„Byk” Szczepana Twardocha w reż. Roberta Talarczyka i Szczepana Twardocha, koprodukcja STUDIO teatrgalerii, Fundacji Teatru Śląskiego „Wyspiański”, Teatru Łaźnia Nowa i Instytutu im. Jerzego Grotowskiego. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.
Uwięziony w przestrzeni między stołem, łóżkiem, drzwiami do toalety i meblościanką mężczyzna przypomina osaczone zwierzę. Miota się po zagraconym mieszkaniu jak byk raniony przez pikadora. Jego życie legło w gruzach. Paparazzi przyłapali go na narkotykowej libacji, a to oznacza koniec kariery. Na razie jednak byk się broni, Robert Talarczyk grający Roberta Mamoka grzebie w przeszłości, rozlicza się z cieniem dominującego dziadka, który wprowadzał go w świat i był mu przez lata wyrocznią. Jeszcze próbuje się ogarnąć, wywrzaskuje swoją nienawiść, nagromadzone pretensje do świata, do rodziny, do Polski, do siebie także. Mamok to nie jest sympatyczny gość, trudno byłoby z nim się zaprzyjaźnić. Składa się z kompleksów, agresji, niechęci, zaborczości i wpojonego męskiego szowinizmu. Potrafi jednak być układny, przymilny, aby zadowolić kogoś, na kim mu zależy. Szczepan Twardoch daleki jest od rozgrzeszania bohatera, dawania mu alibi: bo życie go nie rozpieszczało, rodzina trzymała w karbach, strzegąc dostępu do prawdy, a naznaczenie śląskością było rodzajem stygmatu, który nie ułatwiał awansu ani nie przysparzał przyjaciół. Świetna robota literacka, precyzyjna dramaturgia, majsterska robota aktorska. Teatr jednego aktora, który długo będzie się pamiętać - jak cięcie skalpelem w najbardziej palący wrzód w niewymownym miejscu.