„Wenus w futrze” wg Davida Ivesa w reż. Julii Banasiewicz i Adama Stasiaka w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
"Przedstawiamy Tomasza i Wandę, bohaterów spektaklu Wenus w futrze. Inspirując się postmodernizmem filmowym stworzyliśmy dla nich świat, który nazwaliśmy dzikim realizmem. Jest wulgarny, brutalny i pozbawiony nadziei - po prostu pracują w teatrze".
Tak o spektaklu i jego bohaterach mówią sami twórcy i wykonawcy: Julia Banasiewicz i Adam Stasiak. Wkraczamy więc w sferę tworzenia sztuki, ścierania się osobowości artystycznych, konfrontacji wizji tego, co i jak konkretnie powinno być przedstawione, o co chodzi w procesie twórczym, który ma doprowadzić do powstania spektaklu. I jest to rzeczywiście bezpardonowa, podstępna, pełna pasji gra nie tylko kobiety z mężczyzną o dominację, ale i ekspansywna walka - aktorki starającej się za wszelką cenę dostać rolę w projekcie z autorem sztuki i jednocześnie jej reżyserem - o kształt i wymowę dzieła, ale też gra teatru, w ogóle sztuki w celu uwiedzenia widza. Przebieg spotkania pokazuje, jak wszechstronnie trzeba być przygotowanym, by móc osiągnąć swoje cele, bo praca w teatrze wymaga całkowitego zaangażowania, niesie ogromne ryzyko porażki, łączy życie prywatne z zawodowym więzami najintymniejszych, często niewidocznych dla osób postronnych, relacji.
Spektakl jest dynamiczny, z ciągłymi zwrotami akcji, zmianami perspektywy na sens i kształt tworzonego dzieła, co pozwala zaskakiwać, uwodzić, przykuwać uwagę widza. Nie ma mowy o nudzie, bo aktorzy cały czas balansują między improwizacją i grą a prywatnymi rozmowami, zmieniają kostiumy, scenografię, oświetlenie, ciągle modyfikują treść i formę sztuki, nad którą pracują. Między aktorką a reżyserem iskrzy. W ferworze ciągłych tarć, spięć, dyskusji, uzgodnień zacierają się całkowicie granice, co jest prywatne, co jest grą, co prawdą, co interpretacją. Do puli walki o kształt i wymowę sztuki wchodzi wszystko - oboje idą na całość. A ponieważ jest to teatr w teatrze, więc dodatkowo temperatura rośnie, atmosfera gęstnieje. Emocje pikują, napięcie sięga zenitu. A zakończenie zaskakuje.
Może to tylko wariacja na temat relacji aktor - autor, reżyser, gdy jedne drugiego stymuluje, inspiruje. Tego, czego artysta potrzebuje w procesie twórczym. W końcu, tak naprawdę Wanda nie była umówiona na casting o 14.30, bo nie było jej na liście zgłoszeń. Jej pojawienie się i zniknięcie jest tajemnicze jak pomysł, jak myśl, jak tchnienie, jak nagłe uderzenie pioruna (było ich w sztuce kilka). Oto reżyser rozczarowany castingiem, w wyniku którego nie wyłoniła się kandydatka, mająca grać główną bohaterkę, wyobraża sobie idealną aktorkę-muzę, wymarzoną Wandę.
Julia Banasiewicz w roli Wandy rozsadza małą scenę Teatru Collegium Nobilium, Adam Stasiak w roli Tomasza, pewnego siebie autora sztuki i władczego reżysera, dzielnie jej w tym sekunduje. Aktorka ma ogromny potencjał dramatyczny i świadoma tego, na szczęście bezpiecznie szarżuje. Ma urok, wdzięk, temperament. Ma to coś, co od pierwszej chwili przykuwa uwagę i do końca ją utrzymuje. To się nazywa chyba talent. Tak, nie ma wątpliwości , ona tu rządzi, dominuje. W końcu gra Wenus. Nie, ona jest WENUS W FUTRZE!
Najlepiej przekonać się o tym osobiście. Zanurzyć się w tym żywiole i wyciągnąć wnioski. Materiał jest imponujący. Powodzenia:)