"Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z pani mamę" na podstawie "Polak sprzeda zmysły" Konrada Oprzędka w reż. Anny Gryszkówny w Teatrze WARSawy. Pisze Karol Mroziński w Teatrze dla Wszystkich.
A więc było nas dwóch. Obaj pełni obaw, ale obaj pragnący coś przeżyć. Roman Pawłowski w 2004 r. zaskoczony popularnością antologii dramatów „Pokolenie Porno”, i Karol Mroziński w 2020 r. zdumiony, że pewne tematy i skandale, choć pokryły się przez ten czas patyną, doskonale bronią się same przez się.
Na początku trzeciego tysiąclecia nie mieściło się w głowie, aby teksty pisane na scenę obejmowały tematy jak najbardziej aktualne. Tradycjonalistyczna część widowni i krytyków wyrażała swoje oburzenie na wiele sposobów. O czym mamy się dowiadywać z teatru? Co jest przeżywane na scenie… przecież to samo mamy w serwisach informacyjnych, reportażach? Czym będzie aktorstwo, jeżeli sztuka nie będzie już sztuką? Na łamach gazet pojawiło się nawet hasło „Seksrealizm”, jednak zamiast odstraszać, intrygowało, zapraszając na widownię.
Zachęcająco brzmi już sam tytuł „Nie piję nie palę, chętnie zrobię z pani mamę”. Idealny na dzisiejsze czasy – dystansu społecznego, czy 500+. Jednak jeżeli ktoś spodziewał się komedii, może zostać zszokowany spotkaniem z ciętą groteską. Tak, taki gatunek też istnieje, bo nie wszystko, co doprowadza do śmiechu, jest filmem średnich lotów z białym plakatem. Zastanawiałem się czy sam tekst jest autorstwa aktorów, jakich widać na scenie? Nie byłby to pierwszy taki zabieg. Przecież artyści w Teatrze Ochoty również wystawiali swoje wariacje na temat „33 powieści, jakie każdy powinien znać”. Dialogi użyte w przedstawieniu, dobrze wyreżyserowanym przez Annę Gryszkównę, brzmią znajomo, a to za sprawą Konrada Oprzędka, którego reportaż „Polak sprzeda zmysły” tu wykorzystano. Spektakl to zbiór scenek połączonych ze sobą mniej lub bardziej, składający się na przekrój pokolenia dzisiejszych 30-latków.
Kiedy się na to patrzy to rodzi się prawdziwy śmiech przez łzy. Dzieci wychowywane na zwycięzców, wreszcie dorastają. Ku swojemu zdziwieniu nie są jednowymiarowymi bohaterami jakiejś konkretnej bajki. Raczej pochodzą z kilku naraz, a zakończenie typu „długo i szczęśliwie” brzmi jak zdanie wewnętrznie sprzeczne. Tak też prezentuje się nasza rzeczywistość w stosunku do tego, co nam przez lata wpajano. Teraz jesteśmy wolnymi ludźmi, wolnymi też od problemów pokolenia naszych rodziców, od etatu, stabilnej przyszłości. Na co nam wysokie mniemanie o sobie, kiedy nasza pensja jest dobra… lecz tylko dla tych, którym nie śnią się raty kredytu czy alimenty po nocach. Pomagamy naszym rodzicom, nie mając dla nich zbyt wiele czasu. Ciągła praca miesza się w głowie z wymaganiami naszych najbliższych i wymaganiami nas samych – i tak koło się zamyka. Kręci się coraz szybciej i szybciej, aż w końcu pęka, niczym bańka mydlana. Nie mając czasu na jego poskładanie, szybko rekompensujemy sobie braki czymś innym. Odnajdujemy się jako rozpłodowcy, sprzedawcy brudnej bielizny. Świetnie sobie to przy okazji wyjaśniając potrzebą chwili, głupotą świata, nie przypuszczamy, iż zamykanie się na chwilę w innej rzeczywistości to rodzaj ucieczki, a nie relaksu. A jak to w bajkach bywa, bardzo trudno wrócić z pięknych krain do samego siebie.
Na zakończenie chciałbym wspomnieć o oprawie muzycznej. W epoce ciągłych coverów i nowych interpretacji, miło było usłyszeć coś naprawdę świeżego. Kilka razy pytałem sam siebie, czy to na pewno to, bowiem tekst znany, lecz melodia jakby nie ta? Namacalny dowód na to, że wystarczy młodym artystom dać „coś”, a oni i tak potrafią Cię zaskoczyć. Brawa dla Tomasza Krezymona. Jest progres. Jak napisano w jednej ze zwrotek: „Jutro będę duży, dzisiaj jestem mały”.