klęską.

W 2016 roku w Teatrze Płockim była okazja, aby rozprawić się z tak zwaną komedią „Poskromienie złośnicy" - najbardziej szowinistycznym dziełem Williama Szekspira, sprzed ponad 425 lat. Długo po premierze dyskutowaliśmy, dlaczego reżyser nie zdobył się na odwagę i zagrał spektakl „po bożemu", czyli upokarzając Katarzynę Minolę, przekorną indywidualistkę, poprzez złamanie jej woli walki, odebranie nadziei na inny los i przyjęcie poddaństwa. W takich wypadkach twórca zawsze odwołuje się do oryginalnego tekstu, nie zauważając, jak świat się zmienia i jak edukacyjne znaczenie ma odczytywanie fraz na nowo. Konsekwencje nie były odległe. Rozradowani podporządkowywaniem koleżanek licealiści śmiali się do rozpuku, a jeden z niedouczonych polityków podczas Międzynarodowego Dnia Teatru wyznał, że „sztuka nauczyła go, jak postępować z kobietami". Przerażająco pojętny amator dramatów.

Cztery lata później, w czas pandemicznych zawirowań, „polskie Katarzyny" wyszły na ulicę i po raz kolejny spotkały: pouczającego ojca Baptistę, oburzonych ostrym językiem Gremia i Lucencja oraz bezwzględnego Petruchia, którego jedynym zadaniem jest znalezienie recepty na złośnicę. Metody nie są istotne: głodzenie w areszcie, straszenie przez telewizor, nasyłanie tajniaków, wyjmowanie z alkowy intymnych szczegółów, podszywanie się pod konta społecznościowe, kordony policjantów - ojców, braci, kolegów mężów i partnerów. Wszak panujący król pozwolił zagrać im wspólnie na politycznej scenie - oko za oko, ząb za ząb.

„Teatr uczy nas żyć...", ale czasami usprawiedliwia zło, bawi złem i promuje przemoc. Warto wtedy pamiętać, że „wszyscy jesteśmy równi wobec prawa", co oznacza ni mniej, ni więcej niż poskromienie swojej zaciekłości w podważaniu ludzkich dążeń do decydowania o własnym życiu, losie rodziny i wyborach.

*Jarosław Wanecki jest lekarzem, prezesem Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Poskromienie złośnicy

Źródło:

Gazeta Wyborcza - Płock nr 272