Zanim zrobimy „ostatnie zdjęcie”, warto najpierw naprawdę spojrzeć – na dziecko, na siebie, na relację.
W rzeczywistości, gdzie obraz staje się walutą relacji, a potrzeby dzieci łatwo giną w cieniu cudzych oczekiwań, spektakl „Pan Aparat. Ostatnie zdjęcie” przynosi głos tym najmłodszym – nie po to, by ich pouczać, lecz by naprawdę ich wysłuchać. Teatr Guliwer proponuje przedstawienie pełne lekkości i czułości, które szanuje dziecięcą wrażliwość i nie ucieka od trudnych pytań.
Siedmioletnia Alutka to dziewczynka, której dzieciństwo zostało skrupulatnie wpisane w kalendarz konkursów piękności i kolejnych sesji zdjęciowych. Wszystko zmienia się, gdy tytułowy Pan Aparat – postać z pogranicza świata realnego i baśniowego – przestaje współpracować. W tej niespodziewanej awarii Alutka znajduje moment zatrzymania. Przestrzeń, by zadać sobie pytanie: kim jestem poza kadrem? I czy naprawdę trzeba zasłużyć na miłość, zdobywając kolejne tytuły?
Pamela Leończyk reżyseruje z dużą uważnością – unika pułapek dydaktyzmu, nie moralizuje, ale otwiera przestrzeń dla dziecięcych głosów i niepewności. To nie bajka o „grzecznych dzieciach” ani wykład o social mediach, lecz historia osadzona na granicy światów – rzeczywistego i wyobrażonego – gdzie można jeszcze decydować o sobie, nie będąc jeszcze do końca pewnym, kim się jest.
Zofia Tkocz tworzy poruszający portret dziewczynki, która dopiero uczy się rozpoznawać i nazywać własne potrzeby. Jej Alutka nie jest ani „dzielna”, ani „zbuntowana” – to dziecko w procesie, zawieszone między cudzymi ambicjami a własną, nieśmiałą intuicją. Partnerujący jej Georgi Angiełow jako Pan Aparat balansuje między absurdem a wzruszeniem – jego postać, choć na poły mechaniczna, okazuje się najczulszym towarzyszem przemiany bohaterki. Elżbieta Pejko w roli matki unika karykatury – jej chłód i perfekcjonizm podszyte są kruchą niepewnością, co dodaje postaci głębi i wiarygodności.
Nie sposób nie wspomnieć o stronie wizualnej spektaklu. Scenografia Magdy Muchy to nie tylko estetyczne tło, ale aktywny współuczestnik narracji. Świat Alutki – zbudowany z chłodnych, uporządkowanych przestrzeni – zderza się z ciepłymi pastelami marzeń i dziecięcych fantazji. To kontrast wizualny, który skutecznie oddaje emocjonalny rozkład sił w opowieści. Muzyka Magdaleny Sowul, pełna subtelnych kontrapunktów, i choreografia Daniela Leżonia, operująca gestem zawieszenia między ciałem scenicznym a „pokazowym”, wzmacniają dramaturgię spektaklu w sposób organiczny i nienarzucający się.
Choć spektakl powstał z myślą o młodszej publiczności, jego warstwa znaczeń trafia również do dorosłych – szczególnie tych, którzy wychowują, edukują lub po prostu towarzyszą dzieciom. W relacji Alutki i jej matki odbija się napięcie wielu dzisiejszych domów – między dobrą intencją a niezrozumieniem, między miłością a kontrolą. Ale jest też nadzieja – że usłyszane „nie” nie musi kończyć więzi, lecz może ją na nowo zdefiniować.
„Pan Aparat. Ostatnie zdjęcie” to spektakl potrzebny – nie dlatego, że dotyka modnych tematów, lecz dlatego, że robi to uczciwie i z wyczuciem. Jest piękny – plastycznie, emocjonalnie, narracyjnie. Bywa zabawny, chwilami gorzki, ale zawsze prawdziwy. Zostawia w widzu nie tylko refleksję, ale też cichą, uporczywą myśl: a gdyby tak, zamiast szukać najlepszego ujęcia, spróbować naprawdę spojrzeć – i zostać z tym, co się zobaczy?
 
 
      