„Siódemka. SzÓs Polskich Królowa” na podstawie powieści Ziemowita Szczerka w reż. Rafała Szumskiego w Teatrze Ochoty w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich
Teatr Ochoty zaprasza widza na szaloną, ale i gorzką wyprawę wzdłuż jednej z najważniejszych polskich dróg – tej, która prowadzi nie tyle z Krakowa do Warszawy, co przez polską tożsamość, wyobraźnię i codzienną frustrację. „Siódemka” to więcej niż adaptacja powieści Ziemowita Szczerka – to portret zbiorowy w ruchu, chwilami komiczny, chwilami niepokojąco aktualny.
Na niewielkiej scenie, wśród skromnych środków, rozgrywa się spektakl o rozpoznawalnym klimacie. Podłużna platforma przypomina porzucony pomnik albo fundament po czymś, co już nie istnieje – może to metafora dawnej dumy, może aktualnej pustki. Projekcje na ekranie przywołują migawki z drogi, ale i z pamięci. Tło tworzy znana każdemu Polakowi przestrzeń: parkingi, przydrożne bary, beton i mgła.
Piątka aktorów tworzy zgrany zespół, wcielając się na zmianę w rozmaite figury współczesnego Polaka – od przedsiębiorcy z manią wielkości, przez rozczarowanego idealistę, po fanatyka popkultury i lokalnych mitów. Każdy z nich to wariacja na temat głównego bohatera, którego tożsamość rozpływa się w zdarzeniach, przerysowanych spotkaniach i radiowych doniesieniach o wojnie. Polska, jaką pokazuje spektakl, jest nieustannie rozedrgana – między śmiechem a lękiem, między przeszłością a absurdem współczesności.
Język spektaklu jest żywy, czasem ostry, chwilami poetycki, ale zawsze celny. Tempo przypomina rytm zmieniających się stacji radiowych – raz disco polo, raz wiadomości, raz coś, co trudno nazwać. W tej mieszance powstaje obraz kraju, który nieustannie próbuje się zdefiniować – przez stereotypy, opowieści i gesty.
W finałowej scenie, gdy znika śmiech, a na scenę wkracza cisza, widz zostaje skonfrontowany z pytaniem: czym jest miejsce, z którego pochodzimy? Czy da się je pokochać mimo pęknięć, niesprawiedliwości i chaosu? „Siódemka” nie daje łatwych odpowiedzi, ale zaprasza do ważnej refleksji – nie o tym, jacy jesteśmy „my Polacy”, tylko o tym, jakimi chcielibyśmy być.