„Abonament na szczęście” na podstawie twórczości Agnieszki Osieckiej w reż. Antoniusza Dietziusa na Scenie Relax w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Agnieszka Osiecka, podobnie zresztą jak Jeremi Przybora, Wojciech Młynarski czy Jonasz Kofta, wciąż jest, i chyba na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Bo choć zaczynała swoje utwory pisać pod koniec lat pięćdziesiątych, kolejni wykonawcy próbują się do dzisiaj z jej tekstami mierzyć (warto wspomnieć jak z tą poetyką konfrontują się choćby Katarzyna Żak czy Marcin Januszkiewicz), szukając również nowych rozwiązań interpretacyjnych, zarówno w warstwie muzycznej piosenek, jak i tego, co autorka chciała nam powiedzieć o życiu, miłości czy poszukiwaniu szczęścia w swoich utworach prozatorskich, pamiętnikach, wierszach czy listach. Oglądając spektakl „Abonament na szczęście”, na warszawskiej Scenie Relax, trudno się oprzeć wrażeniu, że piosenki Osieckiej są w naszych głowach wciąż obecne i tak samo jak wtedy, kiedy powstawały, zmuszają do refleksji i namysłu nad własnym życiem i jego różnymi smakami.
Scenariusz Antoniusza Dietziusa, który jest również reżyserem tego przedstawienia, choć skupiony na opowieści kobiety i jej relacjach głównie z mężczyznami, ukazuje jednocześnie całą złożoność twórczości poetki, której udało się stworzyć własny styl charakteryzujący się jednak dużym stopniem różnorodności. To nieustanne eksplorowanie właśnie owej wielostronności w nastrojach czy emocjonalnych stanach bardzo dobrze eksponują aktorzy, zarówno Olga Bończyk w roli narratorki (na podkreślenie zasługuje ukazanie ironii, zarówno stanów emocjonalnych, jak rozumowych rozważań), jak i towarzysze jej podróży – Anastazja Simińska, Agata Walczak i Kamil Dominiak (nieskazitelna czystość intonacyjna idzie w tym przypadku w parze z interpretacyjną żarliwością, intensywnością przekazu i zrozumieniem). Spektakl doskonale i w niezwykle szlachetny sposób oddaje to, jak umiejętnie Osiecka potrafiła „wąchać swój czas” i tym samym odnajdywać się w rzeczywistości, poddanej ciągłej transformacji, zarówno uczuciowej, jak i duchowej.
„Abonament na szczęście” to spektakl znakomicie zrytmizowany, zespolony wspólnym tonem i wspólną atmosferą, zachowujący doskonale przede wszystkim dojrzałą, nie bez rezerwy wnikliwą, choć też nie pozbawioną ostrożności myśl i całą mądrość twórczości Osieckiej, ale też i rytm zawartych w scenariuszu utworów, zarówno tych mówionych, jak i śpiewanych. Jest w nim spora dawka liryki, nostalgii i sentymentalizmu, szczególnie w tych sekwencjach, w których protagonistka próbuje jakby odzyskiwać to, co już zaprzepaszczone, ale też bywa gorzko, drapieżnie i mocno dramatycznie, jak choćby w powracającej po raz kolejny w finale piosence „Kochankowie z ulicy Kamiennej”.
Spektakl Dietziusa to widowisko przygotowane bardzo uczciwie i rzetelnie, nie próbujące schlebiać najbardziej tanim gustom publiczności (w tego typu prezentacjach o łatwiznę naprawdę nietrudno), do tego trafne i nie pozbawione nadziei w stawianych diagnozach, jednocześnie imponujące wspaniałym wykonawstwem zwłaszcza w piosenkach wymagających zgranego zespołu, czułego na partnera, przestrzeń, używany rekwizyt i niemal nie schodzącą ze sceny Olgę Bończyk w roli „kobiety na zakręcie”. Ten znany utwór tym razem usłyszeliśmy w interpretacji bardzo subtelnej, z lampką wina i papierosem w ręce, co nie znaczy, że mniej sugestywnej od tych wykonań, które słyszeliśmy dotychczas.