"Nie ma" wg książki Mariusza Szczygła w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w Teatrze Żydowskim w Warszawie, spektakl online. Pisze Tomasz Miłkowski w Dzienniku Trybuna.
Teatr Żydowski otworzył nowy sezon błyskotliwą premierą internetową „Nie ma” wg głośnej książki Mariusza Szczygła, wyróżnionej laurem Nike.
Na pierwszy rzut oka był to pomysł karkołomny – utwór Szczygła ma bowiem charakter hybrydowy i nielinearny. Łączy fragmenty reporterskie, klasyczne reportaże z refleksjami na temat literatury faktu, notatkami ze wspomnień, aforyzmami, a ich rozległa tematyka, choć w mianowniku zawsze występuje „NIE MA”, z trudem daje się ogarnąć. Jednak Agnieszka Lipiec-Wróblewska odnalazła klucz do opowiedzenia głównego tematu książki, jaką jest zawodna ludzka pamięć i ślad, który po sobie pozostawiają ci, którzy odchodzą.
Pisze o tym wprost Mariusz Szczygieł: „połowa ludzi pamięta zdarzenia, które nigdy im się nie przytrafiły. Specjaliści od sztucznej inteligencji z Uniwersytetu Harvarda piszą, że nie chcieliby mieć w swoich systemach informatycznych tak wadliwego mechanizmu jak ludzka pamięć”. Mimo to Szczygieł podąża tropem tej ułomnej pamięci, świadomy jej wad, ale jednocześnie powodowany potrzebą dotarcia do tego, co nazwać można śladem pamięci albo niepamięci. Wyjaśnia tę swoją nieustępliwość w badaniu ludzkiej pamięci niezdolnością tworzenia fikcji. Dlatego na nowo definiuje istotę reportażu: „Reportaż to nieumiejętność przeżycia własnego doświadczenia egzystencjalnego za pomocą fikcji”.
O tych wszystkich zwykle pomijanych przez autorów dylematach, wątpliwościach i poszukiwaniach reporterów dowiemy się na samym początku spektaklu, którego pierwszą część wypełnia kilkunastominutowy monolog Mariusza Szczygła. Autor zwraca się do publiczności, czasem nawet komentując sposób, w jaki to czyni, aby wyjaśnić swoje motywacje. Wprowadza w klimat opowieści, którą wydestylowały autorki scenariusza Agnieszka Lipiec-Wróblewska i Agnieszka Zawadowska.
„Opowiadamy historie, żeby dowiedzieć się, kim jesteśmy. Żeby dotrzeć do tego czegoś, czego już nie ma. Do „naszego” nie ma. Historia sióstr Woźnickich, Violi Fischerovej, Jerzego Szczygła i samego Mariusza Szczygła to „ułomne raporty pamięci”, które zapamięta Internet. Bo Internet zapamięta na pewno. To nowoczesna pamięć, która nieubłaganie (potrzebnie, czy niepotrzebnie) rejestruje i zachowuje niemal wszystko. Pamięć Internetu przeciwko naszej niepamięci?’ – mówiła przez premierą Agnieszka Lipiec-Wróblewska”.
Ktoś, kto ma za sobą lekturę tomu „Nie ma”, już tylko na podstawie tej wypowiedzi łatwo zauważy, że adaptacja jest wyborem wątków obecnych w tej książce. Do scenariusza nie przeniknęła m.in. opowieść o najdziwniejszym domu w Pradze, zaprojektowanym przez sławnego architekta Adolfa Loosa, która staje się zwierciadłem historii powojennej Czechosłowacji. Nie znalazło się też w spektaklu miejsce dla reportażu „Śliczny i posłuszny”, który wywołał przed kilku laty wielkie poruszenie (ale i deszcz zasłużonych nagród dla Mariusza Szczygła). Opowieść o zakatowanym na śmierć chłopczyku przez konkubinę ojca przyprawiła wielu czytelników, m.in. premiera Tuska i prezydenta Komorowskiego, o koszmary nocne, a samego autora oddaliła bodaj na zawsze od reportaży ukazujących przemoc fizyczną wobec dzieci. Nietrudno sobie wyobrazić, że to właśnie ten reportaż – choćby ze względu na jego ładunek emocjonalny – mógłby zdominować tematykę spektaklu. A twórczyniom chodziło o coś innego.
Autorki scenariusza świadomie dokonały selekcji wątków, które złożyły się na spójną, choć nielinearną, celowo performatywną opowieść. Internetowa (a w nieodległej przyszłości projektowana na żywo) wersja spektaklu ogniskuje uwagę widza na pamięci i niepamięci, która dotyka ludzi związanych z uprawianiem literatury. Charakterystyczna dla tego wątku jest dramatyczna historia sióstr Woźnickich, Ludwiki i Zofii, polskich pisarek nie tak dawno popularnych i wysoce cenionych, zwłaszcza dotyczy to Ludwiki, a dzisiaj doszczętnie zapomnianych. Tak jak one za życia wymazały praktycznie cały okres okupacji, kiedy ukrywały się po aryjskiej stronie, aby uniknąć zagłady, a potem budowały fikcyjną chrześcijańską tożsamość, tak po śmierci one same zostały wymazane ze zbiorowej pamięci. Najpierw zniknęła Ludwika, skacząc z trzeciego piętra warszawskiego wieżowca na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Potem Zofia nie potrafiła już bez niej żyć i ta silna więź pchnęła ją do samobójczego zamachu.
Opowieść o Woźnickich splata się z historią wielkiego powrotu Violi Fiszerovej do poezji, czeskiej poetki, która za młodu rzuciła pióro pod wrażeniem innej wybitnej autorki w przekonaniu, że nie dotrzyma jej kroku. Kiedy jednak jej mąż, Pavel Buksa, też obiecujący pisarz, który zamilkł na emigracji, popełnił samobójstwo, Viola po trzydziestoletnim milczeniu wróciła do pisania i jako ponad 58-letnia poetka zdobyła serca nie tylko czeskich czytelników. Sama nigdy nie rozwikłała tajemnicy śmierci swego męża i własnej samotności.
W te kobiece psychodramy został wpleciony wątek ojca Mariusza Szczygła – Jerzego, jego marzeń o pozostawieniu śladu po sobie i zapamiętaniu tego, co ważne. To jasny kontrapunkt na tle mrocznych, zawikłanych losów kobiet, powiązanych nićmi miłości i nienawiści ze światem. Promieniejący na ekranie uśmiech ojca w kapeluszu z Sardynii wywiera silne wrażenie.
W teatrze liczy się nie tylko co, ale i jak się to opowiada. Agnieszka Lipiec-Wróblewska nie zabiegała o związki przyczynowo-skutkowe – przeciwnie, stąpała śladami autora i spektakl celowo poszatkowała na kilka części, które zatytułowała: (1.) Mariusz Szczygieł, (2.) Intro, (3.) Siostry Woźnickie, (4.) Jerzy Szczygieł, (5.) Viola Fischerová. Można je oglądać w kolejności zaprojektowanej przez reżyserkę, ale można równie dobrze w odwrotnej albo zupełnie innej. Widz sam decyduje, mając do dyspozycji kilka elementów układanki. Rzecz bowiem nie w ułożeniu historyjki, ale w wydobyciu podstawowego sensu wszystkich opowieści: ulotności pamięci, a zarazem jej fundamentalnego znaczenia. Stąd aż korci, aby tak skomentować całość: „Nie ma, ale jest”, czyli niepamięć to solidna jednak budowla.
Solidna, ale daleka od wykładania domkniętej anegdoty. Jej zaletą jest fragmentaryczność. Nawet „wykład” wprowadzający Szczygła został pocięty na wiele kadrów, postać monologisty to przybliża się, to oddala, „skacze” po ekranie, wystaje gdzieś z boku. Nietypowe kadrowanie przydaje smaku tej opowieści – nigdy nie wiadomo, skąd wynurzy się kolejny kawałek układanki.
Autorki spektaklu, reżyserka i scenografka, perfekcyjnie wykorzystały przestrzeń kawiarni Nowy Świat. Już wcześniej tę przestrzeń twórczo zaaranżowali Maja Kleczewska i Łukasz Chotkowski w spektaklu „Berek”. Wtedy jednak był to spektakl „montowany na żywo” przez widzów, którzy podążali za wybranymi aktorami. Tym razem pustka wybebeszonej kawiarni, gdzie tkwi tylko samotny stół, a na piętrze sofa, gdzie grają detale architektury i wielkie okna, pracuje na sukces spektaklu realizowanego dla widowni internetowej. To nie widz kadruje, ale kamera. Widać to doskonale w scenie spotkania sióstr Woźnickich, już po śmierci Ludki, która próbuje nawiązać kontakt z żyjącą siostrą przez wielkie okna kawiarni, granice świata żywych i umarłych. Z tyłu, za jej plecami toczy się życie, przechodzą ludzie w maseczkach, albo bez, przejeżdża rowerzysta, zwyczajny dzień. Ale spotkanie sióstr jest pełne napięcia.
To napięcie i tak wysokie, jak zwykle w spektaklach Lipiec-Wróblewskiej, poddającej psychikę bohaterek wiwisekcji, wzmacniają kontrapunkty choreograficzne Magdaleny Fejdasz i Weroniki Pelczyńskiej, które akcentują stany przyciągania i odpychania między bohaterkami. Na to wszystko nakłada się czujna, pełna napięcia twarz reportera – Mariusz Szczygieł do końca – widoczny od czasu do czasu – przypatruje się swym bohaterkom. Tak jakby pytał, czy są, czy ich NIE MA.
Świetnie spełniają się w tym odkrywczym spektaklu internetowym, uwzględniającym specyfikę medium, wykonawcy. Wymienić trzeba by wszystkich aktorów: Małgorzatę Majewską (jako Violę Fischerovą, Ludkę Woźnicką i Kobietę 1), Joannę Przybyłowską (jako Zofię Woźnicką, Matkę i Kobietę 2), Jerzego Walczaka (jako Ojca, Mężczyznę 1), Marcina Błaszaka (jako Pavla Buksę, Mężczyznę 2) i Daniela Czacza Antoniewicza. Ich powściągana ekspresja, uważne spojrzenia, milczenie – wszystko składa się na zharmonizowany, pełen odniesień obraz poszukiwania śladów pamięci. Wygląda to na zaproszenie do namysłu nad sobą samym.