„Podwójny z frytkami” Jana Czaplińskiego w reż. Piotra Pacześniaka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Zuzanna Liszewska-Soloch w portalu Teatrologia.info.
Wchodzimy na Małą Scenę Teatru Dramatycznego, przenosząc się w czasie do pierwszej w Warszawie i w Polsce restauracji McDonald’s, która pojawiła się na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. „Pani z telewizji” podbiega z mikrofonem: „Co pani dziś zamówi?”, „A do picia?” . Widzowie siadają przy rozstawionych na scenie stolikach. Spektakl nastawiony jest na interakcję z nimi. Za chwilę spowity w jeans od stóp do głów Jacek Kuroń, ówczesny minister pracy i polityki socjalnej (w tej roli Katarzyna Herman) w blasku jarzeniówek, które będą psuć się i trzeszczeć, przetnie wstęgę i nastąpi wielokrotnie powtórzone wielkie otwarcie (17 czerwca 1992 roku), kojarzące się warszawiakom spragnionym Zachodu, po latach lokalnej gastronomicznej i bytowej mizerii, z otwarciem na świat, ze zmianą na lepsze, „dopisane” przez twórców ironicznie do listy przełomowych „polskich czerwców” przede wszystkim wyborów z 1989 .
A jednak od początku wieje grozą. Klaun – Ronald McDonald, postać wymyślona, by reklamować sieć fast foodów (Konrad Szymański), ma rozmazaną szminkę na ustach, przypomina Jokera, jeździ wciąż na wrotkach, wykonuje akrobacje, dyryguje pozostałymi aktorami. Jedna z pracownic zachodzi z nim zresztą w ciążę.
Zamiast życia w pigułce mamy tu życie w bułce, które nie okaże się jednak bajką z Disneya, a raczej koszmarem – powtarzalności, konsumpcjonizmu, wykorzystywania pracowników spędzających nadgodziny w oparach smażących się w tłuszczu frytek, wkuwających obco brzmiące angielskie określenia; życie, w którym gonimy za dobrami, gdzie kopii nie da odróżnić się od oryginału i wszystko jest bez smaku.
Przy kasie dostaję rachunek za hamburgera, na którym widnieje kwota z wieloma zerami sprzed denominacji. Aktorzy też siedzą przy stolikach. Zastanawiam się, ile razy jeszcze zostanie powtórzona sekwencja przecinania wstęgi.
Młody, nieco hipsterski architekt, który wygrał przetarg na przebudowę placu Defilad, planujący wyburzenie Pałacu Kultury (Michał Sikorski) udziela wywiadu telewizyjnej dziennikarce Marzenie Błysk, pragnącej rozmawiać z ludźmi z całego świata (Agata Różycka): „Mam nadzieję, że będzie dokładnie tak samo jak w Szwajcarii”.
Architekt wciąż powtarza: „wiesz”, i „sukces” to jego religia. Przestawia z zacięciem pionki na makiecie Placu Defilad. Marzena Błysk potyka się i „nie zdąża”, materiał relacji jej się sypie, coraz bardziej histerycznie zadaje widzom pytania, szukając wśród nich Agnieszki Osieckiej, Adama Michnika, Górskiego…
W tym świecie nie ma miejsca dla nieudaczników. Szef ochrzania pracownicę, że wstawiła frytki, które starczą na trzydzieści lat. „Zawsze da się powiększyć zestaw”. McDonald – klaun jest jak Bóg, stwarza nowy świat, rządzi ludzkim istnieniem. „Nie ma deszczu frytek. Która była za to odpowiedzialna?” – pyta.
W pewnym momencie Kuroń stanie na kasie, za którymś kolejnym razem nie będzie już chciał przecinać wstęgi.
Otwarcie pierwszego McDonalda w stolicy staje się pretekstem do pokazania w spektaklu przejścia od entuzjazmu i zachwytu nad kapitalizmem do rozczarowania nim, zagubienia, dojścia do ściany, stawiania pytań, co z tymi, którzy są „niesformatowani”, „nie załapują się”, wypadają poza system. Mało tu sentymentów, dużo krytyki, dosyć banalne odpowiedzi, efekt sceniczny nieco nużący. Szkoda, bo dzięki wciągającym monologom aktorów, improwizowanym interakcjom między samymi aktorami i aktorami a publicznością, niebanalnej scenografii i aktualnej, choć mało odkrywczej tematyce – spektakl wzbudzał apetyt na więcej.